wtorek, 14 czerwca 2016

27.05–2.06.2016



27 maja, piątek

zatę Żono ma

The Spotlight Kid Outtakes jak i cały Cpt. obecnie mało mnie kręci
za to dzisiejszy dzień bardzo, nawet jeśli zaczął się wcześniej:
dziecko/burza/mecz
skoro nie spałem od 4 (ha, podlewałem wczoraj, czyż nie?), to wstałem na ostatnią kwartę pół godziny później, emocje jak za dzieciaka, czyli 3 lata temu, przed 7 meczem Miami-Indiana, ależ wtedy bałem się o wielką trójkę, teraz te same obawy kieruję wobec GSW
co prawda egzekucja wstrzymana (uff), ale powodów do optymizmu nie ma, wygląda jakby sobotni mecz miał być ostatnim, by co prawda trochę magii, ale OKC byli w grze do końca, przy czym na tle wyżyłowanych jeszcze mistrzów wyglądali bardzo pewnie
jej, potem jeszcze poprzeglądałem internety (czyli sly i coś o koszykarzach, leciał program na brytyjskiej tv), by udać się do tyrki
plan dnia już sobie robiłem w nocy, podczas snu i wtedy, gdy nie mogłem zasnąć
***
plan jest napięty, w obie strony: firmową i niefirmową
grunt, że nie zapomniałem o soczewkach
***
a Jacek ma ślub, ale swój!
***
miałem zaszaleć po południu, ale postanowiłem się przyoszczędzić
skoro tak już stanąłem wieczorem z przerażeniem przed lustrem, że taki umięśniony chłopak, na chwilę przed snem, więc jak to
ale to nie pomaga
***
byłem jakoś psychicznie struty (ciemnawo w pokoju było, a na dworze słota) i nie wiem, czy dobrze wykorzystałem swój piątek
trochę swojej papierkowej roboty zrobiłem
***
jak wyszedłem — poprawiło się
zaliczyłem ross i sklep i bankomat
park jest mega zielony i atrakcyjny, bardziej niż zawsze, wyczilowałem się i pojechałem na wro, by z asystą Mamy założyć sobie szkła
***
operacja się udała, ale ZTM nieuprzedzając zrobili sobie sobotę w piątek, zanim dojechałem na pętlę było już tak późno, że nie miałem szans na kosza w pełnym zakresie, zrezygnowałem
tym bardziej, że podczas pochodu skończyła mi się bateria w muzyce
poszedłem więc na skrzydełka
i wracałem znowu parkiem (zielono, zielono mi), w drodze powrotnej niespecjalnie mi było smutno z powody tego ostatniego kosza, bo dobrą książkę teraz czytam
***
trafiłem na przedzasypianiową ekscytację dziecka
po czym wyszykowszy się oraz film dla Mamy (ostatnie igrzyska/śmieci) udałem się na wypoczynek, w końcu miałem dzisiaj długi dzień oraz podsumowanie porannego meczu w palmie


28 maja, sobota

zatę Żono ma

mieliśmy bardzo dobrą noc, z klasyczną pobudką i jeszcze klasyczniejszym karmieniem, spaliśmy długo, a potem trzeba było się zaraz zbierać
***
byliśmy na wro sami, a potem na spacerze z babcią, w coraz bardziej rozkręcającym się upale, spędziliśmy miłe chwile w centralnym centrum Gdańska
po maminej jajecznicy tylko ja zjadłem swojego kebaba, reszta spakowała do domu, a dziecko dostało warzywa gratis
***
pospacerowaliśmy jeszcze tam, dorośli zjedli lody (piwne oraz bazyliowe) (eee...), po czym wróciliśmy na popołudniową drzemkę
wypróbowałem sprzęt i Mamę zachęcił nawet film
Criminal Activities (2015)
ale dostało się nam ekstra jakości na wielkim ekranie na 20 min, bo dziecko wstało, zaś obiad nie do końca się udał
***
zaś po powrocie do domu udałem się na spacer i zdaje się, że wtedy na placach zabaw spotkałem Marka B., który kiedyś robił w C.
zaskakujące jednak
***
Cavs łatwo wygrali mecz nr 6 i są w finale
do dyżurowania
***
a wieczorem byłem jeszcze 30 min na ściance tenis


29 maja, niedziela (napisało mi się: biedziela)

zatę Żono ma

dziecko się starało, ale jednak musiało wstać o 6, ale pozwoliło mi spędzić ponad godzinę w łóżku, samo kończąc mleko i inne zabawy
***
zabrałem się z rana i po pysznych pancake'akach zrobionych przez Mamę (+ oryginalny syrop klonowy) zabrałem się za stół
jest cały z drewna i stoi
jest mały, a po dokładkach jest duży, będzie na święta
***
byliśmy gotowi na wyjazd, ale tamci nie, więc dokonaliśmy stosownego sporu i pojechaliśmy w ten upalny dzień z małym dzieckiem na plażę
w międzyczasie oglądałem "na żywo" mecz i strasznie się denerwowałem
***
woda zimna i straszna, piasek parzy w stopy, Mamo ratuj, więc pierwsze morze za nami, byliśmy niewiele ponad pół godziny
ale dzięki temu (prawie prawie w aucie) nadarzyła się odpowiednia drzemka już w domu, ja zaś poszedłem zmarnować sobie kręgosłup tnąc nożycami to, czego nie sięgnęła kosiarka
wcześniej jeszcze zaliczyłem piwo i lody w sklepie, dzięki czemu działka była pracowita, ale jak zwykle miła
rośnie i jest dziko
(wciąż się martwiłem o ten zespół, co wciąż przegrywał)
***
wróciłem na resztki obiadowe, na lini: dziecko–tata–jedzenie znowu były spięcia, ale głęboko odetchnąłem obejrzawszy mecz 6 do końca, emocje jak za dzieciaka, tyle że paznokci nie gryzłem
(to bardziej ogladałem jak cud Raya Allena)
***
z kawą w termo pojechaliśmy do zoo (brawo Mamo!) i zakupiliśmy lwie karty i od razu do zwiedzania, lew śpi, ale żyrafy się kołyszą, a surykatki zrobiły resztę — pierwsza bardzo udana wizyta malucha w zoo
i to nie był nasz ostatni raz!
***
wróciliśmy jeszcze na kolację, wieczorne, lato, piwo, dobrze się czuję, zniosłem dwa chrusty, spakowaliśmy część stołu do szafy, ogarnąłem pokój, zrobiło się miejsce, można iść spać
okazało się, że wykupili nasz duński pokój w hostelu, pytamy dalej


30 maja, poniedziałek

zatę Żono ma

dzisiaj bez meczu, bo mecz jest dzisiaj (sportowe wydarzenia weekendu ominąłem)
byłem zdziwiony, że o 4 nad ranem Mama jeszcze tu jest, w końcu dziecko dało sygnał, a po pół godzinie jasność, ptaki i ciepło spowodowały, że mnie już też sen odszedł
dobrze, bo nie miałem nastawionego budzika
nie hałasując i leżąc jeszcze raz obejrzałem mecz, tym razem na spokojnie (serię sprzed dwóch lat też oglądałem dwukrotnie), po czym wstałem, zjadłem nieco i ruszyłem do boju
***
lato i budda wciąż
nawet w sklepie popasowało i kupiłem zestaw śniadaniowy, brakuje mi warzywa, i owoca
***
"One Nation Under A Groove" stąd jest wzięty sampl do "12 groszy"
***
z większym lub mniejszym natężeniem robię
czasu trochę brakuje
***
ale z tyrki wyszedłem skowronkowo, w lato w maju tego roku, zupełny chill był na wyjściu, a książka przeszła do drugiej części
***
i po domowych opowieściach byliśmy na trawniku na wro świadkami przełamania:
kółeczka, speed, czybkie hamowanie i jedzenie truskawek — dziecko się nachodziło za wszystkie czasy
i wróciliśmy do domu
***
a w piwni wciąż zimno, szybko przeszedłem przez las, i spędziliśmy wyjątkowy wieczór na piwie i słuchaniu 80 fragmentów z lat 2014-2015
zgadzając się w 80% mamy nawet wybór 10 elementów, na które możemy zwrócić uwagę, będzie w sumie jeszcze bardziej odlegle od Wojta/Vreena, więc możemy mieć Umpę 3 w innym wymiarze
***
wracaliśmy przez piwnię, więc znowu zanurzyliśmy się w świecie rzeczy odrzuconych, których nie chcemy wyrzucać
przejąłem biały czajniczek
potem jeszcze szliśmy przez las (musiałem dźwigać ten ciężar basowy)
wróciłem do domu i po konsultacjach jesteśmy gotowi na rezerwację pokoju, byle bym miał czas
i siup do snu
(to w ogóle kolejny długi tydzień już jest)


31 maja, wtorek

zatę Żono ma

nie miałem musu by wstać o 5, gdyż byłem mocno zaspany
więc posłuchałem później na żywo, i emocje były, niemal do końca, w końcu podniosłem ręce w geście tryumfu
w ogóle reagowałem na żywo w stosunku do meczu, który odbył się w nocy, łapałem się za głowę albo zaciskałem pięść z szeptaniem "jest!"
***
przy okazji jeszcze robię, tak jak wczoraj załapałem się na korzystny nastrój z dnia wczorajszego, kiedy przyjąłem za pewnik, że dzisiaj trza będzie potyrać i już
na razie idzie
***
pewnie obejrzę sobie mecz w domu, na spokojnie, hehe
musiałem tylko dokupić drożdżówkę, bo nie mam ani warzyw ani owoców, zaniedbałem się
***
prawie wszystko się udało, musiałem jeno dokończyć w domu
pojechałem i poszliśmy na wózkowy spacer
ogórki i truskawki
***
najtańszy
AUTOLUX — TRANSIT TRANSIT (2010)
na świecie, jak miałem nie brać nówki za 52 zyble, hej!
jutro będzie słuchanie!
***
wieczorne, zasypianie, zgrywanie nowych na ipod, wszystko poszło jak trza
a potem już zmęczony oglądałem mecz do snu


1 czerwca, środa

zatę Żono ma

po tych truskawkach chciało się sikać o 3:38, niedługo potem Mama poszła do dziecka, a przez ten cały czas trudności z zaśnięciem
i na szczęście nie dałem się skusić na wcześniejsze wstanie, bo byłoby niedobrze
zasnąłem szczęśliwie i mocno (bardzo realistycznie podkręcony sen — nic nie pamiętam) i jak się obudziłem, to byłem właśnie nieprzytomny
***
zebrałem się, pojechałem, poczytałem, zaliczyłem spacerniak, zabrałem się w miarę do przetrzebionych rzeczy, dzisiaj ten bezpieczny dzień, bo nie ma naczelnego wkurwiacza, a reszta daleko
***
dobrze byłem rozpisany, czego nie będę mógł powiedzieć o czwartku
w czasach dla siebie zacząłem pojedynczo wypełniać braki we własnej biurokracji, z filmami trochę mi zajmie
***
pojechałem w tym upale do domu
przeczytałem "Buddę z przedmieścia"
od jutra zacznę kolejną LnŚ, a na wyjazd weźmiemy magazyny "Książki", będzie dobrze i wygodnie
***
obejrzałem do końca
008 Operation Exterminate (1965)
***
a właśnie, te 20 min wolnego w domu, to wspomnienie podobne do premierowego naszego człowieka Flinta, wtedy jeszcze pod krawatem wpadłem na chwilę do domu i na leżąco po prostu słuchałem
teraz musiałem coś porobić, ale płyta leciała głośno i potężnie
***
zatargałem tego ciężkiego basa do drewutni, odegraliśmy chyba wszystko, złapał mnie mocny, letni deszcz
ponieważ Przem się spieszył na mecz Pol-Hol 1-2, to było wcześnie i skoczyłem do lidla po piwo
***
w domu starliśmy się odnośnie tego faksu, co się nie chciał wysłać, a Mama musiała przez godzinę zasypiać dziecko, i ma jeszcze bardzo dużo pracy, więc po cichutku obejrzałem mecz do końca, a potem już byłem zbyt pijany, by wiele spamiętać z 10 minut "Deadfall" do snu


2 czerwca, czwartek

zatę Żono ma

no to wreszcie wstaję na kacu jak człowiek, trzy były, a może to przez te lody czekoladowe się nie wyspałem
czytanie i słuchanie idzie dobrze, w dzisiejszych czasach Karate mnie już nie przekonuje, wolę błyskotki niż wygibasy (Autolux)
***
ponieważ pojawiło się "Frances" Barry'ego, to musiałem odsłuchać jeszcze kilka innych płyt, by odsiewając dodać sobie do koszyka kilka więcej na zakup, to będzie dopiero drugi z dusty w tym roku
***
czy kupować kolorową gazetę o Euro 2016?
***
postanowiłem się zapuścić i przeczytałem rzeczy, których zazwyczaj nie czytam — o bardzo złych filmach, a czas leciał
wciąż upalnie, dzisiaj wracam przez wr
a Mama zrobiła w szybkowarze pyszny schab z koperkiem w wybornym sosie
i jeszcze z okazji dnia dziecka dostałem czipsy
***
zjadłem niedobrego loda typu sandwicz, wróciłem na wro, pobujałem trochę dziecko, zjadłem pysznie tłustą kaczkę z dodatkami, najadłem się aż do 22, kiedy wciągnąłem dawno nie spotykane gotowane jajko
***
wróciliśmy do domu, dziecko biegało po kanapie, myśmy organizowali przestrzeń i kolacyjki
w międzyczasie zatelefonowałem i dogadałem (chyba) rezerwację
***
zasypianie trwało długo, godzinę, a i późno, więc jedynie zaniosłem wiele chrustu do chrustowoza, śmieci i już można się było chylić ku łóżku
***
tym razem do snu pełna, emocjonująca suita "Deadfall" z włamaniem, z występującym samym kompozytorem i dyrygentem we własnej osobie w filmie, smacznie




Brak komentarzy: