poniedziałek, 24 maja 2010

zombie-walking

piątek, 21 maja

Mamy rezerwację! Czyli chyba się udało. Tym razem nie było tak tanio, jak w szałowym lutym, ale nie ma co narzekać. Więc jeszcze o słomianym wdowcu. Po robocie wróciłem sobie ciepło do domu, zjadłem naszą pieczeń pyszną, wybrałem się na Gdańsk, znalazłem szpital (łatwizna), potem oddział (już nie łatwizna, bo trzeba było przez ortopedię przejść), posiedziałem troszkę i popatrzyłem. Pyszczku w dobrej formie.

Więc oprócz dentysty i latania samolotami boimy się też szpitali. Najlepiej być tam raz, przy urodzeniu. Ale tak się chyba nie da.
***
Będzie trochę śmiechu z zombie-walking, było trochę szczęścia z zabiegiem (choć mógł być tydzień wcześniej, ot co), sprawność intelektualna w normie (o ile to norma :D

Obejrzałem 2 kawałki meczy, obrobiłem trochę zdjęć, włączyli sieć i zabawiłem do 1. To się nazywa szaleństwo.


Obejrzeliśmy, ale do zachwytu daleko. Jednak sceny rozpisane w staroświecki sposób (szczególnie te "miłosne"), trochę nienaturalnie to dzisiaj wygląda.

Zabawne jest to imprezowe spojrzenie Humpreya.

Brak komentarzy: