poniedziałek, 24 sierpnia
Gdyby (nie daj boże!) zdarzyła się różna od liczby startów liczba lądowań, to pamiętajcie mnie raczej poważnie, ot tak:
Zatem w ramach tzw. dobrych rad wuja Mata cóż mogę rzec? Droga młodzieży: życie to głównie zakupy w lidlu, robienie obiadów, zmywanie naczyń, sprzątanie mieszkania dwa razy w roku przed świętami, czasem jak ktoś zapowie wizytę. Naprawdę nie ma czasu dla siebie. Niestety.
Najważniejsze: bogato się urodzić. Można bogato się ożenić, ale z tym mogą się wiązać niekorzystne zobowiązania. Grunt to się nie przejmować, zdrowo się odżywiać, nie chudnąć, nie grubieć. Nie denerwować się, bo to szkodzi zdrowiu. Nie wywoływać wilka z lasu. Korzystać póki czas. Brać jak dają. Itd.
***
Przedostatnia scena "Manhattanu" pokazuje Allena, jak leży na kozetce i wymyśla:
"(...) Pomysł na krótkie opowiadanie o ludziach z Manhattanu, którzy ciągle tworzą te naprawdę niepotrzebne problemy neurotyczne dla siebie, bo to ich powstrzymuje od zajmowania się bardziej skomplikowanymi, przerażającymi problemami dotyczącymi... wszechświata. Bądźmy... To musi być optymistyczne (...)";
przypomina mi młodzieńcze rozważania, że osoby w bieżącym otoczeniu wolą się zajmować czynszem i wyglądem na imieniny u cioci miast NAPRAWDĘ WAŻNYMI SPRAWAMI. I tu miałem na myśli właśnie wszechświat itp. hi hi. Eh, młodość.
***
W gruncie rzeczy kwestia wygląda jak pod koniec odcinka Czarnej Żmiji: właśnie ktoś wrzucił do ognia jedyny rękopis twojej powieści, którą pisałeś 7 lat. W sumie i tak jesteśmy cwanymi świniopasami, którzy akurat mają fart, że żyją w dobie komputerów. Ktoś, kto stworzył komputer (a potem internet) jest bogiem.
***
Bardzo dawno temu nagraliśmy z Johnym piosenkę, której nadaliśmy tytuł: "Goodbye Sayonara" — oczywiście nie mając pojęcia, że to znaczy to samo. A więc zanim znów popadnę w tani sentymentalizm i zacznę wymieniać, kto dziedziczy moje niedokończone dzieła muzyczne robię do Was oczy:
Najważniejsze: bogato się urodzić. Można bogato się ożenić, ale z tym mogą się wiązać niekorzystne zobowiązania. Grunt to się nie przejmować, zdrowo się odżywiać, nie chudnąć, nie grubieć. Nie denerwować się, bo to szkodzi zdrowiu. Nie wywoływać wilka z lasu. Korzystać póki czas. Brać jak dają. Itd.
***
Przedostatnia scena "Manhattanu" pokazuje Allena, jak leży na kozetce i wymyśla:
"(...) Pomysł na krótkie opowiadanie o ludziach z Manhattanu, którzy ciągle tworzą te naprawdę niepotrzebne problemy neurotyczne dla siebie, bo to ich powstrzymuje od zajmowania się bardziej skomplikowanymi, przerażającymi problemami dotyczącymi... wszechświata. Bądźmy... To musi być optymistyczne (...)";
przypomina mi młodzieńcze rozważania, że osoby w bieżącym otoczeniu wolą się zajmować czynszem i wyglądem na imieniny u cioci miast NAPRAWDĘ WAŻNYMI SPRAWAMI. I tu miałem na myśli właśnie wszechświat itp. hi hi. Eh, młodość.
***
W gruncie rzeczy kwestia wygląda jak pod koniec odcinka Czarnej Żmiji: właśnie ktoś wrzucił do ognia jedyny rękopis twojej powieści, którą pisałeś 7 lat. W sumie i tak jesteśmy cwanymi świniopasami, którzy akurat mają fart, że żyją w dobie komputerów. Ktoś, kto stworzył komputer (a potem internet) jest bogiem.
***
Bardzo dawno temu nagraliśmy z Johnym piosenkę, której nadaliśmy tytuł: "Goodbye Sayonara" — oczywiście nie mając pojęcia, że to znaczy to samo. A więc zanim znów popadnę w tani sentymentalizm i zacznę wymieniać, kto dziedziczy moje niedokończone dzieła muzyczne robię do Was oczy:
p.s. lato się ma ku końcowi — temperatury w nocy jednak nie oszukują