wtorek, 22 października 2013

Zanim nas zjedzą Arabi



wtorek, 1 października

Wakacji dzień zerowy.

My Drogi i Miłościwie Nam Panująca teoretycznie spędziliśmy cały dzień na pakowaniu się przed końcem białej cywilizacji.


Na śniadanie wyjątkowo naleśniki. Z grzybami oraz z mięsem. Pyszności, i nawet zostało na później. Potem właściwie był czas wolny. Poszliśmy na pobliskie zakupy po jakieś produkty ostatniej potrzeby (batony, woda, jabłka, chleba pół).

Na obiad naleśniki, przygotowałem się ładnie z filmów i nawet bardziej przesadnie z mp3. Zawartość dawno wypalonych płyt może być bardzo zaskakująca.


Trochę było poszukiwań internetowych (transfer, miasto), w końcu jedziemy do "serca al-khaidy czy coś". Straszny stres. Po całości. A przecież jeszcze trzeba polecieć.

Zmywanie, zrobienie kanapek, dużo = dobrze, ach, no w tzw. międzyczasie, i nie spędzając nad tym całego dnia, spakowaliśmy się, ja nawet później i trochę bezładnie, ale zdaje się, że wszystko co trzeba.

I jeszcze była kolacja, w końcu trzeba te 3 ostatnie jajka zjeść o 21. Wybieramy się o 21:45. Przybywamy na wro. Czekamy chwilkę,  ponieważ pada jesteśmy zawiezieni, ale nawet trochę ciut wcześnie.

Wpuszczają o 23:15. Lokujemy się, czytam, ale w końcu można pospać, chociaż to żadne spanie: bolą kark, dupa i nogi. Lądujemy w Młocinach o 4 z minutami, chwila oczekiwania i na metro o 5:00. Bilety dramatycznie drogie — 4,40 zeta! Pociąg z w-wy Gdańskiej o 5:45, do Modlina, stamtąd pasujący autobusik i "już" jesteśmy. Siedzimy, czytamy, pijemy kawę, jednak te samoloty latają. Już są wakacje. Już drugie w tym roku.




Brak komentarzy: