wtorek, 8 września 2015

14–21 lipca



14 lipca, wtorek

zatę Żono ma

gupi dzień, ale warto było się przymierzyć
bilety (łącząc z przedłużonym spacerem) kupowaliśmy jakieś 3 godziny
przynajmniej były tanie (187 zeta za 4 bileciki)
wieczorami oglądamy odcinki, w międzyczasie ogarniamy dziecko, poza tym nic
no skoro nie pamiętam...


15 lipca, środa

zatę Żono ma

było na szybko, ale łącząc z poprzednim dniem, jesteśmy spakowani i przybywamy
jeszcze się mi przypomniało, że tak jak wczoraj dostałem wolne wieczorem, to nie szaleję, bo śpię, ale timer na telewizorze to odkrycie technologiczne, hej
są nawet 10- i 20-minutówki
zatem, pomijając bus oraz brak wind, to jest 6 godzin jazdy do wro
ale warunki są ekstra, ameryka, już nie pamiętam tamtych czasów pociągami (prócz obowiązkowego widoku na niebyłą kamienicę na Dworcowej)
więc: zjadłem resztki torta, co starczyło mi na całą podróż, więc bułki ze smażoną kiełbasą, co miała być na grilla, zostały na potem
przybywamy, poznaję dworzec, czuję lato
dziecko wytrzymało, my też, potem mieliśmy wsparcie od dziewczynki z pociągu
Artek nas zawiózł na wieś, ogarnęliśmy się z wieczornymi, mamy wolne
a potem nastąpił wioskowo-wielodzietny KATOX
(osobna opowieść)
(nie)śpimy na ciasno, wpierw za gorąco, potem za zimno, dziecko się miota i rozpycha
a tam, po prostu wiocha (i "duuuuży dom")


16 lipca, czwartek

zatę Żono ma

zanim wszyscy się zebrali, była 12, upał już się zebrał, wozem do wro = tragedia
widziałem kioski z piwem, niestety nie było mi dane
hala stulecia, pergola, ogód japoński
jakoś przebujaliśmy dziecko, z przewijaniem w kiblu
drogie haburgery
drogie zoo
afrykarium będące ledwo namiastką prawdziwych akwariów
ale załapałem bakcyla ZWIEDZANIA: oglądać i focić
duszno, tłoczno, upalnie, zmęczenie
ale dajemy radę, dziecko też
przyjechaliśmy wcześniej — odjedziemy później
masz zapaść upalno-zdrowotną, musimy zakańczać, a stare zoo takie piękne
relaksujemy się na trawniku przed fontanną
placki ziemniaczane
rodzinna kolacja, zaraz przed snem, tak zdrowiej
szczęście w tym, że oblucje mamy zrobione razem z dzieckiem od razu hurtem


17 lipca, piątek

zatę Żono ma

noc tak samo zła, tyle że ja nie karmię
uff, jeżdżą podmiejskie regionalne!
upał nadchodzi
właściwie nadszedł
peron, lato, wieś
już nie ma takich lat
wro, w trosce o dziecko się buntujesz
a ono się ma tak świetnie
w pełnym słońcu idziemy na panoramę
seans o 15, przewijanie w kiblu
fajne to było, historyczne
zdjęcia to uwieczniły
następnie korzystamy z muzeum, które jest w kolekcji Arkadów
szkoda, że tylko do 17
zaliczyliśmy na szybko Polaków XVII-XIX wiek
plus kibel (kupka)
i ledwo co zagranicznych XV-XVII wiek, resztę nam zamknęli
był Cranach oraz wielu drugoligowców
naszedł mnie IMPERATOR
nie spodziewałem się, że nawet takie wiejski wakacje mi to zrobią
to jednak miasto
zwiedzać zwiedzać zwiedzać
zaliczyliśmy więc biedronkę, fragment rynku, zakupy w barze za 2,69 za 100 g (pyszności) i lecim na dworzec (bo śpi)
tam zjedliśmy już chłodne, ale świetnie wybrałem
szybki powrót na wieś
jak letnio, jak wakacyjnie, jak po piwo do wiejskiego sklepiku
wspomnienia, prócz letnich wyjazdów, sięgają mi już 20 lat
znowu rodzinna kolacja przed snem


18 lipca, sobota

zatę Żono ma

nie jedziemy, bo za gorąco (a przecież dziecko daje radę)
zatem cały dzień piję piwo w upale, nawet obejrzałem net, przeczytałem książki, obejrzałem film ze Stathamem, było kąpanie dziecka, wrócili gospodarze, idziemy do wiejskiego sklepiku po piwo i ciasto, tak na zakończenie
szkoda dnia i szkoda Wrocławia, bo to imponujące miasto jest
ale skoro miało tego w ogóle nie być, powinienem być wdzięczny, czyż nie
no, to teraz jeszcze mogę się napić nalewki cytrynowej przed snem
ponownie się nie wysypiamy


19 lipca, niedziela

zatę Żono ma

wiele wniosków o trybie życia i wakacji wielodzietnej rodziny na wsi (przypomniałem sobie, że bywałem w KATOXach, zawsze źle zorganizowane)
spakowani, po śniadaniu, zdążamy (jesteśmy odwożeni) przez Pęgowo do Oborników Śląskich
te niedziałające windy
były problemy z miejscami (masz dar przekonywania)
tym razem bez tortu, zjadłem wszystko, przeczytałem wszystko
dziecko nieco słabiej, ale wciąż wytrzymało ponad 6 godzin jazdy
we Wrzeszczu pada
te powroty z wakacji do domu
cały rozdział
brakowało mi lidla
poza tym żyjemy ze zgniłymi kwiatami i coraz bardziej zmęczonym dzieckiem
chyba musiałem być w sklepie
chyba odcinek
wakacje wakacje i po wakacjach
i ani razu nie pomyślałem o "Szatanie z 7 klasy"
sukces?


20 lipca, poniedziałek

Odcinek z trudnym dniem

zatę Żono ma nic nie robimy

Sam poranek jeszcze ok, coś tam pospałem, miałem nawet 3 różne sny, ale potem dziecko marudzi od rana, co doprowadza mnie do furii.
Jajecznica.
Zdjęcia od Rafała, pierwsze 259. Nawet podobają mi się.
Zrobiłem napisy z niemieckiego, ale na komórce nie poszło. Idzie "Goldfinger" po portugalsku. Blueray z dysku lepiej niż przez kartę graficzną kompa, ale miałem ochotę na "Man with the Golden Gun" po swojsku bardziej. Mokro w lesie. Naprawiłem oponę, wózek już idzie na straty, Magda będzie miała nowy. Nowa LnŚ z jakimś Grekiem. Stara pomidorowa na obiad. Potem dziecko było pacyfikowane na różne sposoby. Padło tak samo wcześnie jak wczoraj. Tak zmęczone?
naprawiłem kółko w wózku
oglądamy odcinek i do snu
nie mogłem spać, więc


21 lipca, wtorek

zatę Żono ma

załatwiasz sprawy, dziecko wyje, ale się nie przejmuję, są chwile spokoju, oglądamy 007, karmienie jest, piję hiszpańskie wino, jest ciepło, czuję się jak na wakacjach
załatwiam resztki różne
w sumie zajebisty dzisiaj bezczas
pamiętam jak kiedyś dostałem grypy żołądkowej i nie poszedłszy do pracy cały dzień leżałem w wyrze i oglądałem te wszystkie gorsze odcinki, czad
już wiem, jakie kasety dzisiaj biorę na spacer
***
wracasz, smażę zaległe schabowe, nie jest najlepiej z młodym
***
spacer jeszcze przeżyliśmy (Raymond Queneau, Psia trawka, 1933), muzykę dopasowałem do obecnych okoliczności (wszystko widzę przed oczami)
tylko 30 min drzemki, na szczęście było wiele do oglądania, więc tylko czasem pomarendziło
***
oddalim część rzeczy Magdzie
3,7 giga foto, super Rafał
***
"Quantum" jest zachwycające wizualnie, więc na wieczór, skoro już zasnął, zmyłem i rozwiesiłem pranie
ojciec ze mnie nie będzie dobry, potrafię dziecko doprowadzić do szału, niemal umarło zamiast zasnąć (a przecież takie zmęczone było), ale ono doprowadzało się do tragedii kładzione na płasko, fatalnie długo to zajęło
to już nie będzie popcornu
ale takich fatalnych dni jeszcze przybędzie, nie, to nie leczy ego, raczej ruinuje moje plany, co stawia nas w kontrze, ALE:
dziecko teraz ma krótką pamięć
jak to potem na nie wpłynie, to już nie będzie mnie interesować, nie dożyję
najwyższy i najniższy wymiar kary to i tak zejście z tej doczesności
cóż
jak to powtarzam, trzeba było korzystać
***
siedzę, piszę
***
wróciłaś po kinie zadowolona
nastawiłem wyłącznik na 60 min, a zasnąłem raptem po 20





Brak komentarzy: