środa, 25 lipca 2018
szwartyszaroszarny
Vreen „szwartyszaroszarny”, wyd.
Nasiono
18 utworów średnio po dwie minuty, bardzo mało słów i
muzyki. Zaczyna się od „v1”, mocnego punktu albumu –
koślawy bit, klawiszek, gitarka, banjo i (zgaduję) czajnik z
gotującą się wodą, lekki rozstrój instrumentów. Od początku
wiadomo, że jesteśmy w świecie Vreena, czyli Mateusza
Kunickiego. Ostatnio wydał z kolegami dyskotekoworockową
płytę „Juice Terror” pod szyldem Jak Zwał Tak
Zwał. Na „szwartyszaroszarny” umieścił piosenki głównie
akustyczne i leniwe. Choć słychać trochę garażowania i
psychodelizowania à la Sonic Youth w szorstkim „v8”,
eksperymenty z planami dźwiękowymi w „v18”, to nie ma
mowy o powrocie do mocnego brzmienia jego starych
zespołów – indierockowego Kevina Arnolda czy cięższego,
stonerowego In The Name Of Name.
Szkoda tylko, że na nowej płycie (dopiero trzeciej solowej)
artysta tak rzadko zabiera głos, bo wspaniały z niego
kronikarz codzienności. Większość utworów jednym uchem
wpada, a drugim wypada, ale należy złożyć pokłon przed
Vreenem za kapitalny tekst „Zwrotek”: „mówisz, że już się
nie spotkamy/ i muszę oddać twoje płyty/ mówię nie wiem
gdzie są/ w gruncie rzeczy nie obchodzi mnie to (...)
wyjeżdżam gdzieś/ mam nadzieję, że czujesz się źle”. Vreen
daje tu bardziej wnikliwą analizę sytuacji społecznopolitycznej
w kraju niż przysłowiowy prof. Radosław
Markowski. (Jacek Świąder). Ocena: 3/5
z podziękowaniami dla Jacka Świądera:
http://wyborcza.pl/7,113768,23657316,sluchajcie-a-znajdziecie-oto-najciekawsze-plyty-pierwszej.html?disableRedirects=true
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz