piątek, 18 września 2009

superbad

poniedziałek, 14 września
A więc sobota — zrobiłem sobie wieloturową przejażdżkę via bankomat-masarnia-sklep 34 na dolnej-bomi-dom-sandomierska i pętelka przez dolne miasto do wału i z powrotem — jakbyśmy jechali na plażę, ale nie jechali. Fajnie. Popołudniu były mecze, siatka bardzo dobrze, kosz słabo — jak podejrzewałem, chłopcy wykonali plan maksimum w pierwszej turze, potem ich gra nie była już zbyt mądra.Podczas niedzielnego finału trochę się denerwowałem, ale uświadomiwszy sobie skalę rażenia (Nadal właśnie przegrał gładziutko 0-3), uznałem, że skoro to tylko finał ME w nie aż tak ważnej dziedzinie sportu światowego i że ew. zwycięstwo naszych czy porażka będzie jedynie odnotowywane w polskiej prasie — dałem się ponieść myśli zakładu z panem bogiem: jak wygrają, jutro kupię gazetę na pamiątkę. I kupiłem, nawet dwie. Zdecydowanie więcej czytania niż w piątkowej wyborczej.
"Adventureland" (2009) — bardzo solidny film, o dojrzewaniu amerykańskiego młodzieńca i takie tam. To tak jakby o mnie. No może trochę przesadziłem. Akcenty komediowe, muzyka, brak spektakularnych zdjęć. Niby nic ciekawego ani oryginalnego, a jednak wspominam z rozrzewnieniem. Tradycyjny zestaw bohaterów (dwie fajtłapy, dwie dziewczyny), nostalgiczny koniec lata — tak w filmie, jak i w rzeczywistości — wzruszające. Ok — końcówka kiczowata.
Za to "Superbad" (2007) kompletnie mnie rozwalił — szczególnie sceny z policjantami i McLovinem — absurdalna jazda bez trzymanki. Nieźle się uśmialiśmy.

Z filmów oglądaliśmy również "El labirynto" i mam z tym filmem problem, bo niby wszystko w nim było co trzeba: i wysmakowana oprawa graficzno-kolorystyczna, i strasznie i pięknie jednocześnie, i można było zrozumieć i "vamos" i "gracias" z oryginalnego podkładu, i w ogóle ważny temat, istotne przedstawienie, które aż tak bardzo mnie nie przejęło. Aż można było w pewnych momentach zakrzykąć: "Na litość boską! weź się dziecko w garść i dymaj szybko z tym kluczem!". W końcu ja nie jestem od tego, żeby rozumieć dzieci. Zaś z pewnością (jako naiwnego odbiorcę) rozczarował mnie fakt, że ów wyimaginowany świat był wyimaginowany, gdyż życzyłem sobie spełnienia wszystkich zadań i dostania się do niebiańskiej baśniowej krainy. A tu dupa. Nie istnieje, nie ma. Nul.
Pod tym względem "Przygody braci Grimm" nie były takie obnażające.




Więc zdecydowanie jestem pod wrażeniem "Superbad". Ścieżka dźwiękowa jest znakomita również bez filmu.

Brak komentarzy: