wtorek, 23 lutego 2016

30.01–14.02.2016



30 stycznia, sobota

zatę Żono ma

dyżurowanie całkiem spoko, i noc, i poranek
na noc sączy się cicho muza, rano oglądamy drzewa za oknem i moczymy buźkę skroploną parą z szyb
***
po śniadaniu (kanapki) Mama wybyła nie kupić sobie tej drogiej kurtki (kupiła), ja zaś czekałem na babcię (nawet nie wiem, co robiliśmy, chyba nic złego), którą szczęśliwie wypuściłem na spacer
***
by sam w tym czasie zmarnować czas na sprzątanie i mycie mieszkania — bez sensu
a było se głośno posłuchać płyty
***
czy ja już wspomniałem, że mam "Nevermind" w wydaniu bootlegowym, z okładką o papierze z teksturą, ale gra genialnie jak trzeba?
ba, w jednym numerze dopiero poznałem, że tam jest przesterowany bas, czyli po jakiś 24 latach
***
po obiedzie ten czas nam na tyle minął, kto wie na czym, że nagle okazało się, że już muszę się zbierać
cały ten czas łącznie z przejazdami minął mi bardzo szybko i niepostrzeżenie, trochę szkoda, że nie byliśmy głodni, więc padło tylko na PANINI PROSCIUTTO oraz BRUSCHETTę, które obie wyglądały dobrze i smakowały
wyszotowaliśmy się za wszystkie czasy, prócz jednego niewypału (nigdy nie korzystajcie z niczego więcej prócz piwa — chociaż nie jestem pewien, czy to też potrafią nalać — w Alkotraz Św. Ducha, to nie jest Shot Bar), hitem i przygodą wieczoru stało się
LUMI shot bar (na Piwnej)
i oczywiście — bo my jesteśmy kulturalni — wróciłem do domu o 23 w sam raz na dyżurowanie
a szumiało mi mniej niż po regularnej próbie


31 stycznia, niedziela

zatę Żono ma

dyżurowanie i wstawanie zupełnie bez zmian i dobrze
tym razem była śniadaniowa jajecznica, coś tam dziecko wciągnęło, nie że tylko kiszone ogórki
***
mogliśmy się grzebać, ale lepiej było już jechać, więc pojechaliśmy
jedzie się obwodnicą po działce Piotra (tam gdzie można było zejść schodkami do dawnego torowiska i następnie przez wyciek strumyka z rury i po płytach wiórowych, które przykrywały powstałe tam bagnisko), a potem do pierwszego w historii hipermarketu
straszny tam syf i tłum, ale jest również w czym wybierać, trochę jednak oczopląsu dostałem (jak zwykle), tym razem nie kupowałem tanich książek (nie jak zwykle), nakupiliśmy prawie wszystko, zrobiliśmy rekord pieniężny (no, ale będzie frykasów z "ryneczku" na cały rok) i po tym wszystkim to ja byłem bardziej zmęczony i rozbity niż dziecko
tyle, że ono spało w drodze powrotnej
ja zostałem w aucie, przyniosłaś mi "kanapkę z szynką i majonezem" (ot drobiazg, szynkę zwiało po drodze), alem jeszcze się najadł jogurtem i jabłkiem, ba mogłem nawet piwo wypić, Żona wyposażyła mnie survivalowo
po powrocie do domu zjedliśmy obiad, w coś tam się bawiliśmy, zwinęliśmy choinkę, okazało się, że dziecko jednak nie będzie patrzało w lustro podczas jedzenia, bo stół wychodzi wtedy na środek przejścia
***
wizja tego tłumu gości, który nas nawiedza cotygodniowo i ma na na czym siedzieć (biedni) zepsuła mi humor na resztę wieczoru


1 lutego, poniedziałek

zatę Żono ma

(2006) Jeniferever — Choose A Bright Morning
śliczną rzecz wysmarowali, mimo regularnego odsłuchu lecę drugi raz
***
nie wiem, czemu się zdenerwowałem, że moja Żona ma egotycznie głupią koleżankę
***
coś tam machałem, ale zaległości weekendowych nie odrobiłem (prasówka itp.)
w tyrce były nadprogramowe zajęcia, ale nawet nie zdążyłem się zdenerwować (tylko spociłem) (wyjadacz), łatwo poszło, zatem spacerniak, a nie, poszedłem na pizzę za 6 zeta, którą wszamałem na swoim kamieniu, co spowodowało, że bardzo strasznie się spóźniłem na wro
***
po powrocie do domu już właściwie się trza było zbierać, więc zebrałem, "graliśmy" niemal 2 ha (bo dużo zeszło na przypominaniu se), i znowu pod koniec się rozluźniłem wesoło było
***
Wojt elektryk:
— ty, a ten potencjometr ci nie działa
bo jak podłączam zielony kabelek do korekcji, to nie działa głośność, a jak podłaczę volume, to nie działa korekcja to musisz iść do tamtego pana pamięta pan, kiedyś kupiłem u pana 3 potencjometry po 45 groszy ja pana nigdy nie zapomnę
***
wracanie nocą przez las ma swój urok, jak jest mniej jasno, trochę mniej widać (eureka), niemniej rozpoznać się da, człowiek zaczyna pamiętać
więc ten nastrój był taki szarawy, nawet wtedy, kiedy o 16:25 coś jeszcze widać, co nie przeszkadza mi się w nim zanurzać, mam ambienty na iPodzie, pizza była kebab, ta zawsze dobrze smakuje,
prawie wcześnie poszliśmy spać
***
czekolada! kobieto!
(będziesz łupać nożem)


2 lutego, wtorek

zatę Żono ma

sprawdzam zaległości na bieżąco, ani sly ani dusty nie każą nic kupować
najlepsza muzyka to ta co już była, jeżeli tylko nie słuchałem jej do obrzygania (JSBE na iPOD), ale ale coś tam wpisuję do tabelek
***
The Deadly Affair (1966)
The Satan Bug (John Sturges, 1965)
***
strasznie dzisiaj piździ i wieje i pada, odrobiłem poranny spacerniak, może też dlatego, że Delmore Schwartz nie jest aż taki dla mnie super
***
chyba brakuje mi parówek na śniadanie, choć kolejny już dzień zażeram się czarną rzepą, papryką, kiełkami, brie z pieprzem i nie powiem czym jeszcze (rym)
***
dzisiaj atakuje gardło i chyba powoli głowa = niedobrze
oby tylko pozwoliło spać w nocy
***
JJ72, nieustająco mnie wzrusza, kto się kiedyś nie załapał, ten nie da rady, jeden z zespołów, który dla mnie się nie postarzał
***
rano widać błotną zgniliznę, jasno jasno
wczoraj, przy tym sączeniu się szaro-szarości do mnie odniosłem wrażenie, że postarzałem się przez ten tydzień, zahaczając o weekend
znowu witamy w piwni (bas za mocno walił po klacie)
***
więc wróciłem sobie rozwijać chorobę do domu
hiacynt mi spadł w windzie na głowę
ale fajnie się bawiliśmy wieczorem, mimo wyraźnego niedoboru energii
ta mi trochę przyszła, jak po wieczornym czytaniu o lokacie obejrzałem odcinek Muppet Show z Liberace (!), więc prócz tego, że się uśmiałem, to wzruszyłem się (podwójnie)
poszliśmy spać szybciutko ok. 22
mam zdrowieć (Zdrowaś Maryo Łaskiś)


3 lutego, środa

zatę Żono ma

Sympathy For Mr. Vengeance (2002)
żeby se przypomnieć
Superseven chiama Cairo (1965)
***
"Falling Away" Preston School of Industry
ciągle piosenka dekad, siedzę w tym pliku z 2011, gdzie trafiają się Pavementy itp.
***
The Devil Came from Akasava Der (1971)
***
se odrobiłem trochę roboty, pracowicie nawet
***
nie miałem żadnych potrzeb sklepowych (prócz piwa), więc orzechowe crosą oraz drożdżówka twarogowa, a także słone kiełbaski, czym wszystkim się zażerałem przez resztę wieczoru
mokry park nie zrobił przesadnego wrażenia, może tyle, jak przypomniały mi się powroty od Endriusa podczas nagrywania Vreena 3, też wtedy padało
nieco jaśniej
padało, padało mało, padało dużo, nie doszło do przemoknięcia, ale nic nie nastrajało nawet mnie to dłuższego niż to konieczne przebywania na dworze
nagraliśmy kilka wzorów do kolekcji, już nie nasza w tym głowa, by to skracać, choć Przemowi już się zapaliła lampka, by coś kombinować
na szczęście nie mam oczekiwań, więc przez chwilę przemknęło mi przez myśl, by miast oglądać spy-movies pogrzebać w plikach, ale...
***
zupełnie bez sensu zrobiłem wymówkę Żonie, że nie zostawiła ciepłej wody w czajniku (a przecież mam chore gardło!), więc w rewanżu zrobiłaś zupę dla całej rodziny, bardzo Ci dziękuję
***
i co gorsza, zmarnowałem resztę wieczoru na fragmenty teledysków miast obejrzeć konstruktywnie Muppet Show
do snu o 22


4 lutego, czwartek

zatę Żono ma

spanie takie dupne było, ponieważ po pierwszym przebudzeniu (1:10), co rusz ktoś mi przypominał we śnie, że zegarek mi źle chodzi, więc go kurwa sprawdzałem co godzinę i takie to było spanie, chuj
***
nie dość że pada, to jeszcze zmroziło, można się nieźle wyśliznąć, kupiłem Ci pączusie serowe
***
zakańczam LnŚ, lubię to pastwienie się nad tłumaczami, aczkolwiek na sforumłowanie autora tekstu, co powinien redaktor, to mogę się mu zaśmiać w twarz i robić to bardzo długo (niektórzy to chyba mają za dobrze w pracy)
***
zatem, do gier!
***
nie spodziewałem się dzisiaj i w ogóle przez najbliższy czas atrakcji (bo wszystkie już mam), ale pokazało się
John Barry — Robin & Marian w cenie $7.99
szaleństwo, ciekawe, czy się załapię
***
Danger Route (1967)
L'annee derniere a Marienbad (Alain Resnais, 1961)
***
4 pączki
i fuks, że nie do końca liczyłem na powrót do domu, bo w piekarni pustki!
niemniej na chacie się dożarłem, ale głosik już był niezły że hej
***
bawiliśmy się trochę tym wieczorem, choć ja to głównie nie, ale dziecko zaczyna siadać prawidłowo, spać w dzień w domu, są postępy, choć on też taki leniuch i inteligencik, płacz na zawołanie
***
coraz bardziej zmożony chrypiącym gardłem i potrzebą otulania się swetrem doprowadziłem wieczorne do końca, zażyłem czosnek w kanapce, odsłuchałem kawałek palmy (usypianie standardowe) i korzystnie zajrzałem do UNCLE, w końcu szkoda marnować czasu na głupoty


5 lutego, piątek

zatę Żono ma

wykonałem wczoraj szybki telefon na szemrane intersiki i jeszcze przed nocą sprawdziłem, że przesyłki nikt nie przechwyci, zatem:
Besnard Lakes
Arbouretum (dla Tomka)
John Barry — Robin & Marian
Chris Campbell/Grant Cutler
No Neck Blues Band
przybędzie, same cudaki na doklejkę wziąłem, bo taki nastrój
***
nie było to dobre spanie, znów kilka pobudek, ale wraz z wczesnym pójściem oraz dobrym humorem (piątek!) (Barry!) (drożdżówka) dzisiejszy dzień układa się dobrze
to dobrze
***
przymroziło dzisiaj znowu na 0 (co dziwnie wygląda na takim bezśniegu), kończę zestaw mp3 z dokoptowanym nowym
Basement — Promise Everything (2016)
który, choć brzmi, został zupełnie niepotrzebnie nagrany, więc ładny niebieski winyl, nawet w dobrej polskiej cenie, nie pójdzie
zaraz będzie następny zestaw mp3
do tego rozpoczęta kolejna LnŚ z Enzensbergerem
śniadanie na wypasie
do gier!
***
Arrriva Dorellik (1967)
***
tak, dzisiaj było wydarzenie rozluźniające — zaakceptowali mi budżet!
więc porobiłem, a potem niewiele robiłem, z czym czułem się bardzo dobrze
opracowałem szczegółowy plan na wieczór
***
co było oczywiście wspaniałym pomysłem, co prawda dziewczyny trochę zamuliły, ale jak już w końcu sobie polazły, to spędziliśmy udane wieczorne z tradycyjnym zasypianiem
następnie, począwszy od pop-cornu i grzanego piwa zarejestrowałem na discogs płytę, której nie było (!), trailery, opracowałem jeden skrót filmu, co było zupełnie bez sensu, bo one i tak się nie wyświetlają i ponieważ wszystko zajęło tyle ile miało zająć, to już zdążyłaś wrócić zadowolona, po czym udaliśmy się spać z dużą ilością wody.


6 lutego, sobota

zatę Żono ma

Pozwoliłaś mi spać spokojnie, po czym zdeponowałaś mi dziecko o 8 i spędzaliśmy tradycyjny poranek, tyle że w obszernym pokoju z dostępem zabawek = tak lepiej. Nie poszło nam dopiero ze śniadaniem, ta pierwsza kanapka z serem to był jednak fake.
Robiliśmy zdjęcia i zasadniczo było dobrze. Po czym wybraliśmy się na Stogi, a dziecko zasnęło w aucie. Zdecydowanie nie w swojej porze. Zatem nie nadwerężając niedotlenienia Babci poszedłem na godzinny spacer. Tym razem z herbatą. Ponieważ była okazja (bez wózka), przeszliśmy się po krzakach, co stanowiło pewną odmianę.
***
Nawet mieliśmy własne wyjście na zakupy (ryby!), co też było odświeżające, mimo niezbyt kolorowej aury.
Dobry wypieczony obiad z ziemniakami i kiełbasą, Babcia za bardzo zabraniała, a wnuczek za bardzo marudził, niemniej, w miarę udanie było. Mimo że nie grałem w H3. (ochota ostatnio)
***
Wracamy na kawał wieczora do domu.
I, co może nie było zaskoczeniem, na swoich śmieciach dziecko miało przyzwoite godziny, dobrze się bawiło (ja byłem ścięty i gotowy do snu), nawet samo w pokoiku. Wieczorne + zasypianie zupełnie normalnie, odświeżył mnie prysznic, pyknęło zmywanie i postanowiłem się nie uginać, dokończyłem jeden film (wciąż nie wiem wiem, co z tymi helikopterami) i zacząłem twardo drugi i do snu.


7 lutego, niedziela

zatę Żono ma

niby sen nie był przesadnie długi (23-8), ale mam wrażenie, że tak dobrze nie spałem od niepamiętnych czasów
po czym, przy pełnym słońcu, dobrym nastroju i chrypiącym od 3 dni głosie (+ inne okoliczności) dostałem depozyt i spędziliśmy udany poranek, niemal do 11, ze słuchaniem płyt, oglądaniem skrótów, poprawnym jedzeniem śniadania i innych fizdrygałach
chyba to słońce mnie po prostu odurzyło
***
potem zmieniłaś nasze życie (tzn. robisz to od 3 dni, ale tym razem byłem tego beneficjentem) i dziecko po 10 minutach zasnęło na 2 godziny
aż człowiek nie wie, co z takim czasem zrobić
ja akurat wiedziałem, po raz pierwszy od roku zajrzałem do albumu Bosha
potem zjedliśmy obiad (na złe budzenie — ono z reguły jest nie takie radosne — mamy nowego pluszaka, on natychmiast musi być przytulany, tak mówi)
aż sam byłem głodny, strasznie
ponieważ igła zryta, to teraz puszczam głównie te stare, co mnie staro usposabia, czyli Flint, Flint!
np. "The Knack ...and How to Get It" jest mocno Goldsmithowski i wcale nie taki osłuchany
= lekki ten niedzielny nastrój był
poszliśmy na "dziwny" spacer, dziecko się nudzi i trzeba mu klarować rzeczy albo robić sprinty wózkiem, a ja to akurat mam siły na to, muszę kaszleć
***
niemniej zakupy udane, dalsza część dnia również, ba, te chwile, kiedy siedzi sam zajęty porządkami (sukcesywnie wywala zawartość kosmetyczki) i nie musi koniecznie sprawdzać, czy ktoś nie oddalił się z pokoju bez jego pozwolenia — bezcenne
tak tak, to mały tyran
***
wieczorne, zasypianie, palma, robię lokaty, zapomniałem o prenumeracie
i już niemal nici z oglądania, tylko chwilę do snu


8 lutego, poniedziałek

zatę Żono ma

wstaję, jadę, czytam, jeszcze niezdrowy na przechadzki z wiatrem
twaróg jednak zepsuty, przypomniałem sobie to paskudztwo, które zrobiłem i zjadłem wczoraj: tarta czarna rzepa + jabłko, ugh
***
Benny's Video (Michael Haneke, 1992)
Coplan FX 18 casse tout (1965)
***
super bowl nie dla mnie, życie też nie, a i meczy nie ma, a nie, są, nawet 2-3 do obejrzenia, w końcu jesteśmy świadkami najlepszego sezonu jednej drużyny od czasu Michaela Jordana, ciekawe jaki będzie finał
***
porobiłem i mogę spadać do banku i na pizzę
***
pozwoliłem sobie wczoraj (czyli w ten poniedziałek, wiesz) na tani sentymentalizm i trochę z tego się udało
a i zaobserowałem parę rzeczy
więc bank poszedł sprawnie, mogę przelewać i przelewać, że hej
tym razem wziąłem barbados i tym razem nie była pikantna
coraz więcej widać, coraz więcej, wyściółka co prawda gnije, ale jest w tym pewna swojskość, teraz poprosimy więcej światła
(a racja, nastroje były szare, tyle że dzisiaj mi przeszło)
***
z wro szybko udaliśmy się do domu, skąd znowu zaraz wychodziłem, uznałem, że pora na kasetę (ta dam!)
łomotaliśmy troszkę mniej i osiągnęliśmy limity: po raz pierwszy udało się zagrać wszystkie nr na jednej próbie, zaskoczenie wieczoru: Wojt zagrał "Stars", podał fonty, Paweł pojechał, a Mich nawet pamiętał słowa = zagramy na występie nr z pierwszej Umpy, łał
patrzę na te plakaty i recenzje..., a nie, najpierw niech polecą
mam również foto kolejnej samoróbki Micha, wygląda dobrze, gra świetnie — do umieszczenia
***
las niby taki ciemny (nów?)
http://www.kalendarzswiat.pl/fazy_ksiezyca/luty/2016
czy pisze, że kurwa, nie widać?
Nów (k. nie widać)
Wiek 29 dni
Jasność 1% ˇ
i poszedłem jeszcze inną ścieżką, absolutnie prosto i prosto i wiedziałem, gdzie trafię i zastanawiam się, czy to nie jest najszybsza opcja
***
w sumie to była opcja na zasiedzenie, ale skończyłem na podjadaniu, pakowaniu, paluszkach, kaszleniu i fragmentu do snu (brutalny ten film) (głupi też)


9 lutego, wtorek

zatę Żono ma

***
Dick Smart 2007 (1967)
dobre wejście
Bad Lieutenant (Abel Ferrara, 1992)
Spy Today Die Tomorrow (1967)
wspaniałe otwarcie
***
wstaję, jadę, czytam
kiedy podniosłem głowiznę, okazało się, że na świecie prócz tego, że jest jasno, jest również całkiem żółto, zimowa żółtość traw
nie skorzystałem ze spacerniaka bo kaszlę
kaseta zaś nie zawodzi (się zabezpieczyłem na okoliczność wyczerpania iPodowej bateryjki, hah)
zatem do gier!
***
zarzuciłem zanętę na wiadukty i spotkaliśmy się na zakupach w inter, więc są kiełbasy
pojechaliśmy i w ramach spaceru obeszliśmy pół Przeróbki i spojrzeliśmy po raz ostatni na dwa wiadukty kolejowe, pamiątkowe zdjęcia, zjedzony banan, taka historia ku potomności, choć ludzie to nawet piszą i umieszczają na www, tam spoglądać:
http://www.gamedesire.com/player/traveler22/blog/2005722
***
wróciliśmy do domu z gównem na podeszwie
kolacje, zabawy, hasania, chlapanie i zabawy z miską, czyli wieczór w pełni + Tata bawi się iPodem
zasypianie, celowo przesuniętę, wyszło znowu dobrze i można było się wieczorem zająć lokatami znowu (bo niby system im nie działał)
więc ponownie zeszło i ponownie starczyło na chwilę filmu do snu
***
zapodałem nowe drożdże, może się namnożą i podgonią trochę, bo tak słabo coś
dostaliśmy zaproszenie, więc będziemy tańcować w kwietniu, a Stafiej ma..., a dobra


10 lutego, środa

zatę Żono ma

Hot Enough for June (1964)
zaczęli od trupa w ostrzelanym aucie, dobra rozpierducha + Joan Collins
***
do gier (dużo) zaczęło się tak od razu i tak późno kończy, że czasu dla siebie nie ma i prawie zapomniałem, czego słuchałem z rana (jazzzzzz)
***
pozwoliłem sobie na poranny spacerniak chociaż mocno wiało, a ja wciąż kaszlę, ale dawno nie było, a kondycha siada
wyspałem się chyba nieco (staram się w nocy nie sprawdzać budzika), a śniadanie, choć niewyszukane, to przynajmniej kolorowe
zamiast przerzucać się gazetami wciąż wtapiam czas w te literackie bzdury, teraz wywiad z lesbo-szatanistką-Janion
zaś Lnś ma teraz piękny fragment z panem Z.
***
dzisiaj popielec, ale nie ma próby to i najebki nie było, tak jak wczoraj nie było śledzia (acz czeka w lodówce), wczoraj były wiadukty


11 lutego, czwartek

zatę Żono ma

z drugiego rana zelektryzowały mnie obniżki na Insoundzie, ale po przeanalizowaniu kosztów wychodzi, że z serpenta będzie taniej, zwłaszcza że się nie pali (Spoon, JSBE).
***
Wichita Recordings sampler
https://soundcloud.com/wichita-recordings/wichita-recordings-december-2015-podcast
Oscar - Breaking My Phone — eee, rock
Brolin - Nightdriving — electro-pop, dla mnie ok
Luke Abbott & Jack Wylie — Xantako — że ambientowo, za wiele medytacyjnych fletów (fujar!)
Shannon & The Clams — Telling Myself — iii, retro 60s
Waxahatchee - La Loose — ojej, paskudny automat do tego indie-popu
Total Babes Interview
Total Babes - Blurred Time — indie-r'n'roll, duża energia
Theo Verney - Sailed Long — indie-r'n'roll, czasem bez fuzzów, energetyk
Frankie & The Heartstrings — (Too Right) It's Christmas — eee, indie, coś nieznośnie naiwnego w tym jest
Cheatahs — In Flux — indie, nienajgorsze
Fidlar - Sober — pop-punk
How Slow Club met Wichita
Slow Club — Tears Of Joy — dream-pop! z nawiązką do soul 60s
Where Are You Wichita?
Mothers — Too Small For Eyes — folk
uogólniając, niewiele bardzo ciekawego
***
Hot Enough for June (1964)
Sylva, aka Agent 8 i 3/4, boska jakość
***
Everyone Everywhere (2012)
ot miłe, ALE: zupełnie przypadkiem
może się okazać zastraszająco słuszne, że najwspanialszej muzyki dla mnie pasującej, mogę nigdy nie znaleźć, bo na nią nie trafię
***
zatem, był spacerniak, a gość w spożywczaku mówi, że dawno mnie nie było
szarawo, ale jasno
poprzez wro i kawę pojechaliśmy na Morenę, dziecko oszołomione i nieśmiałe z prawdziwym wujkiem z popsutym palcen u nogi (i to własna kabina prysznicowa, a nie maraton walk), ale ciasto było wyborne, więc się opchałem
wróciliśmy później do domu, zatem obyło się bez wieczornych, zasypianie tradycyjne i łatwe
***
wciąż przeziębienie, szybko do snu, fajerwerków nie było
dyżurowanie


12 lutego, piątek

zatę Żono ma

śmy oczywiście wstali wcześniej niż budzik kazał, ale dramatu nie było, ja dość się wyspałem, dziecko miało dobry nastrój
teraz już w większości sypia całą noc w SWOIM ŁÓŻECZKU
***
po skróconym śniadaniu wybraliśmy się do tego okulisty, co w zeszłym roku, 50 min czekania po zakraplaniu, pokój dzieci wczesnych robi wrażenie, więc tym bardziej mamy szczęście
czekanie się udało, reszta pozytywnie i potem do domu na resztę piątku, który sprawiał wrażenie soboty
***
podczas dziennej drzemki zaliczałem Bosha (to już drugi raz w tym roku)
był wspólny miejski spacer do maneżu i nazad
reszta dnia i wieczora zupełnie bez pamięci
dyżur
a racja, odkryłem grę w starej komórce


13 lutego, sobota

zatę Żono ma

ostatnio wstajemy całkiem raniutko
trza było wyskoczyć potem po chleb na śniadanie
Ty pojechałaś do biedry, ale wróciłaś przed babcią
poświęciłem się dla towarzystwa i zrobiliśmy dużą pętlę po lesie
koło Niedźwiednika jacyś leśni rzeźnicy tną drzewa, nie wygląda to tak porządnie jak na Siwiałce, no i trochę przetrzebią ściółkę
***
reszta dnia bez pamięci
tyle że wieczorem
Rock of Ages (2012)
rozrywka owszem, choć mogła być lepsza, za to wino, a już surówka była wspaniała, aż musiałem zjeść wszystko i się obeżreć przed snem (orzechy, żurawina, seler), trzymało mnie długo do niedzieli


14 lutego, niedziela

zatę Żono ma

tym razem spałem na spanie i zdrowie, jeżeli cokolwiek z tego wyszło, to połowicznie, jakkolwiek oboje się staramy, by we względnej ciszy przeżyć między 6:45 a 9
zostawiłaś mi bagaż, z którym bawiłem się do pewnego momentu nieźle, potem tyran sprawdzał konsekwencję taty i skończyło się płaczem, no ale ostrzegałem
***
była drzemka w ciągu dnia, odhaczałem płyty z tabelki od kolorowych winyli
ryba była na obiad? w sumie nieistotne, którego dnia — pysznie się upiekła
***
po obiedzie pojechaliśmy w odwiedziny na moje marzenie, więc było ciasto i inne słodycze, więcej dzieci i jeszcze więcej hałasu
ale dzieci jakoś dały radę (my też)
***
wróciliśmy później, później do snu, co wcale nie poskutkowało dłuższym snem
widziałem się z dzieckiem przed wyjściem do pracy
w weekend, kiedy wyłącznie siedzenie plackiem wydawało mi się na miarę możliwości, dużo czasu spędziłem z dzieckiem na podłodze, po prostu siedząc, słuchając płyt i oglądając ptactwo za oknem



Brak komentarzy: