sobota, 7 października 2017

War Machine (2017)



film w przekazie bardziej straszny niż śmieszny, bo mimo satyrycznego ujęcia, nie śmieszy za bardzo, Brad Pitt za bardzo przerysowany, w ogóle nieśmieszne są te przerysowania, Żona w połowie się znudziła, muszę dokończyć, bo ciekawe to to jest
mocno przypomina książkę o wojnie w Iraku, którą czytałem
natomiast jest to film nierówny, rozchodzi się, w połowie jesteśmy gdzieś między przygotowaniami do prawdziwej walki a obyczajowymi obrazkami grupy otaczającej generała wraz z żoną, gdzie w tym ujęciu pojawia się jakiś sentymentalizm i sympatia dla tej, skądinąd niespecjalnie inteligentnej grupy ludzi = to "szkodzi" wymowie obrazu
za chwilę dostajemy się w ogień walki, chwilowo jeszcze poprzedzony sugestiami narratora o nadmiernej ambicji głównego bohatera = czego nie widać na ekranie, generał nie jest demoniczny (w książce było to mocniej pokazane)
walka kończy się niefortunnie, a zaraz finiszujemy z konsekwencjami wywiadu z "Rolling Stone'a" z Lady Gagą na okładce, gdzie wobec pokazanej postawy generała można odnieść wrażenie, że to ów dziennikarz–narrator jest małym chujkiem, bo prawdziwe zło i ignorancja siedzą gdzie indziej, a on nawet tego nie tknął
w ostatniej scenie pojawia się dobrze ucharakteryzowany Russell Crowe
tępe ostrze tej satyry



Brak komentarzy: