niedziela, 21 lutego 2016

The Man from U.N.C.L.E. (2015)



Guy Ritchie się skończył (patrz drugi Sherlock), film jest tak napakowany skrótowością, mrugnięciami, nowoczesną stylistyką retro, świadomymi kliszami i zabawnymi scenkami, że cały nie był zabawny, ani zajmujący, ani ciekawy (lepiej się bawiłem "Operazione Poker") (ale ja jestem zboczony)
ponadto nie podobali mi się kiepsko dobrani aktorzy (powinni być znani) i zabrakło mi tematu głównego muzyki hah, nie podobało mi się to podobieństwo do Clarka Kenta, a tu proszę, jaki człowiek nieobyty
za plus robią ujęcia Rzymu, choć — znowu — jest tak filmowany, że sprawia wrażenie sztucznej scenografii
mówię to ja, wielbiciel wykreowanej sztuczności
zapewne scenarzysta i reżyser udowodnili swoją wszech znajomość, chęć zabawy i poczucie humoru, ale się nie przełożyło, co nie znaczy, że seans uważam za niepotrzebny (patrz Kingsmen)









Brak komentarzy: