wtorek, 13 września 2016

18–22.08.2016



18 sierpnia, czwartek

zatę Żono ma

pobudka o 4:50 z mlekiem, tzn. nie było jednak spania po pewnym przewalaniu, porozmawialiśmy sobie, potem Mama wstała
pojechałem aż na wro, bo widać, że tram stoją w korku, zdążyłem
w tyrce wpierdol nie było, ale czasu też nie
tyle tego, że się objadłem sporo, obiad dwudaniowy
***
dzisiaj mnie ręce bolą od tej masakry drzewek i chwastów, którą zrobiłem na ścieżce coraz mniej przejściowej
***
wróciłem na wro, surówkę i Rio
dziecko miało pobór krwi, a poza tym dobrze ma u dziadków
potem do domu na wieczorne, zmęczony już byłem
a nie, jeszcze zakupy w biedrze, dziecko nie chciało oddać jeżdżącego koszyka
zasypianie jeden odcinek Staccato (są coraz groźniejsze), Cassavetes reży, a Mama w tym czasie machnęła pyszny gulasz
dwa prysznice, dużo golenia, 10 min zabawowego filmu z Frederickiem Staffordem i do snu sporo przed 23
Agent 505 - Todesfalle Beirut (1966)


19 sierpnia, piątek

zatę Żono ma

instytucja repasaży to zawsze zagadkowa sprawa
kupiłbym se coś, ale nic nie ma
skleiłem 3 fragmenty Lo-Files — te są do wyrzucenia, odkryłem jak ustawię perkę
***
dzisiaj transfer przez wro i tram = puchy
dziecko było zaśnięte, ale noc była niezła, 3 pobudki, mleko o 5:15, w nocy wymyśliłem sobie na czym polegał poniedziałek, na stole
temp. 14
***
dobre to, że jestem strasznie na bieżąco w dusty i sly, nic mnie nie omija
i nic nie muszę kupić, uff
***
dzisiejsze ANOST też odsłuchane z nawiązką
***
muzę do
Agent 505 - Todesfalle Beirut (1966)
popełnił Ennio, i jest to stosunkowo niedobra rzecz i źle dopasowana do obrazu, acz ma groove
i to chyba dokończyłem
***
wracałem przez wro, serniczek podziękowalniczy, dziadkowie na Kaszuby, my do domu, wieczorne, zasypianie, Mama dyżuruje
***
po całym tygodniu zasłużyłem na
Mission: Impossible - Rogue Nation (2015)
Mama narzekała (ale przecież nie musiała oglądać), ja się bawiłem
zacnie


20 sierpnia, sobota

zatę Żono ma

ale nie mogłem się wyspać, choć od tego jest weekend, bo dziecko wyrwało się o 7 do drugiego pokoju
jakoś przeżyłem
śniadanie, Kidzińscy i na Stogi
zapomniałem czapki, nie kupiłem piwa, to mnie prawie wykończyło w obliczu nagłej decyzji o plaży (skoro nagle jednego dnia zrobiło się ciepło)
***
plaża, piasek = dziecko ok
poszliśmy nad wodę, po pierwszym onieśmieleniu poszło już dobrze, choć woda zimna
pogrzaliśmy się jeszcze i z powrotem przez las, spore zwolnienie na mirabelkach
***
obiad sprawnie, nie chilowałem się w drugim pokoju, bom oglądał Rio w tv, dziecko miało różne fazy, raz z ciekawości strąciło doniczkę
***
o 18 byłem gotowy, po Mamę i siup do domu, reszta tradycyjnie
być może to był ten wieczór, kiedy graliśmy w grę?
chyba z okazji ciepłego dnia wybrałem się na rower i słuchałem "A Lazarus Taxon", które wstępnie mi się podobało, gdyby nie to że trwa koszmarnie długo w całości — 179:29 (total)
***
a nie, Mama gardłuje na gardło, więc wcześniej do snu/dyżuru
a do snu
Death Is Nimble Death Is Quick (1966) (Kommissar X)
oczywiście zawodowe


21 sierpnia, niedziela

zatę Żono ma

pobudka tak samo, jak w sobotę
naleśniki to Mama robiła potem
i spała z dzieckiem 2 ha
w tym czasie dymałem z robotą
mam też chęć na powtórkę finałów 2016
koszykówka w Rio nudna
ręczni przegrali
zaczął padać deszcz
wcześniej zaliczyłem szczęśliwe i luźne dwa place zabaw z dzieckiem, potem ta drzemka
po południu, skoro ono wstało przed 16, poszliśmy w deszcz na działkę, kalosze mu się nie podobają, ale jabłka zebraliśmy (oraz inne owoce do zjedzenia od razu), jedni poprawili swoją ścieżkę, inni nie, nie ma czasu na grabienie skoszonej trawy
a te dwa grzyby, co znalazłem koło nieistniejącego już samolotu, to robaczywe były, więc zostały nam naleśniki
jakoś dobrnęliśmy do wieczoru (zmoknięci drugi raz)
i siup do wyrka
***
a racja, wybyłem na rower, rzadka okazja — w ciągu dnia, skoro ciepło
zrobiłem mega szybko ładną pętelkę (jedna pomyłka trasy, ale przynajmniej odkryłem coś więcej)
człowiek już zapomina tych ścieżek, które strawił na dwugodzinnych spacerach ze śpiącym dzieckiem, a szkoda
albo one zarastają
złapała mnie ulewa, więc miałem piasek w zębach = przygoda, starsznie szybko jechałem


22 sierpnia, poniedziałek

zatę Żono ma

strasznie byłem zły, że nie miałem chwili dla siebie
i jeszcze mię denerwowali na całe ponad 1,5 godziny tutaj
co prawda miałem chill na spacerniaku, z pominięciem pizzy, bo najedzony, ale wszystko prysło wraz z pierwszym krzyknięciem dzieciaka — więc poszło źle
***
rano było zabawnie, gdyż zapomniałem się i zacząłem z dzieckiem przeglądać książeczkę, miast wstawać i siup
***
więc styrany jednak obsłuchałem wiele OST, wróciliśmy do domu, kawa, siata jabłek i zrobiłem sok, potem mocno chlapane wieczorne, ale zasypianie bardzo długo, prawie dwa odcinki
więc skoro już nic nie można było zrobić, to przejrzałem dwa pijackie numery z Wojtem, a następnie te na "czwartą płytę"
i pod wpływem wina spodobała mi się jednolitość i bliskość tych nagrań na akustyk i perkę ze szmatami, głupio łączyć z czymś innym, głupio wyrzucić, bo to takie emocjonalne jest, w sam raz na kasetę, skoro teraz są modne
stosunkowo wcześnie do snu z dyżurowaniem




Brak komentarzy: