wtorek, 20 maja 2008

Na pewno ma gumowe, Endriu

Mungo Jerry — twórcy jedynego przeboju "In the summertime" — byli właściwie zespołem rhythm'n'bluesowym, niespecjalnie oryginalnym, ale zaskoczenie przy przejściu z hiciarskiego numeru na pozostałe brzmienia z płyty best of jest zaskakujące.
jak pomyślę o meczu z Koreą, a potem z Ekwadorem, to odczuwam jakąś paralelę z powstaniem listopadowym, a potem styczniowym; więc co dalej: legiony Beenhakera?
no i nie bolało — mówię o występie w Mieście Aniołów 18 maja 2008 (Nicolas — nasz nowy gitarzysta nie prosto z Francji)
(właśnie słucham dyskografii STEPPENWOLF i właśnie odczuwam bliskie pokrewieństwo bandu Kevin Arnold z tym bandem = dużo fajnego rhythm'n'bluesa)

udało się wszystko zwieźć on time (nasze komunijne fanki)
(ten z aparatem i w okularach, to nasz menago: Macieya)

Endriu znakomicie się spisał jak nagłośnieniowiec i wodzirej

zaliczyliśmy kilka wpadek, ale nie były one dramatyczne; momentami wyszło całkiem do przodu; oczywiście powiedziałem 1/7 tekstów, które miałem zaplanowane, ale Renia mówi, że mówiłem śmieszne rzeczy, więc zdałem najważniejszy egzamin
byłem lansjersko szałowo ubrany (ale foty nie obejmują lansjerskich butków)

mąż Karoliny zachwycał się brzmieniem pieca; Renia mówiła, że brzmiało wszystko bardzo dobrze, więc duża w tym zasługa Endriu, który siedział przy "konsolecie" i na bieżąco korygował wokal, stopę i werbel

publiczność rodzinna dopisała, a przecież na tym nam zależało; zaczęło się robić poważnie zimno, więc skończyliśmy w odpowiednim czasie; ogólnie może być; następnym razem już będzie super czadersko
Wracając zahaczyliśmy o występ Pawilonu w konkursie, kolejnej kapeli nie doczekaliśmy, gdyż długo to trwało, a rozgrzewali się kibice Lechii (I liga wita!), więc nie było co kusić losu.

Brak komentarzy: