poniedziałek, 1 września 2008

Curtis Mayfield — Superfly (1972)

wisła wygrała z barcą 1-0, ale nie miało to zadnego znaczenia; zaczynają się ostre przepychanki między blogerami a komentatorami, sporo poszło o nazwiska "dziennikarzów", którzy pili z Borucem i spółką — coś na rzeczy jest, że ani jedno nazwisko nie przeciekło

faktem jest że błońskie i inne zaczynają podkurwiać takimi czy innymi komentarzami odnośnie polskiej reprezentacji; mi osobiście nie podobały się kpiny supergiganta z Hrobacza (który chyba porządnym gościem jest), a wychwalanie pod niebiosa siatkarzy (ich "dobra" gra to taki sam sukces jak 1-0 z barceloną — fajnie, ale nic z tego nie wynika)
ostatnio mam szczęście do ekscytującej muzyki:
Curtis Mayfield — Superfly (1972) — już wiadomo, że Jamiroquai nie był znikąd

ps. do Chicken Shack — jest tam taki kawał dobrego hard-rocka, za którego pokochaliśmy Budgie (my, Polacy, bezwarunkowo)

Brak komentarzy: