wtorek, 31 maja 2016

14–18.04.2016


2016.02.24
14 kwietnia, czwartek

zatę Żono ma

w czwartek, po próbie, bez kaca?
szok i niedowierzanie
***
dokończyłem ekstra książkę, strasznie mi się spieszyło
nowy zestaw mp3 częściowo do wyrzucenia, lo-fi nudy, i to zagraniczne!
***
odbyła się ostatnia kolejka, Kobe rzucił 60, jest rekord GSW 73 zwycięstw
wielkie
historia
***
do gier!
***
mimo ostrego słońca (nie ma czerni, nawet nawet w asfalcie) następuje stopniowy zjazd nastrojowy, nie poprawia tego lektura, ani wizyta na wro (może przez brak surówki?)
końcówka kolacyjki nie poszła do końca sprawnie, wieczorne i zasypianie ok, odkryłem w starej komórze pinball = hazard
***
Pill Friends — Child Sacrifice (2016)
nie tak emocjonalnie porywające jak "Blessed Suffering", ale wciąż klasycznie indie
***
aż mi się zachciało zabrać za odkurzanie zapomnianych piosenek indie, które mam nagrać
ale czasu zabrakło, bo po prysznicu i znalezieniu filmików z pingwinami trzeba było już zachować higienę snu, a i oczka o tym mówiły
***
ale słyszałem wszystkie ciężkie płacze tej nocy, kilka ich było, samodzielnie obudziłem się 9 min przed budzikiem, z wrażeniem, że mam bałagan w plikach (jak i w tzw. życiu) i muszę się tym zająć
***
ach przecież!, byłbym zapomniał
Żona zrobiła mi dobrze nożyczkami
dziękuję pięknie!

2016.03.16
15 kwietnia, piątek

zatę Żono ma

więc może się tym i zajmę, bo są już dwie listy i żadna mi nie pasuje
gdzie podziała się EPka kevinów z odrzutami z mastodonta?
***
napocząłem Nowe Książki 2, będzie się nad czym błachać
***
ponieważ zostało dużo zupy, dzisiaj będzie na 3 dnia, zacząłem od śniadania
***
do gier!
***
OSS 117 — Mission to Tokyo (1966)
kozackie
***
nie wziąłem kasety, ale zrobiłem muzyczne przygotowanie w tyrce
i wybrałem się na 5-kilometrowy spacerniak
w sklepach zamienili rękawiczki na klapki, oglądałem buty, nie było prawie, zapomniałem o lampce, nie zapomniałem o drogim winie
przez tygrysem ferrari, ja z batonami miast orzeszków, eksplorowałem dawne, nad strumykiem metroseksualna młodzież wciąż buja się na linie z kawałkiem deski, pali ognisko, uroczo, zaś na zbiorniku retencyjnym usypali hałdę piasku dla mew, było słonecznie, acz nie za ciepło i choć ponownie się zmęczyłem, spacerniak z tych udanych, letnio sentymentalnych
***
na koszu okazało się, że jednak lepiej widzieć
***
wróciłem spokojnie bez przygód i bez piwa acz późno, do domu, by zaraz udać się na dyżurowanie

2016.03.16
16 kwietnia, sobota

zatę Żono ma

dziecko może nie spało tak źle, jak poprzedniej nocy, ale pobudka co godzinę była, rano wstaliśmy sprawnie (6:43), zajmowaliśmy się rzeczami bez kłótni, kiedy godzina nadeszła właściwa (8:30) udaliśmy się do kuchni na zmywanie naczyń, potem wstała Mama
***
człowiek nie mógł się specjalnie wyczillować i powolutku szykować, bo trzeba było SZYBKO się spakować
***
niemniej, udało się i to
niespodziewanie się okazało, że płyta Marylin Monroe jest w moim stylu filmowo/swing/50s/60s, można słuchać
dojechaliśmy na wro, pochodziliśmy chwilę po pięknie słonecznym ogrodzie (20 stopni!) i mieliśmy bliskie spotkanie z kotem (2x)
po 12 dziecko spało (z 2 przerwami), ja drzemałem, nie udało się zasnąć
reszta poszła na te uroczystości ślubne (ratusz główny)
***
po przebudzeniu zaczęliśmy obiadem, mama wróciła, zjedliśmy drugie danie i wyszedłem na daleki spacer po niebezpiecznych dzielnicach
obsłuchałem się, pooglądałem stare domy, dziecko się ponudziło
na powrocie było strzyżenie, program kulinarny w tv, zapadnięcie zmroku, nieudana kąpiel, udane zasypianie i już człowiek taki zmęczony, do snu, mógł się ubrać i wyszykować do wyjścia
***
susharnia na heweliusza ssie, niby otwarte do 22, a już nie robią chujki
poszliśy nad Motławę, zestaw manga (Ty) ja zaś na ciepło zupę pomidorową, a potem japońskie pierożki z krewetkami — tego było mi trzeba!
o 22:23 udaliśmy się go klubogalerii gdzie wódka była za darmo, a ktoś nam wypił potwornie drogie mojito, nie szalałem z drinkami (3x), z jedzeniem owszem (pyszne kebabiki jak Cevapcici), ale bez chleba
było trochę tańcowania, choć spodziewałem się więcej, była koszmarnie głośna muzyka i cały przegląd społeczny, trochę zwiedzania, odrobinę obserwacji obyczajowych i tania taksówka do domu, wykorzystaliśmy dokumentnie dany imprezowy nocny i poszliśmy spać o 4
***
o tym że imprezy powinny trwać od 12 do 20, żeby człowiek mógł się potem wyspać i wypocząć, już wspominałem — przecież w klubach i tak nie ma okien
***
ta dzisiejsza młodzież to nawet na tych weselach dziwnie się bawi, żadnych ekstrawagancji i zgonów, ja lepszą imprezę kręcę co tydzień na próbie
***
niewielka korzyść z CAŁEGO poranka, ptaki budzą, słońce świeci, po 8 była pobudka

2016.03.16
17 kwietnia, niedziela

zatę Żono ma

obudziliśmy się, ale Ty jeszcze nie byłaś gotowa do życia
(mogłem obejrzeć CAŁY film!) ale bujnąłem się do pokoju, gdzie do wtóru kaseciaka przeczytałem suplemencik nowych książek, w końcu wstaliśmy po 10 dużo
***
z niepodległych resztek wysmarowałem restauracyjne śniadanie z wieloma kolorami (1 jajko, 2 tosty, sałatka, zielenina) i już trzeba się było w kropiącym deszczu zebrać do kupienia biletu
***
jedziemy tram na wro, tam jeszcze dziecko śpi, przejrzałem wszystkie gale i wiedze i życie i te pe
zjedliśmy wspólnie obiad przy wspólnym stole, dziecko zadowolone
***
poszliśmy na spacer na stare miasto z pączkiem i lodami, wobec natłoku hałasu i ludzi dziecko nabrała oszołomienia, ale miasto prezentowało się
***
chwila bajdurzenia po powrocie i w końcu ruszyliśmy do domu, a tam nie było chleba na podłodze
ach racja, zupełnie mnie zmogło zmęczenie i chęć snu, ale dożyłem do wieczornych (dobrze) i wieczora (dobrze), zasypianie (niedobrze), bo to za wcześnie było na sen, skończyliśmy 20:30   
dla mnie tak, więc po 20 minutach spy zasnąłem, ale to i tak już była 22 przecież

2016.04.04
18 kwietnia, poniedziałek

zatę Żono ma

hah, jak wpisuję na bieżąco o książkach jestem taki na bieżąco
***
spałem jak zabity, i zbyt krótko
***
zaliczyłem piekarnię, dzisiaj bez sklepu i gram w pracowe gry
nie ma dramatów, zadowolenia też nie za wiele, ot poniedziałek
***
bo w sumie niewyspany byłem przez dzień cały, noszenie kartonów mnie ożywiło nieco — puściej w szafach, dobrze uczucie
***
przyjemna chwila błysku była, jak siedziałem na górce z małą pizzą rimini, akurat wyszło słońce i leciał mało znany Barry z Mike's Murder (czyli jeszcze nie słyszałem wszystkiego)
idę na wro, opony, udana próba z uruchomieniem usb, na wielkim tv nawet film z 60s wygląda jak teatr tv
wracamy do domu, wieczór niemal spokojnie, wieczorne bardzo dobrze, zasypianie bardzo krótkie
***
korzystając z tego, że Mama robi obiad dla nas, pobrałem napisy do filmów i zeszło, kilka jest, fajno
i odrobiłem sly winyl, coś mi tam nawet podpasowało do słuchania/maniana zmęczeniu w higenicznej porze, ale nie mogłem początkowo zasnąć (ze zmęczenia?)



Brak komentarzy: