środa, 6 maja 2009

majoowka

piątek, 1 maja
Tydzień był intensywny, jeszcze w czwartek pożyczyłem rower od Joanny w celu wypróbowania, pojechałem na Niedźwiednik, gdzie ćwiczyliśmy — rower właściwie hamulce ma tak samo słabe, no i przerzutki są trochę rozregulowane — przeskakują.

Przedkoncertowa próba z Wojtem bez zarzutu — przygotowani jesteśmy jak starzy, na granie do kotleta będziemy mieli jeszcze dwa nowe numery; potem — chyba po trzech browarach — dymałem pod górę na Morenę, i kiedy się udało i już zjeżdżałem mostem do kerfura okazało się, że złapałem gumę w tylnym — katastrofa! Więc do przystanku i autobusem do domu. Pech no, w pożyczonym rowerze, którym mieliśmy się bujać na weekend.

W piątek szybka pobudka — żeby zdążyć na pks. W dużej mierze martwiłem się, jak wypadnie Gortat, jeżeli zagra w pierwszej piątce, na szczęście tuż przed wyjściem telegazeta udzieliła mi potrzebnych informacji: Gortat grał 40 min, 11 pkt, 15 zb. i Orlando pokonało na wyjeździe 76ers i awansowało do II rundy (4-2).

Zejście przez park na Orunię Dolną pospieszne, ale udało się wsiąść we właściwy autobus, którym pojechaliśmy do Straszyna. Ekipa podobna do zeszłorocznej i ruszyliśmy w trasę obok zbiornika straszyńskiego, w las, częściowo zółtym (bursztynowym) szlakiem do Bąkowa, stamtąd znowu przez las, w towarzyszeniu ścieżki rowerowej, która prowadzi do Jeziora Otomińskiego, skąd — już dla nas znaną trasą — do wiochy, której nazwy nie pamiętam, po czym Piotr porowadził naszą czwórkę koło nowo odkrytego cieku wodnego, a reszta poszła prosto. Łącznie jakieś 15 km, ale zeszło nam raczej długo (niemal 5 ha). Na działce tradycji stało się zadość, z Jaśkiem robiliśmy grilla, wsuwaliśmy wszystko co się dało, trochę grzaliśmy się na słońcu (jednak zimny wiatr towarzyszył nam w drodze i na działce), po czym wróciliśmy autobusem do domu, przez Gdańsk Główny (działka jest po drugiej stronie oszą, w pobliżu wiaduktu).

Może być, że wieczorem oglądaliśmy jakiś film. Może być, że Allena. Może być, że był to "Zelig". Całkiem sprawnie zrealizowany, oparty na znakomitym pomyśle. Ale może być, że to wcale nie było w piątek wieczór.

sobota, 2 maja
Ponieważ poprzedniego dnia udało się przeprowadzić odpowiednie rozmowy, to rano pojechałem na Chełm do Romka — brata Piotra — i wziąłem nową dętkę. Przy okazji, w ramach wspomnień, na chwilkę zajrzałem do domu Dziadka, nastąpiły jakieś kosmetyczne zmiany, ale ogólny wizerunek się nie zmienił. Najbardziej mi szkoda tych drzew w ogródku przed domem. Tak łyso jest.


Brak komentarzy: