piątek, 3 lutego 2012

Koniec świata po włosku w galarecie (cz. 2)



Cóż za fantastyczny świat. Niestety nikt się nie buntował. Wszyscy byli zbyt leniwi. Ale jak tu się buntować w piątkę przeciw czwórce. Zwłaszcza, że Savion Glohines jednoręcznie położy trzy zjednoczone męskie ramiona.

W końcu facetom nie było tak źle. Zrozumcie, to kobiety musiały na wszelkie możliwe sposoby urozmaicać sobie życie. Prawo chodzenia na piwo po pracy przypadło im, możliwość tłuczenia zwierząt po powrocie do domu również im, mogły zdradzać do woli i nikt im tego nie wypominał, nie musiały sprzątać ani gotować, nic musiały wychowywać dzieci, bo takowych nie było, nie musiały pracować, kobieta mogła zostać górnikiem, hutnikiem, taksówkarzem i kierowcą autobusu. Wszelkie prawa przysługujące dotychczas mężczyznom, przechodziły na nie. No i wreszcie to prawo do orgazmu, nie tylko w nocy, bez koniecznego współudziału mężczyzny! One cholemie się nudziły!

Najgorsze było to, że same ze sobą nie mogły wytrzymać. Czasami, dopóki znowu się nie pokłóciły, zawierały pakty i kolegowały się parami. Do czasu kiedy kłóciły się wewnątrz związku łub poza nim, wtedy rozwiązywały pakty, wyczekiwały tak długo, aż znowu mogły na siebie patrzeć i zawierały nowe.

Stworzono w ten sposób całą nową historię wojen tysiącletnich. Doprawdy pasjonująca rozgrywka.

Nieustannym zarzewiem konfliktu był piąty mężczyzna. Wyglądało to mniej więcej w ten sposób:

Allison Hossack zawierała układ z Anną Chlumsky a Corinne Toulet z Savion Glohines. Po kilku potyczkach ustalano przynależność mężczyzn: Adrian Pasdar i Hal Mortley należeli do pary A, a Mosche Zvil i Huggy Beara do pary B. Toczono walkę o piątego zawodnika, bowiem Brian Krause pozostawał bez przydziału, lecz to prowadziło li i jedynie do rozpadu związków. Ponieważ liczba kombinacji była ograniczona, co pewien okres sytuacja się powtarzała. W końcu wszyscy doszli do takiej perfekcji, że siedząc na wspólnym pustkowiu ustnie wymieniali składy, potyczki i argumenty, które decydowały za albo przeciw. Rutyna zawładnęła ich życiem i brak już było wszelkiej radości.

Całymi dniami palili gandzię i toczyli jałowe spory.

— Pomyśl Corinne — ciągnęła Allison — a gdyby im tak dać po dobroci? Jakby zakosztowali zakazanego owocu, jakież byłyby ich cierpienia a jak radość z tego powodu!

— Dasz im palec a wezmą całą rękę — tłumaczyła Corinne.

— Ja mam silną rękę — odwinęła rękaw koszuli Savion Glohines.

Oczywiście, że kobiety chodziły nago, żeby jeszcze bardziej pobudzać mężczyzn, ale prawo zezwalało na rozpięte koszule i prześwitujące majtki.

— Kiedyś ci uschnie, zobaczysz — zakrakał Mosche Zvil a Brian Krause zasyczał:

— A wtedy dobierzemy się wam do...

— Milczeć psy! — zahuczała Anna Chlumsky i dodała szeptem, żeby chłopy nie słyszały: — W sumie to mi trochę ich żal.

— A mi wcale — AlIison była nieprzejednana. — Przez kilka tysiącleci nami się wysługiwali, niech teraz za to płacą.

— Marna pociecha — odezwał się sceptycyzm Corinne. — A co z tymi miliardami, którym się upiekło?

— A gdzie zadośćuczynienie dla miliardów udręczonych kobiet? O kobieto, puchu mamy! — Savion zaintonowała silnym basem wezwanie żałobne, które podchwyciły wszystkie zgrabnym dwugłosem (raczej: zgodnym chórem, przyp. aut.):

— Marny puchu! Marny puchu!

Na co mężczyźni odpowiedzieli:

— AAAAAaaaaaa!

I złożyli pokłon.

Przez moment trwała cisza, przerwana w końcu mocnym zaciągnięciem się jointem przez Allison.





ps. ostatnio wyklepałem 3 arkusze tekstu, który do niczego się nie nadaje (no, to się okaże), ale i tak co tam, klawisze furkotają, mróz trzymie, a słońce świeci, w końcu japończycy i tak wstaną wcześniej, dasz im palec, a zjedzą całą rękę

Brak komentarzy: