środa, 23 października 2013

Wakacji dzień pierwszy




środa, 2 października

My Drogi i Miłościwie Nam Panująca odkrywamy, że gdzieś jeszcze trwa lato, a jeszcze gdzieś jest już 12 i można pić — niepraaawdaaa.

Sprawdziliśmy, że duży bagaż waży ciut za wiele. Odłożyliśmy do mniejszego. Sprawdzają jak potencjalnych terrorystów, co za bzdura. Ale lotnisko choć małe, przyjemne. To tak między 7 a 10. Start ok, lądowanie też ok. Jesteśmy na obcym terenie o 12:10, wcześniej niż planowali, a przecież dzisiaj nam się nie spieszy!

Tymczasem okazało się, że oni mają tutaj ciepło! I to jak — wakacje. Tymczasem stuknęło półtora roku, to jest całkiem niewiele jak się policzy.

Jedziemy tańszą opcją: za 4,80E x 2 autobus na dworzec w V, stamtąd pociągiem, bardzo miłym, do Marsylii. Już widać morze, i brzeg. Być może z tym wiaduktem z Quantum. 13:50 w centrum, łapiemy się za karnet 10-przejazdowy na metro (13E), bo pojedynczy przejazd 1,5E, a mogą korzystać dwie osoby. Jedziemy metrem, potem piechotą na plażę. Wciąż ciepło, ale z biegiem czasu coraz bardziej wieje. Może to nie jest woda do kąpieli, ale jeszcze cieplejsza niż ta u nas.

Docieramy do mieszkania na 18:00. Wszystko przyzwoicie, loft oszałamiający. Zmęczona kolacja, trochę przepakowań, internet jednak załapał, więc w ogóle jest dobrze, bagietka książka, wieczorny zjazd. Prysznic wygląda zjawiskowo, a w tv nie ma sportu. No szkoda braku tego kabla i filmów hd. No i jeszcze te duże zakupy w bardzo zimnym C zrobiliśmy za prawie 50E. Powinno nam na długo starczyć. No może prócz alkoholu.



Brak komentarzy: