poniedziałek, 6 czerwca 2016

9–14.05.2016


Autorka kolorowych zdjęć Oruni Dolnej jest Martyna Winnicka — absolwentka ASP w Gdansku
9 maja, poniedziałek

zatę Żono ma

Mama dała mi dzień!
to było na miarę 40 urodzin!
***
nie pamiętam kto spał po nocy
w każdym razie dzieci się zebrały na rehab, a potem wybyły
ja zaś obejrzałem 4 mecz SAS-OKC bez wiedzy, zrobiło się 2-2
trochę to trwało, zeszło niemal do 11:30
***
hah, nawet sobie gdzieś pisałem realizację planu tego dnia
potem, po słusznych zakupach w sklepie, udałem się zatyrać na działkę: 4 krzaki z podebraniem i założeniem nowego kompostu, do tego ponowne wiązanie chrustu, potem się okazało, że się podrapałem, ale wytyrałem się na szybko, 2,5 ha
***
na obiad super babka, potem podżerałem WSZYSTKO
obejrzałem jeden straszny film
(boże, jaka praca w mojej firmie jest fajna)
Suburra (2015)
a jeszcze pół godziny "The Lobster"
szokujące i cwane
***
dzieci w tym czasie wróciły, a ja musiałem się już wybierać, aczkolwiek chwilę jeszcze spędziliśmy, choć ja po dwóch piwach byłem bardziej lewitujący życiowo
potem na próbownię, pohałasowaliśmy strasznie, już pod kątem występu, i z powrotem
***
przed snem jeszcze uprawiałem hazard na komórce, aż mi łzy z oczu leciały

10 maja, wtorek

zatę Żono ma

nie pojechaliśmy do Kartuz, bo jakoś wydawało się krótko czasowo
więc po południu była działka z kocem (= dłużej) oraz grzebaniem w ziemi, następnie plac zabaw z huśtawką i piaskownicą, dziewczyny już były, a potem napowietrzna siłownia z karuzelą i kamykami do jedzenia
***
budziłem się rano na kacu, było ranne karmienie, potem Mama uratowała koło 8 zabierając smyka na rehab
się ogarnąłem, zjadłem i sprawdziłem wyniki
***
po powrocie poszliśmy na lokalny spacer z bankomatem, sklepem rybnym
było ultra słonecznie i ciepło
***
podczas drzemki nie polazłem na działkę, gdyż nie było zdrowia na piwo, ponadto szukałem wiadomości o Kartuzach, spox
***
dziecko niespecjalnie chciało jeść rybę
ale nasz obiad był super i dwudaniowy (kończymy babkę)
***
zasypianie dość długie
podlewanie
konwalie
owad na dłoni
Shakiry i inne teledyski
ziewam, choć były inne plany, idę spać po 23

11 maja, środa

zatę Żono ma

cały tydzień do ogarnięcia
***
usprawnienie na próbę — taboret, który ściągnąłem ze śmietnika, oczyszczenie ze starej farby przy użyciu stojaka na nuty Przema i jak nowy
pożyczony mikrofon na dziecięce występy
biorę basa, bo za tydzień próby nie ma
było tak samo jak ostatnio, ale miałem taboret
wracając, uznałem, że granie nie powinno być smutne, lecz sprawiać radość, ale to może przez to, że niosłem ciężki futerał
jakkolwiek granie muzyki jest zasadniczo smutne — uznałem tak po posłuchaniu płyty Civilian, jest tak melodyjna, że trudno cokolwiek zapamiętać, a bas gra i brzmi tak świetnie, że taki nie występuje w rzeczywistości
do tego jeszcze czytałem krótką rozpiskę, co robiliśmy na Rodoz w 2006 roku
***
Mama w tym czasie zajadła trochę surówek, gulaszu i placków
***
ja zaś szykuję się do wieczora, bo jutro z rana nie będzie opierdalania się
przedwieczór mieliśmy taki sam, jak poprzedniego dnia:
— działeczka (nuda, nic do robienia, prócz jedzenia ziemi)
— plac zabaw, z czego najfajniejsze były spychaczo-koparki
— dzieci małe i duże na obu placach zabaw
— nie było jedzenia kamieni przy karuzeli
— nawet trochę zmarzłem nie na słońcu
***
wcześniej:
kupiłem te bilety na Autolux
już jest obawa, że nie dostanę urlopu
tylko to nagranie z koncertu jest fajne/ekscytujące = cieszyć się
***
obiad z rybą nie poszedł zbyt dobrze, potem (po spacerze) Mama sobie super poradziła z kuskusem i mieszanką
dziecko obudziło się nieswoje i rozbite
***
podczas drzemki zająłem się wysyłaniem tych ogłoszeń
chuj z tym, nieważne, czy ktoś przyjdzie, mamy próbę wyjazdową
dzięki temu przeszła mi senność
***
Krysia kwiaciarania dała Tymkowi narcyza
głupio tak trochę bez zapłaty
***
wracamy pospiesznie do domu, ominęły nas opady
***
dziecko było już potwornie zmęczone, w końcu nie spało od 5:15
w pociągu ledwośmy wytrzymali, przewijanie wcale nie pomogło, droga powrotna nie była bardziej widowiskowa
***
zjedliśmy kaszubskie danie na peronie
trochę szkoda, że koleje się tak wykoleiły
szkoda tej infrastruktury, tych starych dworców, starych peronów, starych ramp, lokomotyw, poniemieckich napisów, torów, po których już nie pojadą pociągi = patrz stacja kolejowa w Skarszewach
***
kupiliśmy żarcie, dziecko świetnie się bawiło w zabawkach, sprawdzało kolor swoich rąk (tu białe, tam różowe)
zwiedziliśmy Kartuzy, sporo tam było oryginalnych starych budynków
prócz Kartuzów odwiedziliśmy też historyczne miejsca od wujka Bogdana
to była cała udana wycieczka
***
stacje pkm są oderwane od rzeczywistości budowlanej, ale to już się stało
żeby wspomnieć Kiełpinek, Jasień, Matarnie i przejazd przez dolną część dawnej działki Piotra
to zejście obok auchan, w dół, przez stary nasyp kolejowy
***
przejazd w jedną stronę był całkiem ciekawy, dziecko wymagało opieki i trochę atrakcji
godzina w jedną i drugą stronę, zajęć dla dziecka, minęły szybko
***
śmy się zebrali rano, herbata, ja śniadanie zjadłem w pociągu
bilety 16:20 zeta
***
zgodnie z przewidywaniami miało być krótkie spanie, ale nie aż tak
5:15 pierwsze karmienie, potem przepisowe próby zasypiania, ale się nie udało
niemniej — udało się przetrzymać dziecko w pokoju bez wstawania i z próbami drzemki do 7 z minutami, potem i tak trza było wyjść na pociąg 8:20
***
nie mogę słuchać skyfall, bo Mama pracuje
to sobie popisałem
być może też nawet oglądałem coś do snu na cyku
racja, stare teledyski Apteki i Po prostu, tak historycznie, bez wzruszeń

12 maja, czwartek

zatę Żono ma

przymuszona pobudka około 8
***
pojechaliśmy na rehab, trochę ryków było, aż fafluny poszły z nosa
potem udaliśmy się sami z dzieckiem na długi, wcale słoneczny spacer
na słońcu ciepło, poza tym wiało
doszliśmy do Oliwy, kupiłem kokosanki oraz pączka, który wcale nie był marcepanowy a sam zjadłem z niego dżem
nie było jeszcze zamówionej odżywki do włosów
wróciliśmy tram, i prawie kupiłem spodnie wiszące na płocie — tam tradycyjnie babcie sprzedają
***
to był dzień, kiedy dziecko nie zasnęło
po 50 minutach dałem spokój, dzięki czemu ono, wieczorem, zaczęło już przysypiać podczas wieczornego mleka, więc z opadającymi powiekami zasnęło o 19:26, jeszcze przed moim wyjściem
***
po obiedzie zrobiłem tradycyjną przechadzkę działka/place zabaw, zabawa dla niego nawet była
***
znowu do Oliwy na najszybszy występ świata
śpiewało mi się dobrze (niezły nastrój), i odgrzewane kotlety 2, JZTZ w pełnym składzie ze skrzypcami (Marzena) i banjo (Grzegorz) zaliczone
był Wojt z córką i jeszcze parę osób, chłodno
ale szybki transfer do domu
wieczoru nie pamiętam

13 maja, piątek

zatę Żono ma

nie pamiętam również kto miał nocny dyżur, może ja (bo Mama w sobotę i niedzielę)
przed południem ponownie udaliśmy się do Oliwy, po tę odżywkę, jeszcze zimniej i zmarzłem (są zimne foto z Parku Oliwskiego)
udane parkowanie i skomplikowany wyjazd spod pizzeri Margerita
***
nie było szparagów w wege knajpie, więc zaliczyliśmy po deserze
***
Mama odstawiła nas do domu, gdzie porządne zaśnięcie, a sama dojechała na te wymarzone szparagi, które takie się nie okazały
"przynieś Tomasz, czym się tam bawisz"
***
podżarłem ostatnie placki ziem z mięsem, więc byłem najedzony bardzo i długo, co nie przeszkodziło mi rąbać grillowanizny, aż się uszy trzęsły
bo po przebudzeniu dogadaliśmy się z Wojtem i spotkaliśmy o 17:30 na działce
to był ostatni taki ciepły wieczór, wyruszyłem już o 16, w pół godziny zniosłem wszystko, o 17 kiełbasy już się paliły (udane rozpalanie grilla, to mnie zawsze  cieszy), potem szamaliśmy piersi z kurczaka w ziołach oraz wersja curry
było smacznie (+ piwo + sałatka)
***
niespodziewanie zeszło nam do 19:30, ich rowerek uratował nam dziecko na działce, bo wystarczyło sobie jeździć, jeździć i jeździć i było spokojnie
strasznie udany wieczór

14 maja, sobota

zatę Żono ma

nie wiem, czy denerwowaliśmy się z rana, ale to chyba była 5:15, przeżyliśmy, z pewnością kiełbasa z wczoraj jeszcze została, później nastąpił okres przeczekiwania na przybycie Babci
a Mama pojechała spytać, na co wydała pieniądze z komórki, potem się przypomniało
***
Babcia w humorze, więc mogła się pomęczyć na spacerze ze 2 ha, w tym czasie obrobiłem sporą część wiązek chrustu, otoczenie krzaczków wałami i podlewanie
***
potem zasnąłem dziecko na drzemkę i znowu się udałem, ale tym razem nie było tak przyjemnie, za mocno wiało, słońce już nie dawało rady ogrzać
wyłożyłem balię gałązkami
być może obłożenie śliwy drewnem nie było najlepszym pomysłem
jest nowy zestaw kamieni do wykorzystania i trochę perzu wyrwanego
pozmieniało się, już nie mamy drzewnego jelenia
***
po obiedzie spacer już tylko po placach zabaw, ale udało się tam sporo czasu spędzić, nawet mimo tego, że nie było spychaczo-koparki
***
wieczorne już normalnie, chyba słucham starych palm w związku z szokującym odpadnięciem SPURS z OKC (ten mecz oglądałem "na żywo" w piątek)
do tego doobejrzałem ostatni festwial strzelecki GSW-POR (4-1)
***
namówiłem Mamę na "Homara", którego "z przyjemnością" obejrzeliśmy w całości tego wieczora, mocarne




Brak komentarzy: