niedziela, 5 lutego 2012

Koniec świata po włosku w galarecie (cz. 3)




— Macie chłopaki, zajarajcie sobie — zbliżyła się do Hala Mortleya, najpierw zakręciła przed nim brązowymi sutkami, a gdy już się poślinił włożyła mu fajkę między zęby. Chciała to zrobić Moschemu, ale jego to nie brało a nie chciała dać plamy przed koleżankami. Wiedziała też, że Hal da popalić innym a z Moschem to nigdy nic nie wiadomo.
Kiedy kobiety chciały pożartować z Moschego, wołały Savion, ta odwijała rękaw i Moschemu wprost fantastycznie pęczniało to w spodniach. Siłą go wtedy rozbierały i oglądały dotykając ruchliwymi paluszkami. Mosche płakał z bólu, łzy bezgłośnie ciekły mu po policzkach, krzyż pański był ciężki do udźwignięcia. To był chyba żelazny krzyż.
Ale dzisiaj Mosche był spokojny. Ślepy los trafił na Huggy Beara, który zakrztusił się dymem.
— A ty co!? Palić nie umiesz? — huknęła na niego Anna Chlumsky, aż biedak przestraszył się jeszcze bardziej i zaczął się niemal dusić. Savion pospieszyła mu z pomocą i rymsła go w plecy. Huggy był niewielkiej wagi mężczyzna, zresztą przy Savion każdy był mikrusem, w rezultacie więc Huggy zarył nosem w piasek. Natychmiast obrócono go na wznak, ale to nie wyszło mu na dobre. Z całą pewnością wolałby oglądać piasek niż to co zobaczył nad swoją twarzą. Bo cóż to był za widok!!
Zazwyczaj tak opanowana i oszczędna w ruchach Corinne klęczała mu nad głową a sama wydmuchiwała mu piasek ze spodni. Co za wymyślna tortura!
Mosche widząc co się święci szybko zaintonował:
— O kobieto, puchu mamy!
Zdezorientowane pannice bezwiednie podchwyciły:
— Marny puchu! Marny puchu!
Na co mężczyznom pozostało już tylko:
— AAAAAaaaaaa!
I złożyli pokłon.
Nastała chwila złowrogiej ciszy, którą przerwał histeryczny wrzask Allison:
— Który to!? Któóóry tooo!?
Chłopcy nerwowo spojrzeli na Mosche Zvila.
— Mosche, Mosche! Fanta, fanta! — kobiety zaskandowały.
Mosche zdjął koszulę i oddał ją w ręce Savion, która przycisnęła materiał do twarzy i nasyciła nozdrza zapachem. Potem oddała koszulę w ręce Allison, a ta zakrzyknęła z radością:
— Co mam zrobić z tym fantem, którego mam na myśli ?
— Chyba w ręce? Chyba masz go w ręce? Nie na myśli, tylko w ręce, no nie? — szybciutko wystrzelił Brian.
— Czego się odzywasz niepytany? — huknęła Anna i wszyscy umilkli skruszeni.
— Mów dowcip Mosche albo będziesz płakał — Allison aż się zachłysnęła z wrażenia.
— Czy opowiadałem wam dowcip, jak Żyd wygrał w totolotka?
— Dzisiaj jeszcze nie — uspokoiła go Corinne i wszyscy z natężeniem wyczekiwali.
— Żyd wygrał trzy miliardy w totolotka — opowiada Mosche. — Za pierwszy miliard kupił sobie dom, za drugi kupił samochód, a za trzeci wystawił pomnik Hitlerowi.
— Ale dlaczego Hitlerowi, przecież on tylu Żydów wymordował?
— Żyd odsłania rękę i mówi: „Ach, te szczęśliwe numery”.
Rozległy się gromkie dziewięcioosobowe brawa.
Które po chwili umilkły.
Znowuż wszyscy siedzieli, dopóki komuś nie przyszło coś do głowy albo nie nadszedł wieczór.
Każde udało się do swojej ziemianki, jeżeli założymy. że piasek to też ziemia.
Kiedy już zmierzchało, zaczęły się dziać różne dziwne rzeczy. Począł się ruch w obozie. Część kobiet zebrała się w ziemiance Corinne, natomiast chłopcy prześliznęli się do ziemianki Mosche. Allison, której nikt nie zaprosił, wyskoczyła na środek obozowiska i zakrzyknęła:
— O kobieto, puchu marny!
Żeński namiot odpowiedział:
— Marny puchu! Marny puchu!
A z ziemianki chłopców doleciało...
— AAAAAaaaaaa!
...i zakotłowało się coś na rodzaj pokłonu. Allison jak niepyszna powróciła do własnego kopca.
Tymczasem w ziemiance męskiej.
— No dalej Mosche, zrób to — nalegali zgromadzeni tam Adrian Pasdar, Hal Mortley, Huggy Beara i Brian Krause.
— Ale czemu ma służyć ten czyn lubieżny? Manifestacji siły, czy uległości żądzom?
— Ależ nie Mosche. To nie to o czym myślisz. My tu w innym celu zgromadzeni. Wybieramy ciebie abyś nas spod jarzma wyzwolił.
— Ale dlaczego ja? — bronił się Mosche.
— Boś ty ten naród wybrany, to już będziesz miał wprawę — chłopcy zakrzyknęli.
— Ale kogóż mam wtedy ten?
— Zrobisz to z Corinne. Ona na pewno ci da.
— Corinna Tuolet? Przecież ona nikomu nieprzychylna.
— To tylko taki pozór Mosche. Rozumiesz, zewnętrzna gra myli. A że ona taka małomówna. Mało ryczy, ale dużo daje.
— Sprytnieście to sobie chłopaki wykombinowali.
— Się wie, Mosche — wszyscy zatarli dłonie z radości.
— To jeszcze mi powiedzcie jak mam to zrobić?
— No zwyczajnie. Najlepiej zaskocz ją od tylu, to nie będzie wierzgać, nogi jej ten, a później tego i…
Tymczasem w ziemiance Corinny.
— Jesteście najzupełniej pewne, że powinniśmy chłopakom dać?
— Pewnie, niech raz sobie ulżą, niech poznają co dobre. A jaka chwała na nas spłynie za tak dobry postępek!
— I co, może ja mam to zrobić?
— A skąd wiesz Corinna? Która podkablowała? — zaczęły na siebie patrzeć wilkiem.
— Spokój baby! — uspokoiła wszystkie Anna. — Tu o męski orgazm się rozchodzi. To nie przelewki.
— Jak to nie przelewki? A co to, w kulkach? — Savion była zrażona nietrafnością sformułowania Anny.
*
— Pamiętaj, ma krzyczeć z rozkoszy — upominała Corinnę Anna.
— Masz krzyczeć z rozkoszy Mosche, żebyśmy wszyscy słyszeli jak nas wyzwalasz — chłopcy błagali Mosche jak bożego syna.
— I pamiętaj, żeby nogi ten... — dorzucił jeszcze Hal i Mosche ruszył w drogę.
*
— A wy co tu robicie beze mnie — wywrzasła AlIison Hossack zaglądając do ziemianki Corinny.
Wtedy Mosche był już tuż tuż, nie sądził, że to Allison, bo kto może się wychylać z ziemianki Corinny jak nie ona sama? Nogi ten i...
— O Jezu ...- tylko szepnęła Allison (badania dowodzą, że imię Nazarejczyka jest jednym z najczęściej wywoływanych imion nadaremno podczas)
*
Reszta jest już tylko przekazywaną ustnie legendą, która rozrasta się o coraz bardziej kolorowe i fantastyczne szczegóły. Wersja z trzeciego tysiąclecia zawiera w podkładzie morze, mleczko kokosowe i Beethovena w tle. Oto historia o tam jak mężczyzna sam doszedł do granicy, której nie może przekroczyć.
Na nic mu są skurcze macicy zdolne trwać pół godziny.
— l on wtedy...
— a ona z nim...
— on jej...
— ona jemu...
— i jak on jej pr...
— ona raz a on dwa ..
— i wtedy oboje...
— ...naraz?
— Naraz! No mówię ci...
— Nie mów. .&/%
— Tak było.:(!%
— /&O ...on jej naprawdę pyp ..."!
— .. .i to jak ... a ona mu zap ..#o"!/O=
— 0%") i wtedy razem ..#o!"'?(
— I wtedy razem -,-.-) 12"#o!"/( oboje"",,~,-,~.-,-,-lochochochocho
— -. - ,- , ,,,hihihihihihihihhahahahahahahah- ,,,,- ,,~, ,"
— heheheheh ochochochoch -,-.-,-":;;;:,,,.-,. Cóż to był za film!?**
.-.., '"-' --... .-,., """'-'.-.., .-.....-.
~ ~ \. I.. \. L\.\. L I..



JOHANN VREEN, Majerle (DZIEŁA ZEBRANE, 1998)



ps. mój plan zaprawienia się udał się w 100%. piątek, grunt przyznawać się do słabości (daję sobie fory ze względu na przeziębienie)(i ładny strój): tylko 12/44, 9 strat, 8 as., 2 przechwyty, ale 7 zb. i wszystkie w ataku, Gortat powinien się ode mnie uczyć (czy wspominałem, żem najniższy?), no i te slalomy, potem na mróz i raz. sobota, zimna chata, później łyżwy (suuww, suuuwww)(mniam), na mróz i dwa.
ps.2. ta "wspólnota katarowa" -> jednolitość wrażeń
ps.3. żyłka mi pulsuje (= proces myślenia)(tutaj jest miejsce na: ho ho!) oraz pokłady dobrego samopoczucia (mimo wszystkiego) — oba stany mi się podobają
ps.4. teoretycznie jutro miało być mocne otwarcie, ale nie wiadomo, jak z tym jutro. story jest takie, że gdybym żył w dawnych czasach, to byłbym świniarzem, albo (nie)zdolnym kopistą. tzn. siedziałbym na poddaszu i kopiował teksty. z pewnością z błędami. i obowiązkowymi modyfikacjami (a potem nie mogą dojść, kto zamieszał). za to marginesy... marginesy były by całe moje. nie żeby było w tym coś oryginalnego. ale jaka pamiątka! w tej wtórności/złym kopiowaniu jest coś. widzieliście mojego van gogha? podobne, a inne. i tak to jest po całości.

Brak komentarzy: