środa, 4 marca 2009

the monks

w sobotę mieliśmy luzy (no prawie), na szczęście Adamek przekonująco wygrał w boksie (wrzuciłem foty Tysona — czasem pojawia się na KO TV — w końcu to historia z cyklu "gdzie oni są?"), Skarbie zabawiało się na zakupach (hi hi), ja archiwizowałem pliki dla Wojtka — poważna sprawa

okazało się, że pliki do płyty zajmują ponad 11 giga, pozostałe ważą 18 giga, co jest wyraziste, uwzględniając, że są tam płyty "vis-a-vis", "odessie", "robert poulsen", w pracy "columbus" oraz "chaos hydra", co wypada 3,6 giga na płytę; zatem "Wojt the la Volt" jest najobszerniejszą naszą płytą ever

miałem sentymentalny nastrój i słuchałem Appleseed Cast "Two Conversations" — zupełnie inna emocjonalnie od ostatniej


zadzwonił Piotr z Poznania i opowiadał o przygodach z migreną, w wyniku których wykryto o niego astygmatyzm, nadciśnienie, hipertriglicerydemię i przerośniętą wątrobę — pogratulować!


no, ale Piotr pracuje w browarze Lecha, więc jest mistrzem (jak dla mnie)


zrobiłem schabowe, a w niedzielę zrobiliśmy prawdziwą pomidorową

Skarbie udało się na zasłużony odpoczynek, ja zaś oddawałem się jednemu z niewielu dobrych meczy Iversona w barwach Detroit (Shaq rzucił 45 pkt, ten mecz obejrzałem w poniedziałek wieczorem w ramach odreagowywania ciężkiego dnia pracy) (poprzedni tydzień już był ciężki w wyniku prowadzenia wielu publikacji jednocześnie)

niedzielę spędziliśmy leniwie (zupa!), heroes, lidl (wykupili rum!), spotkalismy pierwszego (albo drugiego) Brata w sklepie; obejrzeliśmy "Klątwę skorpiona" Allena oraz "Gran Torino" Eastwooda

pierwszy bez rewelacji (choć miło), ponieważ jużeśmy widzieli — akurat z tego samego okresu pamiętam komedię romantyczną z Helen Hunt i Melem Gibsonem — jakoś mi się tak łącznie kojarzy

drugi całkiem może być, jak na jeden raz — postacie wprawdzie przerysowane, a historyjka do cna amerykańska, ale nie od dziś wiadomo, że w usa właśnie tak trzeba pokazywać poważne kwestie, żeby do kogokolwiek dotarły; wprawdzie nie podzielam aż takiego wielkiego zachwytu dla tytułowego wozu, by dla mnie stał się on motorem działań czy zawiści, ale ogólnie obraz Eastwooda (a szczególnie jego rolę) oceniam pozytywnie; zasłużone brawa należą się scenie u fryzjera

widziałem też program o amerykańskiej grupie The Monks — zdaje się kompletnie nieznaną — w 66 roku grała w Niemczech garażowego r'n'rolla w stylu Velvet Underground; historia w sumie smutna (podobnie, jak jubileuszowy koncert w 2000 roku, na którym zjawił się m.in. Jon Spencer — mówił do kamery); filmy z koncertów przedstawiają ich w lepszym świetle niż studyjna płyta; mieli niezły design — wygolone czubki głów — i imponującą energię w graniu — muzycznie byli surowi i konsekwentni
***
w poniedziałek — nowy miesiąc — stara robota — ten same grzechy zbędnego denerwowania się — zaczęliśmy oglądać "Słodkiego drania" (Molly Price — aktorka z drugiego planu); postać, którą gra Sean Penn jest kuriozalna, nagrania "z lat 30" podrasowane i wybitnie studyjne, film Allena z serii na jeden raz — zwłaszcza, że ten nie kończy się happy endem; myśmy nie zdążyli zakończyć (bo senność!!!), więc już naprawdę do snu Dalton jako 007, początek całkiem stylowy i już mnie nie było

Brak komentarzy: