piątek, 10 maja 2013

Odcinek specjalnie dla Was



6 maja, poniedziałek

Odcinek z.
Z kronikarskiego obowiązku.


My drogi i Miłościwie Nam Panująca budzimy się po długim weekendzie, ale sprawnie, miło.

Słońce wstało, ja wstałem, wziąłem, pojechałem.
John Barth, Koniec drogi (1958) — to jednak ciężarne. Kobiety. Intrygujące, kazuistyczne, dokładnie napisane. Jednak dla starszego, hehe, czytelnika. Wyrobionego. Takiego jak ja.

Ponadto wyspałem się w ten dłuuuugi weekend za wszystkie czasy, więc czuję się wyśmienicie po tych okazjach.
Więc, ok. 14 wciąż nie senność, wciąż ciepło, wciąż nastrój bardzo bardzo (piszę, bo mam), wciąż kołysze Illumination Ritual, Julie oraz Duke.

Z okazji weekendy byłem nawet miły dla ludzi. Dla zwierząt nie, zwierzęta zostały na wsi.
Z okazji nowych okoliczności przeszedłem się, pojechałem na Stogi po wałówę, gdzie załadowałem wałówę, lato, piwo i rżniemy w kości, bo nie w karty. Pasta rybna i siup do domu. Wieczór się przedłużył.


7 maja, wtorek

Nate the Great

My drogi i Miłościwie Nam Panująca wobec oczekiwanych wolnych wieczorów.

Zachodzę z rana i jestem w szoku. MIA-CHI 0-1. No wspaniale!
Otrzymałem tokaj z poleceniem docenienia.

Jechałem, szedłem Schuberta, zjadłem kanapeczki, paluszki, piłem wodę (fuj).

Pięcioosobowy zespół przed nami zebrał przed sceną czterdzieścioro swoich znajomych i wszyscy po skończonym występie poszli pić na schody przed tylnym wejściem. brawo młodzieży.
Jak już odbębniliśmy swoje, to okazało się, że jest ekstrawagancko ciepło i wspaniały wieczór na w miarę szybki powrót do domu. Mogło być gorzej. A jest jeszcze lepiej, bo w piątek robimy sobie wolne. Johny stwierdził, że najbardziej ekscytującym elementem występu było ściganie się samochodami, które uskuteczniliśmy na Miszewskiego. Zimówki piszczały.

Chciałbym zaznaczyć, że dobrze jest mieć takiego groupie jak E. Najlepszy fan zespołu. Ba, kto wie, czy nie powinien otrzymać statusu honorowego członka. Może legitymacja?

Więc wieczór, późny wieczór i tyle z niego było. Wystrój wnętrza, turbanator, pacha i do snu do snu do snu.


8 maja, środa

Odcinek ze środkiem tygodnia. NIE. Z sukienką!

My drogi i Miłościwie Nam Panująca spędzaliśmy oszałamiający dzień na zakupach i pracy.

To ważne, bo zaraz wyjeżdżamy i zbliżam się (pilnie jak uczniak, pracowicie jak mróweczka) do końca tygodnia pracy. Dzisiaj z rana już 16, więc długie spodnie w odstawkę, sanadales w pracy, nie zdążyłem pochodzić w dziadkowych kurteczkach, bo już prawie letni przeskok się zrobił. Git.

Peter Evans, Zebulon (2013) jest tak pozbawiony tematów, że trzeba go odsłuchiwać (z obowiązku) po kawałeczku.

Więc już jechałem, ale się popsuł, więc pojechałem zatramwajem, kupiwszy płyty, wypalałem je potem i jeszcze bawiłem się pogłosami. Zaskakująco/efekciarsko. Ty pracujesz. Wtrząchłem wafelki i piwo malinowe. Słodziutki magnus. Czyli lubimy.

Kolekcjonuję dane, wstaję na ranem.

Cudów się nie spodziewałem, ale TA sukienka zaskoczyła mnie materiałem, kolorystyką i wzorem. No ślicznie. Plus inne elementy, które podejrzałem w tak zwanym międzyczasie. Reasumując: brakuje tylko rękawków (ale to nie jest problem), buty i buty zastępcze są, będzie można jeść i się bawić. Wesele weselicho i to blisko morza — to powinny być ładne okoliczności.

Do wyjazdu coraz bliżej, zioła nam rosną (jedne lepiej, drugie), jabłko pracuje, zakupy będą, elementy wywczasu na pewno się znajdą, spanie i zwiedzanie, hah, to znaczy, że już ciut ciut.


9 maja, czwartek

Odcinek z ustawką

My drogi i Miłościwie Nam Panująca żeśmy się ustawiliśmy i czekałyście. No czadowo.

Zmiany następują lawinowo. Wczoraj sandales, dzisiaj na krótki rękawek od początku dnia. Wychodziłem z domu przy 19 stopniach. Duże czytadło ze sobą, spacerniak, ogarniam ogarnianie wobec absencji. Dzisiaj łobuzy nie grają i nie będzie wyników jutro z rana. Przerwy im się zachciało, chorera.

Nadeszła burza, zebrało się tu i tam, wymieniłem pieniądze na pieniądze na krewetki, lekko zmokłem i jeszcze nadążyłem w tramwaju z Gosią odnośnie wizualizacji.
Więc Ty robisz za mnie ziemniaczki, wspaniale, troszkę się piciem kawy i jedzeniem usposabiam do przeżycia wieczora z otwartymi oczyma. I udało się, udało się, udało się! Robimy, robimy, bawimy się, relaksujemy. Wszystko się pysznie udało, mam 125 w zapasie, a pliki dają wyniki. Dobre światło. Bardzo dobre światło. (pamiętać o zapiekance). Mniam. I Wam też mniam.

==============================

10 maja, piątek

Odcinek z zakańczaniem

My drogi i Miłościwie Nam Panująca szykujemy się do wyjazdu, na razie głównie pracowaliśmy w pracy.

To jesteśmy już po pierwszych dwóch burzach w tym roku, w tym jednej w nocy. W nocy to ja śpię. A nie, że czytam książki. Jak Ty.

Wilgoć wisi w powietrzu, a ja kończę Stiega Larssona, Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet (2008), to było dużo ładnych stron, materiał na film, film pamiętam dobrze, więc mam powtórkę z rozrywki, a ja lubię filmy. Czytam, widzę twarze, słabiej pamiętam części 2 i 3, więc będzie inaczej. A niespodzianka wiązała się z tym, że po skończonej sprawie bohater kładzie na szali swoje wątpliwości moralne, a ja mu mówię, ale co ty chłopie, przecież liczy się fabuła, zagadka rozwiązana, napisy.

Więc sprawiłem się chyba ładnie, powinienem jeszcze coś oglądać, ale se jeszcze uzupełniam faflony. Acha, "w dół me konie" i Umpagalore 2 będzie naprawdę ekscytujące, "remember/camembert" wychodzi całkiem całkiem, mogę być częściowo (bo tylko część zrobiłem) zadowolony.

No to pa.





1 komentarz:

Anonimowy pisze...

ile mamy czekać na kolejną notkę?! Heloł?!