środa, 23 marca 2011

Roman Holiday (1953)



środa, 16 marca

Roman Holiday (1953) — zaskakująco udana (dla mnie) nieco pretekstowa komedia romantyczna, która udaje się chyba dzięki dwójce głównych aktorów. Czasem urocza ramotka (slapstickowe sceny bijatyk i żartów sytuacyjnych), wychodząca obronną ręką. Pod koniec bardzo się wzruszyłem. Oczywiście pewien szok związanych z ruchem ulicznym w miejscach obecnie dostępnych tylko dla pieszych.
***
No kurde, jeszcze musiałem o północy otwierać wrota policjantom, żeby mogli uciszyć "sąsiadów". Na szczęście podziałało.

czwartek, 17 marca

Angels & Demons (2009) — kiedy już zna się tę oszałamiającą fabułę, można się skupić na obrazkach (gdzie jest to expanded wersji?), obejrzeć komputerowe wizje Watykanu i kaplicy seksu i wyhaczyć pewne niedociągnięcia ("ej, przecież ten kościół jest po drugiej stronie placu!"). Gdybyśmy śledzili film z naszym spacerownikiem moglibyśmy jeszcze dostrzec parę szczegółów. Ej, na wczasach zacząłem czytać "Wahadło Foucaulta", co mnie strasznie rozbawia i emocjonuje. Szczególnie w kontekście piosenki "Templariusze", heh. (w sumie dobrze, że chwilę wcześniej zahaczyłem o "Sześć przechadzek po lesie fikcji" - było mi łatwiej).
***
Oprócz tego skubię "Twilight Sattelite" Where Is Jerry, bo jest nam potrzebne. "I love Phillip Morris" w ogóle mi nie wyszło, tak długo rzeźbiłem, że wszystko wyszło zamulone, no i ten tekst, ale chyba wywalimy ten numer.
***
Oczywiście w tym tygodniu też jemy makarony (jeden włoski) z sosem.

Brak komentarzy: