2 lutego, poniedziałek
My drogi i Miłościwie Nam Panująca mieliśmy zaskakujący wieczór.
D'Angelo and The Vanguard — Black Messiah (2014)
oczywiście piszą w superlatywach, ale ja tym wolał wciąż Amy. Przynajmniej ma melodie miast przekazu.
***
wczoraj było super bowl (iiii), więc dzisiaj prasówka zajęła mi 5 min, mogę się zająć jakże ważnym odsłuchem płyt nowych/starych i odrzucać krążki
***
Guided By Voices — Bee Thousand (1994)
ale staaaaroć! nie powiedziałbym, że się broni, bo to nie był mój zespół, ale dzisiaj już nie dla mnie ($19.98 Insound)
***
No Age — Weirdo Rippers (2007)
tak, to jest mój nowy styl alternatywy w wieku "dojrzałym" ($19.98 Insound)
***
oczekiwane (przedsprzedaż):
Modest Mouse — Strangers to Ourselves (2015, marzec)
The Jon Spencer Blues Explosion — Freedom Tower (2015, marzec)
Death Cab for Cutie — Kintsugi (2015, marzec)***
Modest Mouse — Live From The Forum in Inglewood, California (2014)
wciąż ten sam błąd, nie wiem czemu się daję nabrać na słuchanie nagrań live, o ile to nie są płyty "live" Franka
***
Father John Misty — Fear Fun // Red Vinyl LP
taka okładka, a takie smęty
***
Set Fire to Flames — Telegraphs in Negative/Mouths Trapped in Static // 160G 2xLP
z reguły się z takich śmieję
ale ładnie dzisiaj szumi
***
Black Whales — Through the Prism, Gently (2014) ‘Moon-Marbled’ Vinyl
nic, co by mnie zajęło
***
Lost Lander — Medallion // Black Vinyl
psi, taki pop, w sumie słuchało się kiedyś Keane
i jeszcze Moving Mountains, i jeszcze Wintersleep
dobra, brać
***
Późno co prawda do spania, ale była okazja, pozytywna.
Przywiozłem "rowerek" (piękny pomysł) do domu dzięki pomocy, nie było spaceru (był wcześniej), początek jeszcze dość marudny, ale kawa była, kolacja również, i mycie włosów się udało, w sumie mogłaś dłużej pospać, drzemki były krótkie, ale kryzysy dało się łatwo zażegnać, sporo jedzenia, sporo odpoczywania, zrobiłem te mp3 na ew. składak (reaper jest taki świetny), czymś trzeba było zająć oczy, więc włączyłem "Goldfingera" od połowy do końca, młody też oglądał, potem padło jeszcze na:
That Man from Rio (1964)
Jean-Paul Belmondo brzydki, ale zabawny, wtedy nadeszła pora, żebyśmy wszyscy poszli spać, wspaniale, nic tylko pogratulować dziecku.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca mieliśmy zaskakujący wieczór.
D'Angelo and The Vanguard — Black Messiah (2014)
oczywiście piszą w superlatywach, ale ja tym wolał wciąż Amy. Przynajmniej ma melodie miast przekazu.
***
wczoraj było super bowl (iiii), więc dzisiaj prasówka zajęła mi 5 min, mogę się zająć jakże ważnym odsłuchem płyt nowych/starych i odrzucać krążki
***
Guided By Voices — Bee Thousand (1994)
ale staaaaroć! nie powiedziałbym, że się broni, bo to nie był mój zespół, ale dzisiaj już nie dla mnie ($19.98 Insound)
***
No Age — Weirdo Rippers (2007)
tak, to jest mój nowy styl alternatywy w wieku "dojrzałym" ($19.98 Insound)
***
oczekiwane (przedsprzedaż):
Modest Mouse — Strangers to Ourselves (2015, marzec)
The Jon Spencer Blues Explosion — Freedom Tower (2015, marzec)
Death Cab for Cutie — Kintsugi (2015, marzec)***
Modest Mouse — Live From The Forum in Inglewood, California (2014)
wciąż ten sam błąd, nie wiem czemu się daję nabrać na słuchanie nagrań live, o ile to nie są płyty "live" Franka
***
Father John Misty — Fear Fun // Red Vinyl LP
taka okładka, a takie smęty
***
Set Fire to Flames — Telegraphs in Negative/Mouths Trapped in Static // 160G 2xLP
z reguły się z takich śmieję
ale ładnie dzisiaj szumi
***
Black Whales — Through the Prism, Gently (2014) ‘Moon-Marbled’ Vinyl
nic, co by mnie zajęło
***
Lost Lander — Medallion // Black Vinyl
psi, taki pop, w sumie słuchało się kiedyś Keane
i jeszcze Moving Mountains, i jeszcze Wintersleep
dobra, brać
***
Późno co prawda do spania, ale była okazja, pozytywna.
Przywiozłem "rowerek" (piękny pomysł) do domu dzięki pomocy, nie było spaceru (był wcześniej), początek jeszcze dość marudny, ale kawa była, kolacja również, i mycie włosów się udało, w sumie mogłaś dłużej pospać, drzemki były krótkie, ale kryzysy dało się łatwo zażegnać, sporo jedzenia, sporo odpoczywania, zrobiłem te mp3 na ew. składak (reaper jest taki świetny), czymś trzeba było zająć oczy, więc włączyłem "Goldfingera" od połowy do końca, młody też oglądał, potem padło jeszcze na:
That Man from Rio (1964)
Jean-Paul Belmondo brzydki, ale zabawny, wtedy nadeszła pora, żebyśmy wszyscy poszli spać, wspaniale, nic tylko pogratulować dziecku.
3 lutego, wtorek
Odcinek z wieczorem mniej leniwym
My drogi i Miłościwie Nam Panująca się bujaliśmy normalnie.
Te zero stopni rano, to jednak jest chłodno. Królestwo Jerozolimskie leci powoli. Strucle kupiłem rewelacyjne (za rowerek).
Rano to nie chciałem wstawać, za dobrze się spało. Ba, i taki wieczór był.
***
Nowe rondo/palmą.
***
New Pornographers — Electric Version (2003) $7.99 (dusty)
no a to jest kapitalne
na wczorajszy wieczór i dzisiejszy poranek
***
The Folk Implosion — Take A Look Inside (1994)
słucham po raz pierwszy w życiu i jestem zadowolony, słuszny album, zabawowy, alter
***
stąd
The Folk Implosion — Dare to be Surprised (1997)
jest fajne, ale już zbytnio zachowawcze i wygładzone
(ale lepiej nagrane, he he, wiecie)
***
Jest miejsce na mało znane:
6:37 — Demo (2006)
emo-podobne AP, delikatnie nagrane, studyjnie, ale po domowemu, melancholijnie, miło
***
Fat History Month
to może być MÓJ zespół
***
Beauty Pageant — Deer Gravity
nie jestem mega przekonany, ale chwilami są strasznie "świezi"
***
You Blew It — EP (2009)
mimo opisu — bez zachwytu wcale
***
Beauty Pageant — In Adult Film
za to oni nie zwalniają, są świetnym indie rockiem, podwójnie nagrane wokalne w stylu Modest Mouse
***
Balance And Composure — The Things We Think We're Missing (2013)
wsteczne nowe emo, fuj
ale jest jeszcze gorsza rzecz, po 4 żmudnych numerach wdrożyłem się
Przemowi by to się podobało
***
Podążyłem normalnie, Paulus&Siemak normalnie, kawę normalnie, dziecko normalnie (czyli nie tak dobrze jak wczoraj), kąpiel nienormalnie (czyli gorzej, źle), więc podczytywałem i zagadywałem (czasem pomagało), (a było oglądać jak spał!), przez pół wieczoru ziewałem, nawet nie słyszałem jak kaseta się wyłączyła.
Odcinek z wieczorem mniej leniwym
My drogi i Miłościwie Nam Panująca się bujaliśmy normalnie.
Te zero stopni rano, to jednak jest chłodno. Królestwo Jerozolimskie leci powoli. Strucle kupiłem rewelacyjne (za rowerek).
Rano to nie chciałem wstawać, za dobrze się spało. Ba, i taki wieczór był.
***
Nowe rondo/palmą.
***
New Pornographers — Electric Version (2003) $7.99 (dusty)
no a to jest kapitalne
na wczorajszy wieczór i dzisiejszy poranek
***
The Folk Implosion — Take A Look Inside (1994)
słucham po raz pierwszy w życiu i jestem zadowolony, słuszny album, zabawowy, alter
***
stąd
The Folk Implosion — Dare to be Surprised (1997)
jest fajne, ale już zbytnio zachowawcze i wygładzone
(ale lepiej nagrane, he he, wiecie)
***
Jest miejsce na mało znane:
6:37 — Demo (2006)
emo-podobne AP, delikatnie nagrane, studyjnie, ale po domowemu, melancholijnie, miło
***
Fat History Month
to może być MÓJ zespół
***
Beauty Pageant — Deer Gravity
nie jestem mega przekonany, ale chwilami są strasznie "świezi"
***
You Blew It — EP (2009)
mimo opisu — bez zachwytu wcale
***
Beauty Pageant — In Adult Film
za to oni nie zwalniają, są świetnym indie rockiem, podwójnie nagrane wokalne w stylu Modest Mouse
***
Balance And Composure — The Things We Think We're Missing (2013)
wsteczne nowe emo, fuj
ale jest jeszcze gorsza rzecz, po 4 żmudnych numerach wdrożyłem się
Przemowi by to się podobało
***
Podążyłem normalnie, Paulus&Siemak normalnie, kawę normalnie, dziecko normalnie (czyli nie tak dobrze jak wczoraj), kąpiel nienormalnie (czyli gorzej, źle), więc podczytywałem i zagadywałem (czasem pomagało), (a było oglądać jak spał!), przez pół wieczoru ziewałem, nawet nie słyszałem jak kaseta się wyłączyła.
4 lutego, środa
Odcinek z klasyczną środą
My drogi i Miłościwie Nam Panująca po dobrym dniu.
Wstawanie o 6 nie takie koszmarne (to dlatego, że dzieci wcześniej wyrzuciłem z pokoju). Papierki załatwione na PG o 7, ale z tego czasu, jaki miał być dla mnie, to nie było, ledwo zdążyłem do tyrki. Jechałem 154, Małomiejska to zawsze taki swojski miejski widok. No, to tyle wspomnień. Mroźno.
Ought, More Than Any Other Day (2014) to jednak świetny wybór kasetowy, prawie tak dobry jak ostatni (jak każdy) Spoon
***
Clover Andrew, Tata rządzi czyli 63 zasady szczęśliwego ojca, 2008
zabawne, zabawowe, przesadzone, ale skrótowe, miłe w czytaniu
ci angole/australijczycy tacy weseli są
(patrz ostatnio przeczytany w kiblu felieton Chorwatki o torbach z bawełny)
***
Brava Spectre — The Hands, The Water, The Hands That Occupy The Water (2009)
patrzaj, noise bez fuzzów na gitarach (takie inne że), mocarne, bezkompromisowe, dla mnie nowe
hehehe: Spazz Jazz / Art Grind / Noise-Metal Bebop
***
Bright Effs — Be Honest (2010) duo indie-noise
dowód na to, że takich utalentowanych Japandroids jest wiele, ale tylko jednym się udaje
***
Buried At Sea — Migration (2003)
miazga ze sludge, 3 numery po 12 minut
***
Dads — American Radass (this is important) (2012)
bardzo fajne, ale bez takiego szału, jak było napisane (http://dadzroom.blogspot.com/search/label/Deer%20Leap — ten gość)
często wrzaskuny to są za bardzo i żadne kolorowe winyle nie
ale za to jestem pod nazwiskiem:
Ryan Stack
www.formataudio.com
***
starszy znajomy dla odświeżenia uszu:
King Khan and The Gris Gris — Murder Burgers (2014)
***
David Bello and His God Given Right jest najbardziej indie z tego nowego zestawu. Słuchalne.
***
Magic Island — Wasted Dawn (Mansions and Millions MAMI01) (2014)
iii, nie, modne dreamy
***
Kreng — The Summoner (Miasmah Recordings miacd 030) (2014)
szumy, nie, ale krążek elegancki
***
Celer — Sky Limits (Baskaru KARU35) (2014)
ambiencik, szumy, odgłosy
***
Officer! — Life At The Water's Edge (Blackest Ever Black Blackest030) (2014)
dojcze elektro-pop
***
Chandos — Rats In Your Bed (CAK101LP) (2014)
uuuu, prawdziwy alternatywny rock z ich strony
śmichy-chichy, ale jest poważnie fajne
***
Zrobiłem mega długą, mega szybką trasę po zupę. Parku nie było, buu.
Prawie zdążyłem, na przyszły tydzień muszę ich uprzedzić. Chłopcy cali rozedrgani po sobotnim występie. Pokłóciłem się o czynel. Bez sensu, bo i tak za tydzień zagramy inaczej.
***
Wróciłem do domu na swoich warunkach (star Laika, bo Woodsman/Spoon już zaznajomione od porodu). Klasyk z zapachem taty, ale strój WYJĄTKOWY. Wydaje się, że był uśmiech. Potem dziecko się zaczęło psuć, i trza było do snu.
Podłączyłem jeszcze dysk, zobaczyłem z występu wstęp z realizacją w stylu lat 90. i zanurzyłem się w
Fat History Month
wow, leciało, leciało, byłem zrobiony dwojako, hałas trochę, muszę sobie zostawić na spokojne, uważne słuchanie
Wolfie — za cholerę nie mogę znaleźć, gdzie to skręcili |
5 lutego, czwartek
Odcinek z NOWĄ TAKĄ PŁYTĄ
My drogi i Miłościwie Nam Panująca kupiliśmy NE-BU-LI-ZA-TOR.
Zaczynam na spokojnie:
Second Moon Of Winter — One For Sorrow, Two For Joy (Denovali Records den219cd) (2014)
ładny krążek, za dużo chóralnego wycia
***
bo muszę się emocjonalnie i umysłowo wstrzymać od słuchania
Fat History Month — Bald History Month (2013)
mówili, że jest pavemenciarskie/modest mouse'owe, jest
ale z dodatkami, intrygującymi
gorzej z dostępem
wcześniejsze single nie takie szałowe (wykupione)
***
już nawet oczekiwałem na poranne wstanie, 6 na minusie
ładnie mrozi, ładnie na dworze, spacerniak, ładnie
***
ładnie
***
Ricardo Donoso — Saravá Exu (Denovali Records den223cd) (2014)
szumy
"Ricardo Donoso is a composer, percussionist and electronic musician from Rio de Janeiro, Brazil who currently resides in Boston. (...) most notably playing drums for avant-death metal unit Ehnahre".
***
Pollyester — City Of O. (Disko B DB170CD) (2014)
prawdziwe disco 80., choć sami: "This is where early Talking Heads hang around on a DFA bloc party whilst Tom Tom Club is jamming with Le Tigre in the background".
***
Flug 8 — Trans Atlantik (Disko B DB169CD) (2014)
tym razem niemieckie disco, bliżej Kraftwerk
"Krauty-housey-techno"
ale podoba mi się, że hej
***
Cypress Hill — Cypress Hill (1991) — Condition: Very Good- $14.99
taka rzecz na dusty, ciekawe jak jest zjechana
z tym, że nie jest moją ulubioną jak:
Cypress Hill — Black Sunday (1993) — Condition: Very Good- $5.99
***
Matt Monro — The World of (1971)
ponieważ robię zakusy na płytę, a Matt Monro zawsze
***
http://www.stafaband.info/download/mp3/lagu_fat_history_month_nature/#fat_history_month_nature/ytplay-ExZambxoq2fuk8
***
Fat History Month — Fucking Despair (2011)
podobało by mi się bardziej, ale na razie nie chwytam, niemniej, duetu już nie ma, ostał się Bad History Month — DUST FROM 1000 YRS ("Famous Cigarettes" June 10, 2014), co oczywiście nie jest takie jak. Rozstali się chłopcy? hehe.
***
a poza tym: nio nio
***
Dirtdrinker — st (2012)
ciekawe demo i brzmienie, Today is the Day się kłania jak nic
"noisy experimental hardcore band from Scotland. Drenched in grooves and sludge, somewhat similar to Botch, Breather Resist, and Deadguy".
***
mamy zimę, a ja lubię mieć zimę (słoneczną, jak dzisiaj) = dobry nastrój!
***
Health — Health//Disco (2008)
wystarczyło posłuchać raz
***
Szczęśliwie odebrałem paczkę i do domu w sam raz, kiedy stawili się trzeci dziadkowie wyładowani prezentami. Babcia wyręczyła mnie z kwiatami (idealny kolor), były ciasteczka, było uśmiechnięte dziecko (podobno wykapany ja). Super.
Potem udało nam się zażegnać małe kryzysy, kąpiel tym razem wzorowa, do snu prawie ok.
Dzień był super pod emocjami, ale wieczorem chyba dopadło mnie to zaległe zmęczenie, wydziarałem skróty dla Karola.
Odcinek z NOWĄ TAKĄ PŁYTĄ
My drogi i Miłościwie Nam Panująca kupiliśmy NE-BU-LI-ZA-TOR.
Zaczynam na spokojnie:
Second Moon Of Winter — One For Sorrow, Two For Joy (Denovali Records den219cd) (2014)
ładny krążek, za dużo chóralnego wycia
***
bo muszę się emocjonalnie i umysłowo wstrzymać od słuchania
Fat History Month — Bald History Month (2013)
mówili, że jest pavemenciarskie/modest mouse'owe, jest
ale z dodatkami, intrygującymi
gorzej z dostępem
wcześniejsze single nie takie szałowe (wykupione)
***
już nawet oczekiwałem na poranne wstanie, 6 na minusie
ładnie mrozi, ładnie na dworze, spacerniak, ładnie
***
ładnie
***
Ricardo Donoso — Saravá Exu (Denovali Records den223cd) (2014)
szumy
"Ricardo Donoso is a composer, percussionist and electronic musician from Rio de Janeiro, Brazil who currently resides in Boston. (...) most notably playing drums for avant-death metal unit Ehnahre".
***
Pollyester — City Of O. (Disko B DB170CD) (2014)
prawdziwe disco 80., choć sami: "This is where early Talking Heads hang around on a DFA bloc party whilst Tom Tom Club is jamming with Le Tigre in the background".
***
Flug 8 — Trans Atlantik (Disko B DB169CD) (2014)
tym razem niemieckie disco, bliżej Kraftwerk
"Krauty-housey-techno"
ale podoba mi się, że hej
***
Cypress Hill — Cypress Hill (1991) — Condition: Very Good- $14.99
taka rzecz na dusty, ciekawe jak jest zjechana
z tym, że nie jest moją ulubioną jak:
Cypress Hill — Black Sunday (1993) — Condition: Very Good- $5.99
***
Matt Monro — The World of (1971)
ponieważ robię zakusy na płytę, a Matt Monro zawsze
***
http://www.stafaband.info/download/mp3/lagu_fat_history_month_nature/#fat_history_month_nature/ytplay-ExZambxoq2fuk8
***
Fat History Month — Fucking Despair (2011)
podobało by mi się bardziej, ale na razie nie chwytam, niemniej, duetu już nie ma, ostał się Bad History Month — DUST FROM 1000 YRS ("Famous Cigarettes" June 10, 2014), co oczywiście nie jest takie jak. Rozstali się chłopcy? hehe.
***
a poza tym: nio nio
***
Dirtdrinker — st (2012)
ciekawe demo i brzmienie, Today is the Day się kłania jak nic
"noisy experimental hardcore band from Scotland. Drenched in grooves and sludge, somewhat similar to Botch, Breather Resist, and Deadguy".
***
mamy zimę, a ja lubię mieć zimę (słoneczną, jak dzisiaj) = dobry nastrój!
***
Health — Health//Disco (2008)
wystarczyło posłuchać raz
***
Szczęśliwie odebrałem paczkę i do domu w sam raz, kiedy stawili się trzeci dziadkowie wyładowani prezentami. Babcia wyręczyła mnie z kwiatami (idealny kolor), były ciasteczka, było uśmiechnięte dziecko (podobno wykapany ja). Super.
Potem udało nam się zażegnać małe kryzysy, kąpiel tym razem wzorowa, do snu prawie ok.
Dzień był super pod emocjami, ale wieczorem chyba dopadło mnie to zaległe zmęczenie, wydziarałem skróty dla Karola.
6 lutego, piątek
Odcinek z nieudanym chillem
My drogi i Miłościwie Nam Panująca
W porę się zorientowałem, że trzeba wstać ze szkolnej ławki (Profesor podał rękę na przywitanie), wtedy też wstałem jednak. Noc. Przyjemne zimno, za kusa kurteczka.
Ale wnioseczki:
1. moje relacje z kasetami są ważne nie poprzez ich zawartość muzyczną, ale historyczną — kiedy je nagrałem, jakie były okoliczności, co zawierają dla mnie, w jakim okresie ich słuchałem głównie.
2. np. teraz z odsłuchu tych po języku angielskim mogę się dowiedzieć, że QOTSA wraz z innymi pustynnymi znałem już w latach 1998-2000 (brawo radiostacja), ale tego nie wiedziałem, potem odkryłem ponownie. Pewnie wynikało to z tego, że Kyuss i Fu Manchu podobały się wtedy bardziej, oraz był etap alternatywy/indie, np. PJ Harvey grała jeszcze na gitarze, a my (KA) dopiero uczyliśmy się grać na instrumentach (nie mówię, że skutecznie).
3. "życie na krawędzi" hihi, tradycyjnie nie zważałem na dzień i noc, muzyka leciała non-stop i czasem było coś extra, więc włączałem record, potem chyba pojawiła się wieża rekordzistka, która potrafiła odtworzyć 6 płyt naraz (!), co było ważne i konieczne, człowiek więcej czasu spędzał na niczym. Prócz tych zarwanych nocy, dużo heroes, piwa i pop-cornu, z zasady wtedy, kiedy chata wolna, co powtarzało się cyklicznie i ma magiczną moc wciąż. W dzień, prócz jedzenia podstawowych spożywczych (bo to też się zdarzało), po obejrzeniu nba i przejrzeniu telegazety (netu wtedy nie było) (komputerów prawie też nie) robiłem różne zawody sportowe, skok wzwyż przez barierkę łóżka. Dodam, że byłem wtedy już w poważnym wieku.
4. spędzanie czasu samemu jest fascynujące, ale trzeba uważać. Na szczęście chodzę do pracy i nie mieszkam sam, stąd kondycja nie ulega zachwianiu w sposób stały a jeno okazyjny, drugim (trzecim?) wyjściem z sytuacji jest nagrywanie płyt — potem się tego nauczyłem, stąd ludzkość jest obdarzona moimi solowymi twory.
***
Nie spędzało mi to snu z powiek w nocy (bo przecież spałem mocno), ale dzisiaj przyszło potwierdzenie z dusty, że jednak mi nie wybrali chyłkiem wyselekcjonowanych przeze mnie krążków, bardzo specyficznych i oryginalnych (te niepotrzebne i drogie odrzuciłem — Julie London, Amy Winehouse), yeeeee.
***
All We Are — All We Are (Domino DS091CD) (2014)
milutki electro-popik z delikatniusimi wokalikami
pełno teraz takich, porcys by miał wiele na ten temat (albo kiedyś miał), oni uważali, że to jest współczesna alternatywa
***
Michna — Thousand Thursday (Ghostly International GI233) (2014)
electro, które nie boli, takie rzeczy w podkładach Lali Puny
***
fajne jest, że zaglądam w katalog, gdzie na 175 coś mi się obiło o uszy w 3 przypadkach
tyle do odkrywania
***
Mind Over Mirrors — The Voice Calling (Immune Recordings Immune 038) (2014)
niekoniecznie, bo za dużo tu kościelnych organów
"supplements the gorgeous, woozy speechlessness of Fennelly’s Indian pedal harmonium, augmented by oscillators, tape delays, and synthesizing processors"
***
Donna Regina — The Decline Of Female Happiness (Karaoke Kalk kalk cd-54) (2010)
electro-pop + akustyki i piano, milusie, na chwilę
"Donna Regina have been around longer than electronica and the term never really fitted their music that well. After all, the duo from Cologne are really all about writing songs, not just producing tracks, and certainly not electronica". No czasem im się udaje w sumie z tymi piosenkami.
***
z rozpędu przesłuchałem:
Donna Regina — Holding The Mirror For Sophia Loren (Karaoke Kalk Kalk 78 CD) (2014)
a tam nazwiska ("For the first time in their production history they let somebody else do the mixes, Polish musician Michal Jacaszek who also co — produced the album").
słucha się, z tym, że mniej piosenkowe, są jakieś obce wtręty (dub, fuj)
***
Lee Ranaldo & The Dust — Acoustic Dust (El Segell Del Primavera PS014) (2014)
nie da się uniknąć porównania
ale, hm, słabiutko
aczkolwiek, jest jeden numer "Late Descent #2", który przypomina rockowe akustyczne ballady solistów z lat 70., taki John Cale, Cat Stevens.
***
dzisiaj bardzo nietypowo, mam chęć do pracy, czytam dawno niewidziane czytanie
***
oni piszą, że to mają, a przecież tego nie ma:
https://anost.net/en/Products/King-Gizzard-and-The-Lizard-Wizard-I-m-In-Your-Mind-Fuzz/
Odcinek z nieudanym chillem
My drogi i Miłościwie Nam Panująca
W porę się zorientowałem, że trzeba wstać ze szkolnej ławki (Profesor podał rękę na przywitanie), wtedy też wstałem jednak. Noc. Przyjemne zimno, za kusa kurteczka.
Ale wnioseczki:
1. moje relacje z kasetami są ważne nie poprzez ich zawartość muzyczną, ale historyczną — kiedy je nagrałem, jakie były okoliczności, co zawierają dla mnie, w jakim okresie ich słuchałem głównie.
2. np. teraz z odsłuchu tych po języku angielskim mogę się dowiedzieć, że QOTSA wraz z innymi pustynnymi znałem już w latach 1998-2000 (brawo radiostacja), ale tego nie wiedziałem, potem odkryłem ponownie. Pewnie wynikało to z tego, że Kyuss i Fu Manchu podobały się wtedy bardziej, oraz był etap alternatywy/indie, np. PJ Harvey grała jeszcze na gitarze, a my (KA) dopiero uczyliśmy się grać na instrumentach (nie mówię, że skutecznie).
3. "życie na krawędzi" hihi, tradycyjnie nie zważałem na dzień i noc, muzyka leciała non-stop i czasem było coś extra, więc włączałem record, potem chyba pojawiła się wieża rekordzistka, która potrafiła odtworzyć 6 płyt naraz (!), co było ważne i konieczne, człowiek więcej czasu spędzał na niczym. Prócz tych zarwanych nocy, dużo heroes, piwa i pop-cornu, z zasady wtedy, kiedy chata wolna, co powtarzało się cyklicznie i ma magiczną moc wciąż. W dzień, prócz jedzenia podstawowych spożywczych (bo to też się zdarzało), po obejrzeniu nba i przejrzeniu telegazety (netu wtedy nie było) (komputerów prawie też nie) robiłem różne zawody sportowe, skok wzwyż przez barierkę łóżka. Dodam, że byłem wtedy już w poważnym wieku.
4. spędzanie czasu samemu jest fascynujące, ale trzeba uważać. Na szczęście chodzę do pracy i nie mieszkam sam, stąd kondycja nie ulega zachwianiu w sposób stały a jeno okazyjny, drugim (trzecim?) wyjściem z sytuacji jest nagrywanie płyt — potem się tego nauczyłem, stąd ludzkość jest obdarzona moimi solowymi twory.
***
Nie spędzało mi to snu z powiek w nocy (bo przecież spałem mocno), ale dzisiaj przyszło potwierdzenie z dusty, że jednak mi nie wybrali chyłkiem wyselekcjonowanych przeze mnie krążków, bardzo specyficznych i oryginalnych (te niepotrzebne i drogie odrzuciłem — Julie London, Amy Winehouse), yeeeee.
***
All We Are — All We Are (Domino DS091CD) (2014)
milutki electro-popik z delikatniusimi wokalikami
pełno teraz takich, porcys by miał wiele na ten temat (albo kiedyś miał), oni uważali, że to jest współczesna alternatywa
***
Michna — Thousand Thursday (Ghostly International GI233) (2014)
electro, które nie boli, takie rzeczy w podkładach Lali Puny
***
fajne jest, że zaglądam w katalog, gdzie na 175 coś mi się obiło o uszy w 3 przypadkach
tyle do odkrywania
***
Mind Over Mirrors — The Voice Calling (Immune Recordings Immune 038) (2014)
niekoniecznie, bo za dużo tu kościelnych organów
"supplements the gorgeous, woozy speechlessness of Fennelly’s Indian pedal harmonium, augmented by oscillators, tape delays, and synthesizing processors"
***
Donna Regina — The Decline Of Female Happiness (Karaoke Kalk kalk cd-54) (2010)
electro-pop + akustyki i piano, milusie, na chwilę
"Donna Regina have been around longer than electronica and the term never really fitted their music that well. After all, the duo from Cologne are really all about writing songs, not just producing tracks, and certainly not electronica". No czasem im się udaje w sumie z tymi piosenkami.
***
z rozpędu przesłuchałem:
Donna Regina — Holding The Mirror For Sophia Loren (Karaoke Kalk Kalk 78 CD) (2014)
a tam nazwiska ("For the first time in their production history they let somebody else do the mixes, Polish musician Michal Jacaszek who also co — produced the album").
słucha się, z tym, że mniej piosenkowe, są jakieś obce wtręty (dub, fuj)
***
Lee Ranaldo & The Dust — Acoustic Dust (El Segell Del Primavera PS014) (2014)
nie da się uniknąć porównania
ale, hm, słabiutko
aczkolwiek, jest jeden numer "Late Descent #2", który przypomina rockowe akustyczne ballady solistów z lat 70., taki John Cale, Cat Stevens.
***
dzisiaj bardzo nietypowo, mam chęć do pracy, czytam dawno niewidziane czytanie
***
oni piszą, że to mają, a przecież tego nie ma:
https://anost.net/en/Products/King-Gizzard-and-The-Lizard-Wizard-I-m-In-Your-Mind-Fuzz/
***
Dark Dark Dark — Flood Tide (Melodic MELO101LP) (2014)
to mogłoby mi się nawet podobać, taki Sufjan, w sam raz na wieczór, na noc, na świt, na zmierzch, mają zabawowe zdjęcia
i to jest najładniejsza płyta na dzisiaj
ma chwilami klimat na Callę (ciepły fuzz na gitarze)
bo to jest pytanie, czy "Televise", która znam na pamięć, i sentyment, czy coś "rozwojowego"
za mało perkusji tutaj
***
John Carpenter — Lost Themes (Sacred Bones Records SBR123CD) (2014)
no, wszystko wiemy, przecież oglądaliśmy filmy
a muzyka jest ZŁAAAA
***
Klangwart — Transit (Staubgold Staubgold133 CD) (2014)
"That's cosmic music for the 21st century", czyli nic, czego warto by słuchać
***
Sigur Rós — Ágatis Byrjun (XL Recordings XL610) (1999)
Sigur Rós — ( ) (XL Recordings XL611) (2002)
ha, kiedyś to był szał i łzy po policzkach
repress z tego zrobili
***
The Union Trade — A Place of Long Years // Smoky Clear Vinyl LP
z innej beczki, muzyka nędzna, ale krążek śliczniuni
Dark Dark Dark — Flood Tide (Melodic MELO101LP) (2014)
to mogłoby mi się nawet podobać, taki Sufjan, w sam raz na wieczór, na noc, na świt, na zmierzch, mają zabawowe zdjęcia
i to jest najładniejsza płyta na dzisiaj
ma chwilami klimat na Callę (ciepły fuzz na gitarze)
bo to jest pytanie, czy "Televise", która znam na pamięć, i sentyment, czy coś "rozwojowego"
za mało perkusji tutaj
***
John Carpenter — Lost Themes (Sacred Bones Records SBR123CD) (2014)
no, wszystko wiemy, przecież oglądaliśmy filmy
a muzyka jest ZŁAAAA
***
Klangwart — Transit (Staubgold Staubgold133 CD) (2014)
"That's cosmic music for the 21st century", czyli nic, czego warto by słuchać
***
Sigur Rós — Ágatis Byrjun (XL Recordings XL610) (1999)
Sigur Rós — ( ) (XL Recordings XL611) (2002)
ha, kiedyś to był szał i łzy po policzkach
repress z tego zrobili
***
The Union Trade — A Place of Long Years // Smoky Clear Vinyl LP
z innej beczki, muzyka nędzna, ale krążek śliczniuni
***
To Destroy A City — Sunless // ‘Red, Orange & Black Splatter’ Vinyl
ci to się postarali z kolorami, z muzą nie
***
DIIV — Oshin // Misprint Label Vinyl
klasyk indie 90.!, proszę jak ładnie shoegazują + brytolskie granie na gitarach
ależ zaskok z "nowości" (2012)
***
Eternal Tapestry — Wild Strawberries // White Vinyl 2xLP
się wyślicznili z tym i z tym, grafika jest świetna
ale nagrani są przedziwacznie
nie cierpię takiej starej/nowej psychodelii
***
no to uff, przebrnąłem przez dwa muzyczne newslettery
***
w tyrce nie było specjalnego luzu na zakończenie, rozbawiałem się książką taty, chyba zmarzłem po drodze
wieczór młody nie był zbytnio wesoły (kwestia nosidełek), wieczór późny w ogóle nie był, dziecko mi popsuło piątek, ale były też smaczne momenty
obejrzeliśmy występ Where is Jerry z Wydziału Remontowego, dobry bas i stopa, wyglądam jak król remizy, szczególnie paradując pośrodku w chórkach, Przem musi kupić wyższe buty
znalazłem pliki do "zwrotek", zgrałem pliki na "Bang bang" — będę się mógł zabawić
ok. 23, kiedy już Ty śpisz, a ja zabiłem dziecko, w końcu mogłem dokończyć film z Jean Paulem Belmondem — strasznie dużo tam biegał i dokonywał cudów wierności i wyrozumiałości wobec Michele Dorleac
piwo zaczęło działać, sprawdziłem wino, wprowadziłem się w nastrój, oddałem dziecko na przechowanie, po czym znowu zadziałałem niezgodnie z procedurą, usiłowałem nieskutecznie zgrać Fat History Month z bandcampa, obejrzałem, że Cavs przegrali z Indianą, doszukałem się krążków na jakimś forum i w końcu zmurszały udałem się spać, pewnie ok. 3:30, niedobrze, ale...
To Destroy A City — Sunless // ‘Red, Orange & Black Splatter’ Vinyl
ci to się postarali z kolorami, z muzą nie
***
DIIV — Oshin // Misprint Label Vinyl
klasyk indie 90.!, proszę jak ładnie shoegazują + brytolskie granie na gitarach
ależ zaskok z "nowości" (2012)
***
Eternal Tapestry — Wild Strawberries // White Vinyl 2xLP
się wyślicznili z tym i z tym, grafika jest świetna
ale nagrani są przedziwacznie
nie cierpię takiej starej/nowej psychodelii
***
no to uff, przebrnąłem przez dwa muzyczne newslettery
***
w tyrce nie było specjalnego luzu na zakończenie, rozbawiałem się książką taty, chyba zmarzłem po drodze
wieczór młody nie był zbytnio wesoły (kwestia nosidełek), wieczór późny w ogóle nie był, dziecko mi popsuło piątek, ale były też smaczne momenty
obejrzeliśmy występ Where is Jerry z Wydziału Remontowego, dobry bas i stopa, wyglądam jak król remizy, szczególnie paradując pośrodku w chórkach, Przem musi kupić wyższe buty
znalazłem pliki do "zwrotek", zgrałem pliki na "Bang bang" — będę się mógł zabawić
ok. 23, kiedy już Ty śpisz, a ja zabiłem dziecko, w końcu mogłem dokończyć film z Jean Paulem Belmondem — strasznie dużo tam biegał i dokonywał cudów wierności i wyrozumiałości wobec Michele Dorleac
piwo zaczęło działać, sprawdziłem wino, wprowadziłem się w nastrój, oddałem dziecko na przechowanie, po czym znowu zadziałałem niezgodnie z procedurą, usiłowałem nieskutecznie zgrać Fat History Month z bandcampa, obejrzałem, że Cavs przegrali z Indianą, doszukałem się krążków na jakimś forum i w końcu zmurszały udałem się spać, pewnie ok. 3:30, niedobrze, ale...
7 lutego, sobota
Odcinek z paragrypą
My drogi i Miłościwie Nam Panująca
...to i tak wszystko na nic, bo poranne wycie skróciło mój sen, przyczyniło się do bólu czaszki, zaś mięśnie, gardło i nos dały o sobie znać
po ostatnich przebojach (od 54,7 do 57,6 po pół tygodniu żarcia ciast) i pestkach w nocy nawet chciało mi się jeść
***
ale osiągnęliśmy ładny konsensus z zaproszeniami (dobry pomysł), dokańczamy wybór piosenek, a reszta dnia tradycyjnie się rozeszła, spacer był, kontynuacja
***
styrałem się strasznie (ja biedny, osłabiony, chory) z odkurzaczem na całe mieszkanie
***
były też zajęcia z dzieckiem — niestety, potrafi się tylko skupić 5 minut na czytaniu, ale jak na razie (21) nie mamy co narzekać
***
ponieważ zarażam, to dziecko wypadło wcześniej, przygotowałem zwrotki na czysto oraz zrobiłem "bang bang" Where is Jerry z plików z Wydziału Remontowego. Perkusja jest całkiem ok, ścieżki gitary i wokalu się nie nadają — same przesłuchy. Ale numer skleiłem, świetne ćwiczenie stylistyczne, perkusja może nie ma mojego ulubionego brzmienia, ale przynajmniej jest wyraźna. Skończyłem o 2.
Odcinek z paragrypą
My drogi i Miłościwie Nam Panująca
...to i tak wszystko na nic, bo poranne wycie skróciło mój sen, przyczyniło się do bólu czaszki, zaś mięśnie, gardło i nos dały o sobie znać
po ostatnich przebojach (od 54,7 do 57,6 po pół tygodniu żarcia ciast) i pestkach w nocy nawet chciało mi się jeść
***
ale osiągnęliśmy ładny konsensus z zaproszeniami (dobry pomysł), dokańczamy wybór piosenek, a reszta dnia tradycyjnie się rozeszła, spacer był, kontynuacja
***
styrałem się strasznie (ja biedny, osłabiony, chory) z odkurzaczem na całe mieszkanie
***
były też zajęcia z dzieckiem — niestety, potrafi się tylko skupić 5 minut na czytaniu, ale jak na razie (21) nie mamy co narzekać
***
ponieważ zarażam, to dziecko wypadło wcześniej, przygotowałem zwrotki na czysto oraz zrobiłem "bang bang" Where is Jerry z plików z Wydziału Remontowego. Perkusja jest całkiem ok, ścieżki gitary i wokalu się nie nadają — same przesłuchy. Ale numer skleiłem, świetne ćwiczenie stylistyczne, perkusja może nie ma mojego ulubionego brzmienia, ale przynajmniej jest wyraźna. Skończyłem o 2.
8 lutego, niedziela
Odcinek ze spaniem
My drogi i Miłościwie Nam Panująca, ja śpię, Ty się opiekujesz.
Początek jeszcze normalny (jajecznica), dziecko trochę marudzi, potem siłą woli umyłem parkiet płynem za 500 dolarów, w tę zawieruchę Ty poszłaś na spacer, na obiad ziemniaki, a ja pomarańczę, w tej godzinie dla siebie miałem siłę jeno oglądać nba, z reklamami, jak w telewizji, porównałem moją cudownie wyrzeźbioną perkę Umpy 2 z tym nagraniem z konsolety i wygrywa w przedbiegach to drugie: wielkość, szerokość, perkusyjność = cała moja 23-letnia kariera artystyczna na kosza, konsoleta jest konsoleta
***
— jak się nazywa urządzenie pomiarowe dla kogoś, kto za dużo fika, podskakuje?
— kwantyfikator
***
— co mówi pingwin, który ma ospę?
— jestem frosty i mam krosty
***
walnąłem się spać na dwa odcinki downtown abbey, potem zjadłem coś i znowu się walnąłem, potem obejrzałem jak OKC dają łomot LAC w europejskiej porze, żuchwa też mnie boli jak przeżuwam, prysznic i jak człowiek do snu o 22
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz