piątek, 6 marca 2015

Timur Vermes — On wrócił (2012)



ta okładka, cośmy ją widzieli w Mediolanie, w Galerii Wiktora Emmanuela II
po polsku też taką zrobili
ale czyta się świetnie (no nie wiem, po chuj to "ale")
***
dokończyłem Hitlera, bardzo dobre, w połowie się trochę rozpada, ale potem autor, bez zagłębiania się w powagę ładnie zakręcił fabularnie, by końcówkę rozpracować w stylu hollywoodzkiego happy endu, z czego ja również jestem zadowolony, w końcu to farsa miałaby być (i była niemal przez cały czas), być może warto znać (a może przypisy?) dokładniej sytuację polityczną (i telewizyjną) bogatych sąsiadów zza miedzy, ale co tam

tego już oczywiście nie czytałem:

http://alison-2.blogspot.com/2014/02/on-wroci-vermes-timur.html
http://histmag.org/Timur-Vermes-On-wrocil-recenzja-9747
http://krimifantamania.blogspot.de/2012/11/timur-vermes-er-ist-wieder-da-on-znowu.html
http://kultura.newsweek.pl/on-wrocil-timur-vermes-ksiazki-adolf-hitler-iii-rzesza-ii-wojna-swiatowa-historia-newsweek-pl,artykuly,341164,1.html


no dobra, przeczytałem jednak, czasem ktoś to ujął wg mnie:
 
"(...) to książka mocno osadzona w niemieckich realiach. Dla niemieckiego odbiorcy będzie niesamowicie trafna i wnikliwa, dla osoby, którą współczesne Niemcy zupełnie nie interesują, w pewnej mierze stanie się niezrozumiała".
"Innym walorem książki, którego trudno doszukać się w tłumaczeniach, jest język powieści. Timur Vermes doskonale opanował zarówno „język ulicy” jak i niepowtarzalny sposób wypowiadania się dyktatora. Czytanie wypowiedzi mieszkańców Berlina w oryginale to momentami nie lada wyczyn. Zlepek literek w niczym nie przypomina tego, czego człowiek uczył się w szkole, jeśli jednak zaczniemy czytać na głos, szybko zorientujemy się, że to właśnie to, co wokół siebie słyszymy na codzień. Polskie tłumaczenie niestety dalekie jest od tej autentyczności".
reszty lepiej, he he, nie czytać (kobiety) 
(http://alison-2.blogspot.com)

"Jeśli ktoś poszukuje przyjemnej lektury, która pozwoli na oderwanie się od rzeczywistości i spojrzenie na nią w krzywym zwierciadle, powinien sięgnąć po książkę Vermesa". (http://histmag.org)

"Gagów, wynikających z niezrozumienia sedna pewnych zjawisk, jest sporo, i początkowo czyta się to jak ciąg znakomitów kabaretowych skeczy".
"Sposób, w jaki prowadzi czytelnika przez manowce opętanego nienawiścią i megalomanią umysłu, jest brawurowy, ocierający się o geniusz. To najczarniejsza z czarnych satyra, (choć chciałoby się powiedzieć: brunatna)(...)".
(http://krimifantamania.blogspot.de)

tutaj fragmenty wypowiedzi autora, w dobrym stylu, całość do liźnięcia:
"Mój Hitler ma uwieść czytelnika — tłumaczy Vermes. — Ludzie śmieją się, wciągają w opowieść".
"Przy stole Hitler był miły, czarujący dla swoich sekretarek. W powieści Vermesa Hitler również jest ujmujący i zdobywa popularność populistycznymi zagraniami (...)".
(http://kultura.newsweek.pl)

żartów tam co nie miara:
"Jestem zdania, że wcześnie rano powinni pracować tylko piekarze. I naturalnie gestapo. Żeby wyciągać z pościeli bolszewicką hołotę, oczywiście jeśli nie chodzi o bolszewickich piekarzy. Ci o tej porze naturalnie już nie śpią, wtedy gestapo też musi wstać jeszcze wcześniej”.

niemniej, ponadto, miałem przyjemne odczucia związane z odczuciami i megalomańską narcystyczną zajawką chwilą:

"Obudziłem się rano koło wpół do dwunastej rześki i wypoczęty, spożyłem nieduże śniadanie, a potem istotnie postanowiłem poczytać gazety, kioskarz całkiem trafnie to wszystko odgadł. Przed dwoma dniami dostarczono mi także ubrania, tak że mogłem nałożyć coś mniej oficjalnego. To był prosty, ciemny garnitur o klasycznym kroju, do tego dobrałem ciemny kapelusz, wyruszyłem, i od razu ściągałem na siebie daleko mniej spojrzeń. Dzień był słoneczny, promiennie jasny i, jak można się było spodziewać, rześki, jeśli chodzi o temperaturę, a ja czułem się w tym momencie wolny od wszelkich obowiązków i maszerowałem raźnie. Było tak spokojnie, niemal zwyczajnie, a ponieważ wybierałem pasy zieleni i niewielkie parki, więc też nie natykałem się na zbyt wiele rzeczy, które wymagałyby mojej uwagi, poza jakąś szaloną kobietą, która schylała się z widoczną gorliwością, usiłując odkryć ekskrementy swojego spaniela w zbyt długo niekoszonej trawie i zebrać je. (...)
Wśród takich niezbyt wyczerpujących rozważań, całkowicie pogrążony w myślach szedłem spacerkiem do sprzedawcy gazet, niezaczepiany przez nikogo, ledwie albo w ogóle nierozpoznawany, sytuacja wydawała mi się osobliwie znajoma, ale dopiero słowa sklepikarza uzmysłowiły mi, co było tego przyczyną. To ten cudowny nastrój, który aż nazbyt często przeżywałem w początkach swojej aktywności w Monachium (...)
".



Brak komentarzy: