środa, 16 czerwca 2010

mundial!

niedziela, 13 czerwca

Ponieważ tydzień roboczy wyczerpał limit ciepłych dni, a piątkowo-sobotnia noc limit naszych marszy niedzielę tradycyjnie spędziliśmy w domu. Przy meczach. Przy obiedzie. Poczytałem o typowaniach mundialowych. Wyciągnąłem książkę Szczepłka o futbolu. Zastanawiam się, czy nie pójść do piwnicy i nie wyciągnąć zeszytu, gdzie są wklejone zdjęcia z Espańa '82 — np. Nowa Zelandia przecież!

Mówią, mówią, a człowiek swoje. Teoretycznie do 11 lipca można by zrobić wiele pożytecznych rzeczy. Napisać wiersz. Popracować. Uczyć się. Wynieść śmieci. Ale w końcu mundial jest mundial. Gdybym jeszcze miał z kim w piłkę pograć, to pewnie w przerwach między meczami wybieralibyśmy sobie nazwiska graczy, w których się wcielamy. Czyli prawie fajnie. I co z tego, że słabo grają. W końcu to mundial. Trzeba obejrzeć WSZYSTKO. (nie, tych w pracy nie oglądam, jakieś takie idiotyczne poczucie przyzwoitości). A, zrobiłem w sumie jedną rzecz: przyciąłem i zapakowałem 25 płyt JZTZ, bo Endriu się skończyły.

poniedziałek, 14 czerwca

Pogoda już taka wekendowa. Na obiad niedzielna zapiekanka warzywna z mielonym wewnątrz. Moje serce bije w rytm mundialu. Trzy mecze dziennie! Dzieciństwo!, lato! (prawdziwe), wakacje! Drugim istotnym elementem są zakładowe zakłady. I nawet nie na pieniądze, ale na punkciki. A ile emocji.

Pojechałem do Endriusa, gdzie oprócz próby wokalnej (w końcu, skoro nam wychodzi, to możemy szlifować) dokończyliśmy cięcie pozostałych 3 numerów z 2. etno-sesji: "trans-West", "zegareczek" i "pasodoble" (acha, takie właśnie pasodoble, sekcja gra świetnie, naprawdę z werwą)(ja na basie!)(wokal niezaprzeczalnie).


Brak komentarzy: