Zatem kącik wspominkowy — rarytas dla kibiców!
Chyba dla nikogo nie stanowi to tajemnicy, że jak człowiek za młodu przeczytał kilka takich ogólnikowych haseł, to już nigdy nie był w stanie zdać się na szczegółowe analizy i drobiazgowe opisy. Zdaje się, że charakterystyki z 82 wryły mi się w pamięci na zawsze.
Honduras zawsze będzie wyglądał tak. I kropka.
Warto zwrócić na afro. Nawet Brazyliczycy takich nie mieli. Pierwszy z prawej stoi Costly senior — teraz to taki komentatorski topik. Gdyby nawet zdjęcie nie było poligraficznie niedoskonałe (he he), to podobieństwo jest trudne do uchwycenia. Na tym polega też urok starych filmów porno.
Już wcześniej wspominałem o Nowej Zelandii — wygląda tak:
Ponadto widoczne ślady klasyki: guma arabska. Oprócz oryginalnego opakowania i niezwykłego, trudnego do korzystania po kliku użyciach "dozownika", ciężko było tym kleić. W smaku raczej odpychające, ze względu na wizualne skojarzenia z żywicą bardziej gorzkie. Klej biurowy miał zdecydowanie lepsze walory smakowe. Natomiast przebojem była pomarańczowa pasta do zębów. Rewelacja. I wcale nie służyła do mycia zębów. Producenci pomylili się w kwestii przeznaczenia.
A tak wygląda ten prawdziwy bohater Kamerunu:
Wyjątkowo głównym źródłem wiedzy w tamtych latach była "Panorama" — to chyba przez te sterty gazet u dziadka na strychu. I mini skarb: skarb kibica '78. Co by nie mówić, foto czaderskie, szczególnie ten blondyn po lewej stronie.
A na odwrocie piłkarzów? Zespół KISS!
Tu dowód na to, że dziennikarsko-kibicowskie niepokoje były obecne już od dawien dawna: Cruyff? Beckham? Ballack? Drogba? Jeden motyw.
Tutaj już przeskok do roku 1986 i odwieczne dywagacje co się powinno. Tego wąsa trudno pomylić, a opinie ekspertów, jak to ekspertów. Możemy powoli ryzykować stwierdzenie, że Kazimierz Górski był fajnym starszym panem, który dużo zyskuje przez to, że nie babrał się w systemie, ale się odeń odsunął. Natomiast jego sukcesy są kwestią przypadku i koincydencji wybitnych piłkarzy na skalę światową (Deyna!).
Teraz już "Świat Młodych" i przygotowania do '86 właśnie. Kolejne foto first class print + kolejny topik na lata. Aczkolwiek, jak patrzę na to "ć"...
To jest gra w futbol, którą chyba opatentowaliśmy sami, z pewnością wytworzyliśmy klasyczne rozmiary boiska (proszę, jaka piękna harmonia) (zeszyty w kratkę rulez). Zasady gry proste, gra się na przemian, odbija się od kresek pozostawionych przez przeciwnika i ścian bocznych dopóki istnieje taka możliwość. Siłą rzeczy bramki zawsze padały "od słupka". Nie bardzo pamiętam jak to było z faulami, rzutami wolnymi i rożnymi (kropki). Oczywiście wszystkie mistrzostwa były rozgrywane symultanicznie.
Ta dam! Zeszyt z naklejkami, który pewnie miała połowa populacji chłopięcej.
Jak mniemam, grzyby polskich lasów oraz polskie zamki i pałace cieszyły się mniejszą popularnością.
Teraz na to patrzę i w wieku 35 lat (?) dowiaduję się, że plakat na Espańa '82 zrobił Miró. Petarda. Ciekawe, kto zrobi na Euro 2012. Siudmak? (ej, a kto to jest, hi hi). Mógłby Beksiński gdyby żył. To by dopiero była ironia. Albo Nieznalska.
A nalepki klasa.
Hej, karne Sokratesa, to był szczyt bucostwa.
Kolejny topik:
Niejako przy okazji, przepiękne kapitalistyczne naklejki:
+ wersja polska (pewnie nikt by nie wiedział, co to jest C w kółeczku):
Galeria typów (nie jestem pewien, czy to było foto, czy reprodukcja):
Na ostatniej stronie zestawienie meczów, które intensywnie rozgrywaliśmy pod koniec szkoły z nacjami z pozostałych szkół oruńskich (trochę ich jednak było: 8, 9, 16 i 56). Nie za bardzo kojarzę, dlaczego obcych znałem nawet po nazwisku, pewnie dlatego, że część była ministrantami, pewnie dlatego, że czasem się chodziło po cudzych podwórkach. (no tak, jak sobie przypomnieć, to nie łaziło się pod blok, tylko na podwórko takich czy takich, zabudowa kamienic pozwalała na prowadzenie odrębnego życia wewnątrz WŁASNYCH zabudowań, które były osłoną, terenem, placem zabaw, miejscem spotkań — [trzepak!, mur śmietnika, dachy garaży i komórek]). Podwórko było pierwszą plemienną enklawą, potem była klasa, następnie szkoła, czasem dzielnia. Jak pamiętam, starsi jeszcze chodzili na bitki z Chełmem, które odbywały się pod nieistniejącym już drewnianym budynkiem domu kultury na starym Chełmie. Były jeszcze ze dwie ustawki między szkołami nr 8 i 16. Z tym, iż z racji gabarytów albo braku zdolności manualnych (nogi - p. Tomaszewski) byłem z reguły rezerwowym, czego dowodzi owa lista. Potem owe animozje postanowiono rozgrywać na boisku, wyniki owych starć mam zapisane. Chociaż wcale nie było pokojowo, po takim jednym pojedynku dostałem w ryja. Najpierw za faul, a potem za pyskowanie — grunt za młodu poznać swoje mocne strony.
Jednakowoż z meczy międzyszkolnych najlepiej wspominam taki z pierwszych klas. Należy wspomnieć (o ile już nie było o tym w zeszłym roku), że boisko szkoły na ul. Gościnnej było piaszczyste. I nie był to piasek plażowy, tylko fajna szrotowa szarówka. Kiedy wracało się do domu, to nogi aż po kolana były szare w porywach do czerni. Nie muszę pisać, ile piachu wysypywało się z klasycznych trampek. Co oczywiste, środek boiska i okolice bramek były jako tako wydeptane, zaś wycieczki na skrzydła i w okolice rogów, to były prawdziwe weryfikacje szybkości i siły nóg. Piłka nie miała szans się odbić, tylko gruntownie lądowała w miejscu. Najważniejszym pojedynkiem dzieciństwa był mecz szkoły nr 8 kontra szkoła nr 9, gdzie grało nas 22 na ich 24 (oni byli silniejsi), który wygraliśmy w dramatycznych okolicznościach (nie zapominajmy, że oni byli silniejsi). Mignięciem przeszłości i oczami wyobraźni widzę watachę dzieciarów, która ugania się za piłką z jednej bramki do drugiej w słoneczny dzień. O ile owoców ucierpiały okoliczne sady, które z trzech stron okalały boisko? Grunt, że mecz był oficjalny.
Chyba dla nikogo nie stanowi to tajemnicy, że jak człowiek za młodu przeczytał kilka takich ogólnikowych haseł, to już nigdy nie był w stanie zdać się na szczegółowe analizy i drobiazgowe opisy. Zdaje się, że charakterystyki z 82 wryły mi się w pamięci na zawsze.
Honduras zawsze będzie wyglądał tak. I kropka.
Warto zwrócić na afro. Nawet Brazyliczycy takich nie mieli. Pierwszy z prawej stoi Costly senior — teraz to taki komentatorski topik. Gdyby nawet zdjęcie nie było poligraficznie niedoskonałe (he he), to podobieństwo jest trudne do uchwycenia. Na tym polega też urok starych filmów porno.
Już wcześniej wspominałem o Nowej Zelandii — wygląda tak:
Ponadto widoczne ślady klasyki: guma arabska. Oprócz oryginalnego opakowania i niezwykłego, trudnego do korzystania po kliku użyciach "dozownika", ciężko było tym kleić. W smaku raczej odpychające, ze względu na wizualne skojarzenia z żywicą bardziej gorzkie. Klej biurowy miał zdecydowanie lepsze walory smakowe. Natomiast przebojem była pomarańczowa pasta do zębów. Rewelacja. I wcale nie służyła do mycia zębów. Producenci pomylili się w kwestii przeznaczenia.
A tak wygląda ten prawdziwy bohater Kamerunu:
Wyjątkowo głównym źródłem wiedzy w tamtych latach była "Panorama" — to chyba przez te sterty gazet u dziadka na strychu. I mini skarb: skarb kibica '78. Co by nie mówić, foto czaderskie, szczególnie ten blondyn po lewej stronie.
A na odwrocie piłkarzów? Zespół KISS!
Tu dowód na to, że dziennikarsko-kibicowskie niepokoje były obecne już od dawien dawna: Cruyff? Beckham? Ballack? Drogba? Jeden motyw.
Tutaj już przeskok do roku 1986 i odwieczne dywagacje co się powinno. Tego wąsa trudno pomylić, a opinie ekspertów, jak to ekspertów. Możemy powoli ryzykować stwierdzenie, że Kazimierz Górski był fajnym starszym panem, który dużo zyskuje przez to, że nie babrał się w systemie, ale się odeń odsunął. Natomiast jego sukcesy są kwestią przypadku i koincydencji wybitnych piłkarzy na skalę światową (Deyna!).
Teraz już "Świat Młodych" i przygotowania do '86 właśnie. Kolejne foto first class print + kolejny topik na lata. Aczkolwiek, jak patrzę na to "ć"...
To jest gra w futbol, którą chyba opatentowaliśmy sami, z pewnością wytworzyliśmy klasyczne rozmiary boiska (proszę, jaka piękna harmonia) (zeszyty w kratkę rulez). Zasady gry proste, gra się na przemian, odbija się od kresek pozostawionych przez przeciwnika i ścian bocznych dopóki istnieje taka możliwość. Siłą rzeczy bramki zawsze padały "od słupka". Nie bardzo pamiętam jak to było z faulami, rzutami wolnymi i rożnymi (kropki). Oczywiście wszystkie mistrzostwa były rozgrywane symultanicznie.
Ta dam! Zeszyt z naklejkami, który pewnie miała połowa populacji chłopięcej.
Jak mniemam, grzyby polskich lasów oraz polskie zamki i pałace cieszyły się mniejszą popularnością.
Teraz na to patrzę i w wieku 35 lat (?) dowiaduję się, że plakat na Espańa '82 zrobił Miró. Petarda. Ciekawe, kto zrobi na Euro 2012. Siudmak? (ej, a kto to jest, hi hi). Mógłby Beksiński gdyby żył. To by dopiero była ironia. Albo Nieznalska.
A nalepki klasa.
Hej, karne Sokratesa, to był szczyt bucostwa.
Kolejny topik:
Niejako przy okazji, przepiękne kapitalistyczne naklejki:
+ wersja polska (pewnie nikt by nie wiedział, co to jest C w kółeczku):
Galeria typów (nie jestem pewien, czy to było foto, czy reprodukcja):
Na ostatniej stronie zestawienie meczów, które intensywnie rozgrywaliśmy pod koniec szkoły z nacjami z pozostałych szkół oruńskich (trochę ich jednak było: 8, 9, 16 i 56). Nie za bardzo kojarzę, dlaczego obcych znałem nawet po nazwisku, pewnie dlatego, że część była ministrantami, pewnie dlatego, że czasem się chodziło po cudzych podwórkach. (no tak, jak sobie przypomnieć, to nie łaziło się pod blok, tylko na podwórko takich czy takich, zabudowa kamienic pozwalała na prowadzenie odrębnego życia wewnątrz WŁASNYCH zabudowań, które były osłoną, terenem, placem zabaw, miejscem spotkań — [trzepak!, mur śmietnika, dachy garaży i komórek]). Podwórko było pierwszą plemienną enklawą, potem była klasa, następnie szkoła, czasem dzielnia. Jak pamiętam, starsi jeszcze chodzili na bitki z Chełmem, które odbywały się pod nieistniejącym już drewnianym budynkiem domu kultury na starym Chełmie. Były jeszcze ze dwie ustawki między szkołami nr 8 i 16. Z tym, iż z racji gabarytów albo braku zdolności manualnych (nogi - p. Tomaszewski) byłem z reguły rezerwowym, czego dowodzi owa lista. Potem owe animozje postanowiono rozgrywać na boisku, wyniki owych starć mam zapisane. Chociaż wcale nie było pokojowo, po takim jednym pojedynku dostałem w ryja. Najpierw za faul, a potem za pyskowanie — grunt za młodu poznać swoje mocne strony.
Jednakowoż z meczy międzyszkolnych najlepiej wspominam taki z pierwszych klas. Należy wspomnieć (o ile już nie było o tym w zeszłym roku), że boisko szkoły na ul. Gościnnej było piaszczyste. I nie był to piasek plażowy, tylko fajna szrotowa szarówka. Kiedy wracało się do domu, to nogi aż po kolana były szare w porywach do czerni. Nie muszę pisać, ile piachu wysypywało się z klasycznych trampek. Co oczywiste, środek boiska i okolice bramek były jako tako wydeptane, zaś wycieczki na skrzydła i w okolice rogów, to były prawdziwe weryfikacje szybkości i siły nóg. Piłka nie miała szans się odbić, tylko gruntownie lądowała w miejscu. Najważniejszym pojedynkiem dzieciństwa był mecz szkoły nr 8 kontra szkoła nr 9, gdzie grało nas 22 na ich 24 (oni byli silniejsi), który wygraliśmy w dramatycznych okolicznościach (nie zapominajmy, że oni byli silniejsi). Mignięciem przeszłości i oczami wyobraźni widzę watachę dzieciarów, która ugania się za piłką z jednej bramki do drugiej w słoneczny dzień. O ile owoców ucierpiały okoliczne sady, które z trzech stron okalały boisko? Grunt, że mecz był oficjalny.
1 komentarz:
szukam właśnie tego albumu na nalepki...mam taki sentyment że o matko...ale od małego pamiętam że miro zrobił plakat...nauczyłem się z tego albumu...wtedy miałem 8 lat...nastepne obrazy miro zobaczyłem chyba ze 20 lat później w internecie...
Prześlij komentarz