wtorek, 6 maja 2008

albumy z netu

Właśnie się nauczyłem umieszczać duuuże pliki w necie. Więc na początek pierwszy vreen, "rozedrgane śrubki" (2004). Nawet po czasie ta płyta mi się podoba (nic dziwnego, w końcu jest moja!). Co zaskakujące, trafiłem kilka tekstów, które wciąż są aktualne w moim życiorysie, np.:

"nigdzie się stąd nie ruszam, bo mi tu dobrze jest,
gdyby było źle, to bym stąd też nie ruszył się".


Znajoma opinia znajomego Maćka brzmiała tak:

Filmy rysunkowe sa dwuwymiarowe. A śrubki? Trzywymiarowe. Rozedrgana kreska histerii i rozpadu otrzymuje dodatkowy wymiar i schodzi z ekranu telewizorka w tzw. życie. Śpiewająca postać rysunkowa — inteligentna i akulturalna, samoograniczająca się i szydzaca z ograniczania (się). Coś jak krowa i kurczak w jednym a jednocześnie najbardziej męska płyta jaką ostatnio słyszałem. Coś fizjologicznego, socjalnego, seksualnego — jakaś fizjologiczna baśń o realizmie. Luźno zagrana, autoironiczna szczerość w gronie osób o lekko ograniczonym zaufaniu i poczytalności kontrolowanej. W randce w ciemno, głos streściłby go: Vreen — chce mieć brązową kupę, coś mu trzeszczy, ma wadę wymowy, która mu jednak nie przeszkadza oraz przytula się on na Wielkanoc. Wybór należy do Ciebie. Mój ulubiony rym: "na kostaryce/dobrze wyliczył".



do zaciągnięcia:


Druga płyta: "a juści" (2006) była nawet słuchana i skutkowała emocjonująco-winnym epizodem ze zjawiskowym bandem Vreen & Country Lovers (łącznie walnęliśmy ze 4 koncerty: Cockney Pub, Dujer w Mińsku Mazowieckim, Medyk, Negatyw; oraz skończoną liczbę prób na fajnej miejscówce Roberta vel. Łukasza — zanim nie pohajtali się i nie mieli dzieci).




Zespół występował w rozmaitym składzie: Robert vel. Łukasz na gitarze solowo-rytmicznej + voc; Dżerdżej zwany Smrolem na gitarze solowej + voc i ciężarki (szczególnie udany był jego przyjazd na występ bez gitary tudzież wpadnięcie do pociągu w ostatniej chwili); Endriu — git. solowa elektryczna-kilmatyczna + ideja bandu "a juści"; Stępiński zwany również Ajfelem na perkusji albo z jej braku na instr. perkusyjnych oraz ja, łatający dziury na rozstrojonej 12-strunówce defila. Najbardziej udanym występem był przejazd do Mińska, kiedy rżnelismy w pociągu w karty — dawno się tak nie naśmiałem (salta bjoerna!). Najlepszym występem był debiut. Potem już nic nie było słychać. Mucho sipatico mam do tego projektu. Wino, gitary i śpiew. I udana sesja zdjęciowa (vide myspace: http://www.myspace.com/johannvreen).




Płyta poskutkowała nawet recenzją w "Lampie".



do zaciągnięcia:


http://www.zshare.net/download/11615034a4fa7c4e/

Brak komentarzy: