piątek, 19 września 2008

tak zapomnieć!

od poniedziałku no po prostu jestem zajebany robotą, nawet nie mam kiedy tego wsadzić
po południu pracowałem nad columbusem
we wtorek umówiłem się z Wojtkiem, a co, jak nagrywać — to nagrywać: polecieliśmy resztę gitar oraz kilka wokali do poprawki; nie wiem, jak teraz, ale w sali na słuchawkach stoner-rockowy fragment wręcz przypalał zelówki
środa, 10 września
bez próby, więc obrabiałem pliki Wojtka
we czwartek kosz — choć mnie to specjalnie jakoś nie rozluźniło, było nas tylko 3, grałem nieczysto, więc miałem wyrzuty sumienia
w ramach terapii uspokajającej zarzuciłem "live and let die" z hiszpańskimi napisami — to działa
jane seymour już zawsze zostanie dr queen

piątek relaks i "skarb narodów 2" angielsko-hiszpańskie — emocje podobne do Indiany Jones IV, oczywiście to już nie to samo

diane kruger - podobno najpiekniejsza kobieta świata

eee, chudzinkaaa taaakaaa
w sobotę, 13 września zabawiałem się z "my best enemy", a zapomniałem o urodzinach lubej — ale wtopa; przyszły Drabenty, w ramach rozrywki oglądaliśmy "atak glonów" i "zemstę szitów", na koniec "suburban girl" — zwyczajna papka z zapitym Alec'iem Baldwinem

niedziela przeputana, wieczorkiem "Bombon, el perro" — argentyński ludzki film, niezła deprecha

ale film bardzo dobry
a potem hollywódzka kiszka: "Mr Brooks" z Costnerem i D. Moore — ale ładnie nakręcona, wiadomo

więc odnoszę wrażenie przeputania weekendu, chociaż wokale i "my best enemy" poszły mi naprawdę nieźle podczas pracy; no i szkoda mojego zapatrzenia w siebie, 13 września mógłbym sobie zapamiętać, to nie takie trudne, prawda?

Brak komentarzy: