piątek, 25 października 2013

Wakacji dzień trzeci



piątek, 4 października

My Drogi i Miłościwie Nam Panująca wciąż odkrywamy, że gdzieś jeszcze trwa lato, chociaż mniejsze, i chodzimy przez cały dzień, choć mieliśmy tego nie robić, oraz oglądamy impresjonistów, chociaż tego też nie mieliśmy.

Wreszcie wstaję jak człowiek, o 8:40. Czytam o strasznym blondynie. Wstajesz i jemy śniadaniowe grzanki na takim wypasie, że ho ho. Że wspomnę łosoś i musztarda.

Nowy dzień — nowy zapach. Po mocnym Jean-Paulu ładniejszy Hugo Boss. Na początek program krótki: zwiedzamy Palais de Longchamp i park zgromadzony w jego okolicy. Jest tam Funny Zoo, które wcale nie jest funny, a bardzo smutne, ach gdyby zostawić taki przeżytek jak w Paryżu, to było by miejsce do zapamiętania. Musee d'Historie Naturelle ma insekty, ale odrobaczanie potrwa do 8 października, więc jesteśmy ustawieni. Cóż było robić — trzeba było obejrzeć tych cholernych malarzów. Bilet łączony, bo w tym drugim mieście też będziemy. (2 x 11E, potem będzie zniżka 2E). Zdjęć nie wolno.

Jak zwykle trafił nam się pełny zestaw ("no wszyscy, po prostu wszyscy"), prócz d'Orsaya i innych muzeów europejskich trochę z h'Ameryki oraz kolekcji prywatnych. Mniam.

Le Grand Atelier du Midi
Guillaumin, La pointe de la Baumette
Marquet
Soutine i jego krzywe obrazki
okropny Matisse, ale raz wyjątkowo zaskoczył Paysage corse
Picasso jak zwykle wydziwił x 2
Camoin, Village au bord de la mer
van Gogh, Champ de ble, rue sur Arles, la Salle de bal a Arles
Bacon, etude de paysage van Gogh
Gaugin
Cezanne, le Golfe de Marseille
Monet, rue de Vintimille, rue de Borgighera
Renoir, Paysage pres de Menton
cudowny Signac, Femmes au puits
równie świetnie kropkujący Henri Edmond-Cross, le Retour du pecheur, Cypres a Cagnes, Cote provencale, la Barque bleue
Picabia, Saint Tropez
Maillol, Dans les Pyrenees
Manguin, Les Oliviers a Cavaliere, Deux figures sur la plage, l Boigneuse (a la Malczewski), Jeanne a l'ombrelle
Friesz, Laciotat
Bonnard, Marine, Baisneurs
Vallotton, Femmes portart des corbeilles a Marseille

TOP:

6. van Gogh, la Meridienne


5. Signac, Port de Marseille


4. Lauge, le Relais


3. van Rysselbergme, l'Heure embrasel


2. Maillol, Paysage des Pyrenees


1. Vallotton, Les Alyscamps, soleil matin


Jako że czas jeszcze był, albumy drogie, a wystawa stała (choć zdaje się dla Ciebie atrakcyjniejsza) nieobecna, poszliśmy na spacer jeszcze. W dół Boulevard (jak niektórzy mówią: belwederem) Longchamp. Znowu niespodziewanie obejrzeliśmy kościół Eglise des Reformes (jego, tego kościoła potem z daleka widać), gdzie byli polscy bohaterowie (np. Popiełuszko, hola). Ludzie palą zioło w kawiarniach, piją piwo na ulicach jak u nas, że więcej szczochów niż gdziekolwiek — no mogę porównać tylko z Portugalią. A ten pan Antoine z góry pyta, czy u nas są jakieś miasta czy tylko wioski. No, ale u nas przynajmniej jest net.

Palais des Arts obeszliśmy cały kwartał budynków (Rue trois Mages), ale było co oglądać: sklep z winylami, sklep z komiksami i figurkami (pyszności), zaliczony jeden sklep dyskontowy (zapewne znakomite piwo 8%). Raz pomyliłem drogę na La Canebiere byśmy zeszli Gambetta, zgodnie z trasą Dugommier do St. Charlesa (od tego jest słowo: garować). Z wysokich punktów widokowych miasto wygląda naprawdę pięknie (chyba jeszcze raz przejrzę Reno i jego nieśmiertelność 22), w związku z dzielnicami mało białymi mam przekonanie o bliskości z ciepłem Lizbony.

To jeszcze źródłosłów "chcesz w glacę?" = "dostać kulkę", a oczywiście chodzi o sprzedaż lodów. I kradzież portfeli.

Pewnie, że trochę strach, ale ulice ładne, a odległości krótkie, więc z ten sposób trafiamy do domu, znajdujemy DIA (yei!), jemy obiad, rozmawiamy z Antoine (no nie ja rzecz jasna), pijemy cydr (ten więcej procentowy), potem wino (jeszcze więcej procentowe), mamy wieczór i wakacje. A tutaj będą burze, a my mamy mieć 25 stopni, czyli najwięcej w całej Francji — możecie nas pocałować w.
(no a takie foto dnia, ha) (u góry, bo niżej nasz loft)

 
 





Brak komentarzy: