czwartek, 18 listopada 2010

Faster Pussycat! Kill! Kill!

piątek, 12 listopada
Koszelak tym razem słabiutko. Biegaliśmy jak banda baranów, zero obrony, mnóstwo przestrzelonych rzutów. Oczywiście każdy oddał ich po 40, ale oni trafiali. Powiedzmy, że ciut lepiej: 8/24, 5 zb. (2 a ataku, jak zwykle ładne), 3 as., 3 przechwyty, 6 strat. Wcześnie spać.

Wall street (1987) zdaje mi się naiwnym, uproszczonym obrazem z szablonowymi postaciami i czasem bardzo średnią (Daryl Hannah) grą aktorską. To podobno był klasowy film w tych wspaniałych latach 80. To chyba jednak po prostu Stone.

sobota-niedziela, 13-14 listopada
Mimo porannego budzika jednak nie jadę na etno-records. Pyszne kotły zrobiłem do "wściekłość & gniew", z przejściem już mi tak nie wyszło. Na szczęście Pyszczku była na mieście i przyniosła mi wieści:
http://www.najgorszefilmyswiata.pl
Ufff!

Zatem sobota i niedziela moja.
Robot Monster (1953) — pod względem kuriozalności scen wyjątkowy.
Blue Demon contra los cerebros infernales (1970) — stosunkowo słaby, chociaż umieszczenie cyklopa i mumii w jednym filmie ma swój smaczek.
Faster Pussycat! Kill! Kill! (1965) — coś, co rozpaliło moją wyobraźnię. I film, który zdecydowanie da się oglądać jako film po prostu.

Blacula (1972) — szlachetność czarnych bohaterów rozczulająca.

Bride of the Monster (1955) — czyli witamy w magicznym świecie kina lat 30, mimo że są już 50.
Tarantula (1955) — zaskakująco profesjonalnie zrobiony film klasy B. Oczywiście potwory, które z racji niedostatków technicznych nie mogły wyjść dobrze. Ale ileż to takich jurasic parków z 2012 roku łykamy teraz nawet nie pochylając się nad szablonem scenariusza i kanicznie rozpisanych ról (szalony naukowiec, prostoduszny szeryf, dociekliwy młody przystojny badacz, piękna kobieta). To po prostu kino.



Brak komentarzy: