człowiek poznaje ludzi, nazwiska, wstaje rano, nie ogląda po nocach, to jest bardzo poważna fascynacja, prawie jak MŚ w nodze
i jak pamiętam niektóre szczegóły zeszłoroczne (LeBronto, Celtics-Bucks 1-8, finał zachodu), to żebym zaraz nie zapomniał I rundy, pierwszy raz w post-świecie bez LeBrona
(1) Milwaukee Bucks vs. (8) Detroit Pistons 4-0
łatwizna, Blake Griffin na jednej nodze, pierwsza wygrana seria Giannisa ("jeszcze nie ogłaszajmy go królem" mówią)
(2) Toronto Raptors vs. (7) Orlando Magic 4-1
tutaj w pierwszym meczu było (klasycznie) pięknie (=pampersiaki) (ekscytacja), nagle okazało się, że D.J. Augustin raz może zagrać, później był już tylko show na duet Kawhi/Pascal Siakam
(3) Philadelphia 76ers vs. (6) Brooklyn Nets 4-1
tutaj również bardzo zadowolony z motywacji D'Angelo Russell/Jared Dudley, ponieważ dokoptowanie gwiazdorów oraz problemy zdrowotne Hansa mnie nie przekonują, jeszcze się to nie wymieszało dobrze w kotle, więc kubeł zimnej wody się przydał, w końcu 76ers zaczęli dominować, no i było sporo emocji oraz przepychanek = zdrowo się to oglądało
(4) Boston Celtics vs. (5) Indiana Pacers 4-0
miało być inaczej (postawiłem na tego słabszego konia), ale nie było czego zbierać od strzelców typu Bojan Bogdanović, Cory Joseph, Tyreke Evans; szczęśliwie (bo nie kibicuję), Boston wyglądało/wygląda bardzo nieprzekonująco i jakkolwiek od zeszłego roku dawałem im szanse z GSW w finale, to w tym roku zbiór talentu nie poszedł w kumulację wyniku (4 miejsce? słabo panowie) (widzisz Kyrie, nie ucieka się od Tatusia)
(1) Golden State Warriors vs. (8) Los Angeles Clippers 4-2
to była najlepsza do szydery seria i możliwość podbudowania hate'u, szkoda że w tych cudownych niespodziankach ekipy: Lou Williams/Montrezl Harrell/Danilo Gallinari/Shai Gilgeous-Alexander/Patrick Beverley/JaMychal Green/Landry Shamet nie uczestniczył słaby w tym roku Gortat (to byłaby jeszcze piękniejsza historia), ale było świetnie, było kontrowersyjnie, było wstydliwie dla mistrzów (że się samo wygra)
(2) Denver Nuggets vs. (7) San Antonio Spurs 4-3
najdłuższa, zmienna, i choć kibicowałem SAS (teraz, jak są słabiutcy i nieutalentowani) to przetarcie dla Denver (akurat tu wciąż znam najmniej nazwisk) uważam za konieczne i słuszne (większa siła rażenia i większe szanse w drabince) (słusznie w Palmie zauważono, że z tej czwórki gorszych zespołów któryś będzie miał szczęście zagrania w finale zachodu = to już jest niespodzianka), przy 2-3 dla Denver drżałem, ale SAS dograli do rozstrzygającego i pięknie; Plejozan!
(3) Portland Trail Blazers vs. (6) Oklahoma City Thunder 4-1
miało być na straty (Jurkic), a jest tak pięknie ("Can't play Kanter"), z wyniku wydawać by się mogło, że dominacja Portland prócz jednego meczu była niezaprzeczalna, ale trzeba przyznać, że Russell przestrzelił wszystko co do niego należało i historia pisze się na naszych/jego starzejących się oczach/ciele, a kontrakty takie piękne; zatem jest emo drużyna w emo Rose Garde/Moda Center + ta wisienka na torcie w postaci bezczelnego rzutu na koniec serii ("to był zły rzut", owszem Paulu George'u, masz rację, ale nie masz racji)
(4) Houston Rockets vs. (5) Utah Jazz 4-1
tutaj nawet było więcej równości, ale po zeszłorocznym hiciarskim sezonie Donovan Mitchell teraz nie wydolił, a stare pryki i przywrócony do życia Kenneth Faried (m.in.), chwilami drobnymi punkcikami wyciągnęli jak najszybciej się da i na nic się zdała obrona od tylca wyjątkowo zdrowego w tej części roku Ricky'ego Rubio, ciekawa seria i jedynie Utah może żałować, ze Houston tak spadli w tabeli w ostatnich przetasowaniach sezonu regularnego
=============================================================
(1) Milwaukee Bucks vs. (4) Boston Celtics 2-1
na razie i dzisiaj albo idzie na remis, albo Bucks idą na finał, dobrze, że chłopak w końcu dojrzewa ("niech jeszcze nauczy się rzucać"), postawą w pierwszym meczu byłem rozczarowany, ale później już z dumą oglądałem tę przewagę fizyczną i strzelecką, z całym szacunkiem dla Ala Horforda, Jayson Tatum nie potwierdza swojej zeszłorocznej "dojrzałości", Kyrie = wiadomo
zatem, czekam, dzisiaj
(2) Toronto Raptors vs. (3) Philadelphia 76ers 2-2
obecnie, rozczarowany pierwszym meczem, w dwóch kolejnych usatysfakcjonowany, oczywiście wciąż są zastrzeżenia co do zdrowotnego prowadzenia się Hansa, które później stanowią łatwe usprawiedliwienie; mimo niepewnej przyszłości i trudnych zagrań Jimmy Butler jest, imponuje; tradycyjnie Toronto nie zawodzi jeśli chodzi o zawodzących w play-off graczach, a istnienie dwóch różnych drużyn nie rokuje na przyszłość; choć nie lubię, to wkleję, bo rzecz jest historyczna:
Kawhi is averaging 38 PPG on 62% shooting so far this series.
Jordan averaged over 35 on 60% shooting in one playoff series.
LeBron has never done it.
Durant has never done it.
Kobe never did it.
(1) Golden State Warriors vs. (4) Houston Rockets 2-1
dużo złych gwizdków i dużo niecelnych trójek, Kevin Durant jest nie do zatrzymania, więc przynajmniej się cieszę, że przy 46 pkt. przegrał mecz, niestety (dla Hou) dopiero po dogrywce; ostrzyłem sobie zęby na tę rozgrywkę (jak każdy nielubiący GSW), szczególnie, że LAC pokazali jak zwyciężać mamy, ale Houston jest słabsze niż w zeszłym roku i tak jak z pobożnym życzeniem stawiałem na nich w 7, to mam wrażenie, że może się skończyć wcześniej; niewiele jest tu do "analizowania", jeśli Capela nie zostanie trwale uruchomiony, a Harden będzie z kolejnym palcem w oku, to... już dzisiaj, albo będzie dobrze, albo pozostanie wiara przeciw statystyce
(2) Denver Nuggets vs. (3) Portland Trail Blazers 2-2
aktualnie, pojedynek nieco mniej szlachetnych drużyn wciąż bardzo emo i nawet epicko (choć takie maratony bywają dewaluowane; seria w dawnych czasach Nate'a Robinsona) i ponownie wydaje się, że Nuggets dojrzewają do tego, by wciąż lepiej trafiać i pokazać, że 2 miejsce w sezonie nie wzięło się znikąd; ale w kwestii epickości 4OT to było coś szalonego, aż dziwne, że "chubby" Nikola Jokić to wytrzymał; zaskakujące jest, że bohater miasta zatracił swoją skuteczność, cieszy forma C.J. McColluma po kontuzji