12 czerwca, czwartek
My drogi i Miłościwie Nam Panująca wyruszamy w dramatyczną miesięczną podróż.
Jest podjarka!
Kupiłem w kiosku magazyn!
Nie wiem kiedy będę czytał!
Chłodniej dzisiaj!
***
Apes, Pigs & Spacemen — Snapshot (1997) — metalizujący (NWOBHM) rock lat 90. Nie będę tego więcej słuchał. Ale na kasecie ponownie "Down the upside". Nie ma opcji mieć winyla z tego — ceny niebotyczne.
***
Staram się i staram z tym Parnickim, reszta leży.
***
Jem mega przypakowane sałatki w tyrze. Objadłem się pysznie.
***
Upojna godzina w osso, zakupiłem dla wszystkich książek. Niektóre nawet nowe. Niektóre nawet to powieść.
***
Wracam już chłodniej i głodniej z kg truskawek. Jem zeszłotygodniowy rosół spod kapusty — trochę strach, czy Rudy znowu nie zaatakuje. Robisz sernik na zimno, mała tragedia z galaretką, trzeba poczekać na rozwiązanie do następnego dnia, na razie rozlała się na blasze, ale blacha mieści się do lodówy.
Odcinek przed snem/przed emocjami.
Robię miejsce, podłączam 19 (czyt. dziewiętnastkę), tvp znowu nas wychujała, ale stream jest ok. Wreszcie jest obraz, grają, oglądamy, są niespodzianki, są lekkie emocje. Ten zagłodzony rumunoarab strzelił dwie i Brazylia-Chorwacja 3-1. Nie obyło się bez żółtego trenera z karnym z kapelusza ("ej, patrzaj, kolorowi!") (cóż, jestem dzieckiem komuny i wcale się tego nie wstydzę). Dobrze się rozpoczęło, przysiadłem na dłużej ja drzewiej. Jest smaczek. Tyle, że gorzej ze wstawaniem.
My drogi i Miłościwie Nam Panująca wyruszamy w dramatyczną miesięczną podróż.
Jest podjarka!
Kupiłem w kiosku magazyn!
Nie wiem kiedy będę czytał!
Chłodniej dzisiaj!
***
Apes, Pigs & Spacemen — Snapshot (1997) — metalizujący (NWOBHM) rock lat 90. Nie będę tego więcej słuchał. Ale na kasecie ponownie "Down the upside". Nie ma opcji mieć winyla z tego — ceny niebotyczne.
***
Staram się i staram z tym Parnickim, reszta leży.
***
Jem mega przypakowane sałatki w tyrze. Objadłem się pysznie.
***
Upojna godzina w osso, zakupiłem dla wszystkich książek. Niektóre nawet nowe. Niektóre nawet to powieść.
***
Wracam już chłodniej i głodniej z kg truskawek. Jem zeszłotygodniowy rosół spod kapusty — trochę strach, czy Rudy znowu nie zaatakuje. Robisz sernik na zimno, mała tragedia z galaretką, trzeba poczekać na rozwiązanie do następnego dnia, na razie rozlała się na blasze, ale blacha mieści się do lodówy.
Odcinek przed snem/przed emocjami.
Robię miejsce, podłączam 19 (czyt. dziewiętnastkę), tvp znowu nas wychujała, ale stream jest ok. Wreszcie jest obraz, grają, oglądamy, są niespodzianki, są lekkie emocje. Ten zagłodzony rumunoarab strzelił dwie i Brazylia-Chorwacja 3-1. Nie obyło się bez żółtego trenera z karnym z kapelusza ("ej, patrzaj, kolorowi!") (cóż, jestem dzieckiem komuny i wcale się tego nie wstydzę). Dobrze się rozpoczęło, przysiadłem na dłużej ja drzewiej. Jest smaczek. Tyle, że gorzej ze wstawaniem.
13 czerwca, piątek
Odcinek z Żyrafem bez Przesady
My drogi i Miłościwie Nam Panująca oglądamy MŚ już serialowo.
Wieści wieści z rana. Tyle czasu zajmuje mi zebranie sałatki z rana, że nie zdanżam na wcześniejszy autobus. Tymczasem Miami już, u siebie 1-3 (wolałem wiedzieć pierwej), ale to nie ten rok, są już MŚ, owszem, przebudowa (nie)wielkiej trójki musi być, ale chyba nawet oni sami podchodzą do tego lżej. No nie martwi mnie to, miałem wczoraj wieczór z futbolem, wrócił chwilowo klimat.
***
Doprawdy nie było co oglądać, nie można nie szanować Spurs, ale Khawi to nie pop-all star, potrzebujemy również gwiazd i historyjek, dlatego pomysł, żeby Carmelo dołączył do Miami wydaje się już teraz bardziej ekscytująca niż ten finał, w którym Heat (ten gorąc — prócz problemów z klimą) nie istnieje.
***
Z racji tego, że nic się nie działo (= nie warte było pełnego skupienia), odrobiłem wszystko na raz (czytanie, oglądanie, pisanie, ze słuchaniem odczekam), więc już miałem wolne. Przypomniała mi się moja nieco idealizowana pozycja z kanapy na Dworcowej, kiedy siedzę naprzeciwko tv i oglądam film (angażuję się tylko w końcówkach albo kluczowych/spektakularnych akcjach), za moją głową gra cicho radio i czytam książkę, dzięki temu mam poczucie ogarniania całości, bez wrażenia, że coś mi umyka, że mógłbym czegoś nie zaliczyć.
***
Night Train to Lisbon (2013) taki trochę dymany był. Odrobinka tanich, nie, tych droższych wzruszeń. Ładne obrazki. Ale cała treść książki, na której opierała się kanwa filmy, plus owo nieszczęśliwe love story, oj, mitrężnie to było wykładane. Tyle, że subtelnie zagrane. Niespiesznie. Wyłącznie dla fanów Lizbony w obrazie filmowym.
***
Nie zbaczając do domu. Kupiłaś wielkiego świetnego fileta z dorsza. Ja to usmażyłem, a mięso było niemal puszyste. Z łakomstwa zjadłem więcej — pierwszego dnia zawsze smakuje lepiej. Akcja odwodzenia zapachu z pomieszczeń się powiodła.
Czytam i przygotowuję się na bieżąco: grają.
Pomyliliśmy się z moim typowaniem, a w deszczu Meksyk-Kamerun 1-0, czyli sprawiedliwie, mimo że żółte koszulki i wystające pindole fajne.
Kisisz ogóra!!!
Usiłuję wykumać o co cho z tym kompresorem (EiS) i za gwoździa. Tymczasem się rozstrzelali megalitycznie i piłkarsko: Holandia-Hiszpania 5-1. Przecieraliśmy oczy ze zdumienia. Oboje. Wspaniale.
Ząbki lulu i spać.
Grają, ale do mnie napisało SoundSuply, więc już musiałem pościągać wszystkie płyty, własnoręcznie wykonana sangria smacznie bez szału, Kangury tradycyjnie walecznie, przez chwilę pachniało niespodzianką, ale totalnej obrony tamtych to ja nie widziałem, szczęście tak: Chile-Australia 3-1.
Zaszalałem z tym urwaniem nocy (do 3:30?).
Odcinek z Żyrafem bez Przesady
My drogi i Miłościwie Nam Panująca oglądamy MŚ już serialowo.
Wieści wieści z rana. Tyle czasu zajmuje mi zebranie sałatki z rana, że nie zdanżam na wcześniejszy autobus. Tymczasem Miami już, u siebie 1-3 (wolałem wiedzieć pierwej), ale to nie ten rok, są już MŚ, owszem, przebudowa (nie)wielkiej trójki musi być, ale chyba nawet oni sami podchodzą do tego lżej. No nie martwi mnie to, miałem wczoraj wieczór z futbolem, wrócił chwilowo klimat.
***
Doprawdy nie było co oglądać, nie można nie szanować Spurs, ale Khawi to nie pop-all star, potrzebujemy również gwiazd i historyjek, dlatego pomysł, żeby Carmelo dołączył do Miami wydaje się już teraz bardziej ekscytująca niż ten finał, w którym Heat (ten gorąc — prócz problemów z klimą) nie istnieje.
***
Z racji tego, że nic się nie działo (= nie warte było pełnego skupienia), odrobiłem wszystko na raz (czytanie, oglądanie, pisanie, ze słuchaniem odczekam), więc już miałem wolne. Przypomniała mi się moja nieco idealizowana pozycja z kanapy na Dworcowej, kiedy siedzę naprzeciwko tv i oglądam film (angażuję się tylko w końcówkach albo kluczowych/spektakularnych akcjach), za moją głową gra cicho radio i czytam książkę, dzięki temu mam poczucie ogarniania całości, bez wrażenia, że coś mi umyka, że mógłbym czegoś nie zaliczyć.
***
Night Train to Lisbon (2013) taki trochę dymany był. Odrobinka tanich, nie, tych droższych wzruszeń. Ładne obrazki. Ale cała treść książki, na której opierała się kanwa filmy, plus owo nieszczęśliwe love story, oj, mitrężnie to było wykładane. Tyle, że subtelnie zagrane. Niespiesznie. Wyłącznie dla fanów Lizbony w obrazie filmowym.
***
Nie zbaczając do domu. Kupiłaś wielkiego świetnego fileta z dorsza. Ja to usmażyłem, a mięso było niemal puszyste. Z łakomstwa zjadłem więcej — pierwszego dnia zawsze smakuje lepiej. Akcja odwodzenia zapachu z pomieszczeń się powiodła.
Czytam i przygotowuję się na bieżąco: grają.
Pomyliliśmy się z moim typowaniem, a w deszczu Meksyk-Kamerun 1-0, czyli sprawiedliwie, mimo że żółte koszulki i wystające pindole fajne.
Kisisz ogóra!!!
Usiłuję wykumać o co cho z tym kompresorem (EiS) i za gwoździa. Tymczasem się rozstrzelali megalitycznie i piłkarsko: Holandia-Hiszpania 5-1. Przecieraliśmy oczy ze zdumienia. Oboje. Wspaniale.
Ząbki lulu i spać.
Grają, ale do mnie napisało SoundSuply, więc już musiałem pościągać wszystkie płyty, własnoręcznie wykonana sangria smacznie bez szału, Kangury tradycyjnie walecznie, przez chwilę pachniało niespodzianką, ale totalnej obrony tamtych to ja nie widziałem, szczęście tak: Chile-Australia 3-1.
Zaszalałem z tym urwaniem nocy (do 3:30?).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz