piątek, 26 września 2008

łowca jeleni

sobota, 20 września

i pomyśleć, że 2 lata temu mieliśmy wyprawę kajakową na westerplatte! ciepło, słońce, woda; człowiek nawet się jeszcze opalił
obecnie 9-16 stopni, już nawet uruchomili ogrzewanie

jedziemy na grzyby!

jakoś wstaję o 6:45 (choć wczoraj nagrywanie z Wojtkiem — przy leszkach — oraz "prince of darkness" carpentera), ubrałem się stosownie, coś zjadłem, nawet wypiłem kawę, ok. 7:30 przyjechały Drabenty i pojechaliśmy wozem w stronę Kościerzyny
droga już całkiem znajoma — w zeszłym roku przemierzałem ją dwukrotnie: raz na dwudniowy spływ kajakowy Wdą, drugi raz na pływanie jakchtem, też chyba we wrześniu

jedziemy, jedziemy, właściwie można było się zdrzemnąć, za rondem skręt na Toruń, a potem jeszcze na Juszki i nagle JEB!

ja widziałem tylko brązową plamę, która wyskoczyła z prawej strony, i pękająca szyba wpada do środka, samochód jeszcze zafalował, po czym Adam się zatrzymał; szyba stłuczona, górna część dachu wgnieciona do środka — niezłe dzieło zniszczenia — jelenia nie widać, zapewne uciekł dalej

Adam dostał dachem (jeleniem?) w czoło, było mocno zaczerwienione, krew jedynie na lewej ręce — od styku szyby z kierownicą; Danka na przednim siedzeniu bez strat, ja nawet nie zdążyłem pomyśleć, że coś się dzieje niezwykłego: wydawało się, że jedziemy dosyć szybko, impet zwierzęcia był mocny, całe szczęście, że wóz się szybko zatrzymał — jeździł dalej, za chwilę Adam zjechał na pobocze — narzeka na ból głowy (nic dziwnego, przyjął na czoło jakieś 150 kg), w szoku, nie wie gdzie najpierw dzwonić: więc najpierw znajomy rady z Kolbud z lawetą, potem pogotowie, następnie policja

potem już było nudno, najpierw przyjechała straż (3 osoby), odłączyła akumulator, karetka (4 osoby) zabrała Adama do szpitala na obserwację, zapewne do wieczora tam posiedzi, następnie policja, ale nie ta co trzeba, więc musiała przyjechać inna (łącznie 3, a chyba nawet 4 osoby), był jeszcze leśnik, ale za małym wozem, więc nic nie zrobił

acha, szkolna grzybna wycieczka przekazała, że jednak jeleń się znalazł — był 20 metrów wcześniej, rozłożył się jakieś dwa metry po lewej stronie drogi — kaput
ładne bydle, duże poroże (5 krótkich na drągu — znaczy się 5-latek?), kawał cielska: 3-4 worki cementu; w ogóle śmierdział dzikim zwierzem, zresztą tak też śmierdziało wnętrze samochodu po kolizji, plus komicznie wyglądające strzępki sierści na przedniej szybie i w elementach przedniej obudowy i dachu

na szczęście laweta się sprawiła, łącznie z transportem powrotnym do Kowal, dalej już poszedłem piechotą

i tyle to było na tych grzybach

zbytnią czułością się nie wykazuję (mimo podejrzanych erotycznie snów tej krótszej nocy), no ale grzybów mi nie szkoda, jedynie pokrótce uświadamiam sobie, że prędkość jednak nie była zbyt duża, bo inaczej wóz mógł wraz z pasażerami znaleźć się w zupełnie innej pozycji, okolicznościach i stanie

więc ch.. z grzybami, grunt, że żyjemy

Brak komentarzy: