piątek, 13 kwietnia 2018

Die Hölle von Macao / The Corrupt Ones (1967)



niemal przekonany, że już to widziałem (oczywiście)
cytuję sam siebie:
"przygodówka ze skarbem! nie najmłodszy już Robert Stack, bez wyrazu, ale ładnie Elke Sommer, zawsze piękna Nancy Kwan
Robert Stack grał prawdziwego twardziela, sceny akcji (a nawet tortur!) standardowe, obyło się bez pościgów samochodowych (ale motorówki były), egzotyczna lokalizacja, fabułka, szczęśliwe zakończenie, w miarę ciekawa rola detektywa/policjanta (acz nie tak inteligentna jak "Code 7 Victim 5") = rozrywka
"
***
 
wg "The International Spy Film Guide 1945-1989" (Richard Rhys Davies) 6/10, wspomniał, iż to rzadki przykład germańskiej przygodówki ("enjoyable") 
muzyka George Garvarentz = dynamicznie 
Robert Stack jest cool 
to jak sie nazywa ten gruby facet w garniturach? (Werner Peters) 
"My name is Chow, Johanthan Chow", "That's your problem" 
dobra scena tortur 
te dalekowschodnie kasyna jednak bardzo oryginalne 
przeciąganie na linie za motorówką = proszę bardzo 
"National treasure" = te żagwie zawsze gotowe do zapłonu po tych latach/wiekach 


wobec nieustannego łaknienia indianojonesowych przygodówek = brać





2018.04.12 - wiosna panie sierz





2018.04.08 - niedziela na dzialce





2018.04.04 - najcieplejszy dzień tego roku?





piątek, 6 kwietnia 2018

Avalanche Express (1979)



wg "The International Spy Film Guide 1945-1989" (Richard Rhys Davies), czyli spy-wyroczni i najważniejszej encyklopedii jaka posiadam było 4/10 z akcentem na śmierć aktora i reżysera podczas 
model pociągu w zimowej scenerii, acz naiwny, jest jednak w nim coś imponującego 
Robert Shaw znowu w pociągu! 
proszę, właśnie miałem ochotę na film  Lee Marvinem 
no i właśnie z nim jest pierwszy twist filmu 
czy pamiętamy La Scalę? bo Milan na pewno 
nudna choć elektryzująca Linda Evans (czy to się nie kłóci?) = wątek romansowy 
polityczno/historyczno-obyczajowo naiwny (lub wręcz nieprawdopodobny), ale jako film akcji mnie trzymał w napięciu = dostosowana muzyka (Allyn Ferguson) 
nie wiem czy to sól, czy piasek plażowy, ale modelarze wykonali solidną robotę w stylu 70s 
Horst Buchholz wiecznie młody 
to po prostu film akcji = i nie narzekam 
tytuł jest pretekstowy 
najfajniejsza:
https://rateyourmusic.com/film/avalanche_express/
 

łał:
http://www.western-locations-spain.com/mooncity/avalanche/index.htm
 

w związku: Cassandra Crossing (1976) koniecznie do obejrzenia 

jak ktoś lubi Marvina i Shawa = łyknie




wtorek, 3 kwietnia 2018

Karol narzeka



"Ależ długą trochę przeszedł Mateusz Kunicki, który zaczął niemal dwie dekady temu z zespołem Kevin Arnold. Twórcy słynnej “Farelki” przeszczepiali na polski grunt muzykę indie, a ostatnie słowo powiedzieli płytą “Masto don’t drivers” w 2006 roku. Kunicki jednak włączał się w różne składy, w tym chociażby Where is Jerry czy okazjonalnie realizując swoje solowe pomysły jako Vreen. Przyznam, że efekty jego twórczości były różne i nie zawsze przypadały mi do gustu, bo często błądziły wokół nienajlepszych pomysłów, schodziły na mieliznę albo nawet wydawały się swoistą zabawą z muzyką, mało jednak przyswajalną przez ucho słuchacza. “szwartyszaroszarny” pozornie może być znów płytą rozmemłaną czy niechlujną, ale dla mnie ta otwarta forma jest bardzo przekonująca, dzięki czemu to jedno z jego najlepszych wydawnictw. 
Jako Vreen gra przede wszystkim na gitarze akustycznej, ale sięga też po banjo, czasem pojawia się tu perkusja. Muzyk snuje swoje muzyczne opowieści prawie bez tekstów, robiąc wyjątki jedynie w zaledwie kilku miejscach. Kompozycje są zazwyczaj zatytułowane pierwszą literę jego imienia i cyfrą je porządkującą. Vreen snuje swoje muzyczne opowieści na granicy bluesa i folku, swobodnych muzycznych zagrań i zwiewnych melodyjek. Nie sili się na przebojowość, ale drąży warstwę instrumentalną. Banjo przeplata się z gitarą, utwory mają prostą konstrukcję. Dzięki temu te krótkie formy pozwalają się skupić na kompozytorskich zamysłach (fantastyczny “v4”). W zasadzie dosyć trudno przesadnie poważnie traktować ten materiał – sprawia wrażenie bardziej sesji nagraniowej, wolnej próby czy zestawu szkiców. Ale właśnie ta niezobowiązująca forma sprawia, że “szwartyszaroszarny” jest nagraniem spójnym i konsekwentnym w formie. To trochę pustynne snucie melodii, rozedrganych form, skręcających na manowce. Nawet kiedy pojawia się tekst w “zwrotkach” wydaje się abstrakcyjny, jakby oderwany od rzeczywistości. Najdłuższy na płycie “uśmiech” wygląda na psychoanalizę albo analizę rzeczywistości, która jest dobrym wprowadzeniem do tej płyty. Pozornie Vreen brzmi jakby siedział w pokoju i po prostu grał, co mu przyjdzie do głowy, a potem rejestrował to na płycie. De facto jednak czuć tutaj spójność i przemyślany kształt tego materiału, który trwa około 30 minut. Trochę sennego, absurdalnego, ale też lirycznego, a nade wszystko szczerego, ujmującego swoją prostotą. Nagranego przez outsidera, ale ze spójnym zamysłem.
Vreen, szwartyszaroszarny, Nasiono, 2018."

z podziękowaniami dla Jakuba Knery: