środa, 15 lutego 2012

Przygody Rolanda y Cheer



Z cyklu bajek samograjek:

Młody panicz Roland z dworu Cheer wyruszył w celu poszukiwawczym.

Cel poszukiwawczy przyszedł mu do głowy, kiedy siedząc w fotelu jadł donaty pani matki.

Wtedy zjadłszy ostatniego paczusia, wsiadł na swego kucyka, którego dostał na trzydzieste dziewiąte urodziny od wielmożnej ciotuni.

Gdy jechał polną drogą padał, no czasami tylko siąpił deszczyk wiosenny. Chłopi radośnie pracowali w polu. Wójt najechał swoim wielociągiem na nogę młodej chłopki. Zostawiwszy jedną nogę w rowie, pojechali pobaraszkować do stodoły wójta.

Młody panicz Roland zdegustowanym błękitnym okiem spojrzał na resztę towarzystwa, acz przyznał, ze można zatrzymać się na znacznych połaciach ziemi prezentowanych przez niektóre dziewczęta. Lecz jego staranne wychowanie nie pozwoliło na odkrywanie celów poszukiwawczych z osobami niższego pochodzenia, bo przecież siedział na kucyku.

Wreszcie postanowił rozbić się nad pięknym modrym jeziorem, gdzie tajemnicze ptactwo, które widział po raz pierwszy w swym krótkim życiu...

Ptactwo to fruwaczkowało. W rożnych kombinacjach. Rozłożył swój barłóg pod drzewem a na kolację posilił się jabłkami z jabłoni. Jabłoń ta miała właściwości psycholecznicze i panicz Roland miał w nocy piękne, pogodne sny.

Przyszła do niego pani matka i włożyła mu papucie na stopy w złote pompony. Kiedy pochylała się nad nim, przelatywał na ognistych koniach oddział czarnych rycerzy niechcący obcinając jej głowę. Ze strumieni tryskającej krwi wyrosły kolorowe kwiaty. Młode dziewczęta, które wyszły z mgły, zrywały je, wkładały do ust i jadły. Później nagie tańczyły dookoła panicza Rolanda, siadały na nim a później znikały. Kiedy panicz Roland się rano, nie mógł odkleić derki od ciała, lecz jego samopoczucie było wyśmienicie doskonale. Wykąpał się w błękitnym jeziorze, przy okazji dostał wrzodów na plecach. Musiał udać się do znachora, aby ten chirurgicznie usunął mu wypustki rozpalonym żelazem.

Potem dalej wyruszył na swoim jędrnym kucyku. Zahaczył o wielkie miasto, gdzie wieszano piękną nieznajomą. Kiedy więzy strzaskały jej kręgosłup, śliczny różowy języczek wychynął jej spomiędzy warg. Przypadkowo ktoś wylał Rolandowi pomyje na głowę, ale wylizał je brązowy seter irlandzki.

Ponieważ Rolandowi w głowę dano, zabrano mu kucyka, którego przerobiono na pirackie kabanosy i zostawiono konającego pod murem, ale to nie jest istotne dla opowieści. Gruba córka piekarza nakarmiła Rolanda czerstwymi bulkami i wyprawiła w dalszą wędrówkę z listem uwierzytelniającym. Panicz Roland schodził nogi aż do śmierci, walczył ze smokami, potworami i pająkami. Cel poszukiwawczy znalazł w trzecim mieście od końca wędrówki. Miał go cały czas w spodniach i czasami mu przeszkadzał, aczkolwiek przez większą część czasu leżał bezużyteczny.

No cóż, szkoda. Żyli długo i szczęśliwie.


JOHANN VREEN, Majerle (DZIEŁA ZEBRANE, 1998)



ps. człowiek się lekko wyciucha, nasroży grzywkę i dowiaduje się, jakie jest ulubione miejsce na randki; z drugiej strony wraz z muzycznym partnerem wyglądamy jak PARTNERZY => jest bezpiecznie; ja stawiam na (nie)moją opcję: ONI mówią do mnie
przepis (pięciu smaków) na udany występ: być tylko w plecaku, dobrze się najeść, dobrego się napić, wrócić wcześnie do domu
a kulig pięknie sunie. i tego będę się trzymał


Brak komentarzy: