środa, 14 października 2015

3–6.10.2015



3 października, sobota

zatę Żono ma

jakoś tam uchyliłem oko
obejrzałem "You Only Live Twice", w końcu chciałem wiedzieć jak się skończyło
wróciliście sami
tagiatelle, mięso z sosem tradycyjnie
załatwiłem spacer
tortilla na wieczór, a nawet lody i True Detective
***
acha
dziecko rzygnęło a potem się zesrało — więc on zaczął pierwszy, zatem zaczęliśmy dozowanie wszystkiego po malutku począwszy od wody
***
mamy remis: też zapomniałem o imieninach


4 października, niedziela

zatę Żono ma

dyżurowanie było wymagające, wraz ze sraczką, ale karmienie pomalutku i co godzinę cosik w sumie było udane dziecko się męczyło katarem, ale zgrabnie (z tym, że niemal bez spania)
udało się dojechać do rana, mama się wyspała
***
wszystko opowiedziałem ze szczegółami, więc zdążyłem już zapomnieć
po kolejnej sraczce przyszła pora na poranną drzemkę, wybrałem się na dolinę, nawet usiadłem na pniaku
45 + 55 minut = wypas
dokończyłem książkę, wiele palmy, odcinki Staccato
przede wszystkim było niemożliwie ciepło, w słońcu, październik
niewiarygodne
***
po powrocie pobujaliśmy się (Ty wróciłaś po spotkaniu i dużym obiedzie)
***
wieczorne, szykujemy się do następnego dnia w pracy
po dziecku to mnie gardło bolało, więc piwo na ciepło + zmywanie — taka tradycja niedzielna


5 października, poniedziałek

zatę Żono ma

poniedziałek zaczął się już w nocy
najpierw ok. 2 zawezwałaś mnie na pilnowanie dziecka, a sama womitowałaś składnie (łącznie 4)
od tej pory już nie mogłem spać przez gardło (przełykanie fuj)
o 6:29 rzekłaś, żeby lepiej nie szedł do pracy, no dobra
o 8 jakoś telefonowałem i załatwiałem, potem zabrałem dziecko do siebie — jemu akurat powoli przestało przechodzić
***
sprawiłem jeszcze profilaktycznie bułeczki, śniadanie i już miałem się szykować na spacer nr 1, kiedy uznałem, że muszę się położyć i odpoczywać
szczęśliwie dziecko pohasało same, po czym też udało się spać na legowisku, które rozłożyłem na podłodze, i spało potem przez 2 ha i 20 min, ja spałem gorzej (leciało radio Nova), ale sporą część czasu udało się przeżyć
radio Nova nie słuchałem już dawno dawno temu, a tam muzyka leci gitna
i byliśmy na tym targowisku z murzynami i arabami, gdzie kupiłem spodnie za 1 eur, jeszcze czasy przewinylowe
***
oczywiście już tylko woda i kleik, osłabienie organizmu (wszyscy prócz dzieciaka), gorączka
nie miałem siły nawet krążka zastawić, człek się nie naczyta w takiej sytuacji, od razu przypominanko, kiedy było tak ostatnio i drzewiej, układanie w czasie i przestrzeni
***
mama lepiej się czuje, więc przejmuje, dziecko jeszcze epizodzik, ale zasadniczo zdrowiej, tylko tego jedzenia mało dostało (profilaktycznie), więc moje usypianie go skończyło się źle — trzeba było nakarmić
***
chciałem iść do pracy, ale nie polazłem, jeno ten cholerny budzik sam zagrał


6 października, wtorek

zatę Żono ma

się wyspałem chyba nawet, gardło dało żyć, zupełnie nowe sny w nowych lokalizacjach, jeszcze mnie tam nie było
***
mamy takie jakby wakacje, ino bez zwiedzania
co robić?
***
liście pokazują, że jest już jesień
żołądek i jelita już sprawniej, tylko głowa domaga się kawy
aktualnie mama poszła drzemać z dzieckiem
***
Moving Mountains, które zachwyciło kolorystyką winyla nie zawodzi muzyką, już dość dobrze znaną, jak się wczulę, to mogę tego słuchać wciąż i wciąż i tak było
***
z tego siedzenia i nic nie robienia (a i tak znów był upadek na głowę), październikowo dotarły do mnie czasy studenckie, kiedy pór dnia nie liczyło się pracą od 8 do 16 (nieprawda, pracuje się więcej, 2 x godzina przejazdu + dodatkowe czynnności poranne i powrotne)
***
zatem Moving Mountains i każdy z Dębca to przestępca, wtedy też październikami bywały słoneczne ciepłe południa, kiedy przeglądałem z mapy te okolice, to niewiele mogłem sobie przypomnieć — a zdjęć nie ma
***
nic to dziecko, będziemy oglądać filmy i koszykówkę, nie masz innego wyjścia
***
Alien 4 obejrzany do snu (wiele pamiętałem z młodości)
muzyka do "tomorrow" oglądana do 55 minuty
dziecko zawodzi płaczem
***
wieczór spędziliśmy jeszcze normalnie, zasypianie było błyskawiczne, potem ten katar i konieczność wybudzania, szykowanie na następny dzień, top model, takie tam
***
dzień sprawił wrażenie trudnego, bo dziecko było wymagające, drugi spacer się nie udał, gdyż nie zasnęło, przekręcało się na obserwacje, następnie postanowiło stać w wózku, więc jechaliśmy tak wszystkie trzy, z asystą, a ten jak na dziobie Titanica
***
nowy sposób schodzenia z pozycji stojącej — opuszczanie się na kolana i już zium!




Brak komentarzy: