poniedziałek, 21 września 2009

resztki

Ostatki z ostatniego weekendu obejmują:
— spacer po worek ziemniaków na Małomiejską, trochę się zmachałem, ale było 15 kg za 10 zeta — będzie ziemniaczany tydzień!
— odcedzenie wspólnie wiśni i teraz już płyn się odstaje w balonie, będzie jami.
***
Dvd "Day another day" jest dosyć oryginalne. Co prawda z języków tylko hiszpański i angielski, ale za to "nowatorski" dodatek (oprócz wersji "tradycyjnych" z komentarzem, tym razem opatrzonych napisami, brawo!): podczas emisji obrazu pojawiają się okienka z napisami — ciekawostki, fakty, krótkie komentarze; ponadto często obraz główny zawęża się do małego okienka, zaś na dużym ekranie można obejrzeć normalny, kręcony obraz, który później poddano obróbce, np. idzie kolo po moście, kręcą za dnia, jest jasno, tło w tonacji brązowopiaskowej, zaś w wersji finalnej mamy tonacje granatowo-czarno-siwe, zaś całe tło wypełnione jest podświetloną niebieskawo mgłą — takie czary; do tego komentarze autorów, ale nie z offu. Film banalny (choć sceny na Kubie fajne), ale ciekawostki ciekawe.

czwartek, 17 września
Mimo stosunkowo wczesnego chadzania spać (23:15-23:30) czuję się raczej niewyspany, szczególnie atakuje mnie zmęczenie wieczorem, już o 21:30, zapewne to wynika ze zmasowanej aktywności robotniczej. Mniemam, że podczas tych ośmiu godzin doznaje się skumulowanego napięcia i presji, które w dzień wolny mogą się rozkładać na takich godzin szesnaście czy dwadzieścia cztery, więc rozłożone w czasie przemijają bez konsekwencji.
Poniedziałek zmarnowany w niepamięci, we wtorek próba, na której z Nicolasem i Johnym wymyśliliśmy nową piosenkę (nieważne, czy do czegoś potrzebną), która jest skrzyżowaniem Nirvany, Eels i Dinosaur Jr — dziwne połączenie jak na nas.
W drodze powrotnej słuchaliśmy Hawryluka i jakiegoś kanadyjskiego zespołu Montgomery (?) (niepamiętam), dopóki ktoś im nie wydał płyty grali jak młody Pavement, a potem się popsuli.
We środę bujnąłem się do Endriu, wziąłem od niego perkusje do vreena3. Zapodam je sobie na komp i będę ćwiczył gitarę akustyczną. Zaskakujące, jak ciekawe brzmienie ma naturalna perkusja dobrze zdjęta dwoma pojemnosciowymi i odpowiednio umieszczona w panoramie. Endriu woli nieco węższą, ja chyba wolę szerszą — trzeba będzie wybadać w połączeniu z innymi instrumentami.
***
Black Eyed Peas "The E.N.D" beznadziejne — nie ma nic złego w elektronice, ale kompletnie zabrakło im przebojów, skończyło się hiciarstwo.
Przebojem ostatnich dni jest fakt, że w sobotę jedziemy na łódkę, jak onegdaj. Przygoda, przygoda!
ps. foto z archiwum "moje dokumenty" :)

Brak komentarzy: