czwartek, 13 grudnia 2018

piątek, 16 listopada 2018

2018.10.23 gdzieś musiałem te 590 strzelić



ta polska szt. wsp. nieco zubożona/wtórna, acz spust smarta można było zawiesić (bo to wystawa z tezą była)
nawet nazwiska były
gruba farba
Zofia Stryjeńska!




2018.10.23 tak jak nie lubię Wyspiańskiego



tata się zabawił zupełnie po dziecięcemu (zarost twarzy pasował do epok), tymczasem zupełnie Today is the Day
uzbrojenie nieźle, podobnie jak monument socrealu
sprzęty użytkowe to był fenomen, tylko foto nie wyszły (hje hje)
nie ma to jak się bawić figurkami żebraków i żebraczek (1750)
jednak objawienie




2018.10.23 początek nasycania



warunki ekskluzywne = pokój dla mnie
na mieście jak u siebie = lubię
zacząłem spokojnie = Europeum
foty to się nie udały, ale pietruszkę widać
kilka zachwytów było, przekrój ogólny robił dobre wrażenie
wskoczyłem do pierwszego antykwariatu i się zaczęło!




piątek, 9 listopada 2018

2018.10.22 siup i do domu



wobec postępującej niewydolności fizycznej (do góry to już trochę nie ma siły, w dół każdy krok to ból) kojący była świadomość, że dzisiaj kończę wycieczkę, bo okolice piątki i morskiego były mi najbardziej znane i nie zamierzałem już nic "zdobywać" następnego dnia
ponadto moją trasą ruszyły wcześniej dwie osoby, więc będzie można
wymsknąłem się z pokoju, przyjemna gadka z rana i zapomniany mydłoszampożel (potem się okazało) i bardzo, ale to bardzo się nie spieszyłem
po tej stronie wciąż mroźna zima, oczywiście piękna, ale sporo po płaskim, człowiek nawet termosa nie musiał wyciągać, taki smaczny śnieg
dwie skałki tak zjazdowo-schodkowo, widział Czerwony Staw, w ogóle świeżo i przejrzyście tylko nie wiadomo było, gdzie i którędy ta cholerna przełęcz
wyżej i wyżej, jakbym był w górach, nastąpiła strefa kamlotów, w końcu widzę, że tam idą, a oni widzą kozice (yei), dzisiaj to ja mogę tych zdjęć strzelać, że hoho, do czasu, kiedy nie natrafiłem na swoją skałę śmierci (trochę się dziwię, trochę nie, że trasa nie poszła rumowiskiem a krawędzią skały, serio, nawet moje buty były zbyt szerokie na te występy, a se nie mogłem strzepać lodu jak wtedy z łańcuchów, aaaale to tylko 4 m w dół), zaś PO TYM jak już przyszedł sam śnieg doszedłem na pełnej piździe
ciekawostka, że Wołoszyny są teraz zamknięte, wyglądają blisko i łatwo, ale kamienie
z doliny szła ciepła wiosna, więc z każdym krokiem się rozdziewałem i podziwiałem aparatem
owszem, czasem trzeba było schodzić dupą, ale świadomość rekompensowała
nocujące kozice, a potem to już spacerówka znana z dawnych czasów
jabłecznik, lis, Siklawa i do domu, nawet ta okropna asfaltówka okazała się mniej żmudna, bo przez dwie dekady las się zniszczył i odsłonił widoki, bus już na mnie czekał, a pan do Krakowa miał jeszcze właśnie 5 minut