wtorek, 17 listopada 2009

broken flowers

poniedziałek, 16 listopada

"Broken flowers". I Mulatu Astatke. Nie oszukujmy się, nie jestem fanem Jarmusha. Najbardziej lubię lekką, składaną "Noc na ziemi". I odcinek z Benignim. Tak jak odcinek z owcą w filmie Allena. Ale Bill Murray zagrał (a może był?) jak trzeba, obsada doborowa, znakomity Felix Leiter (Jeffrey Wright). Było co oglądać.

W piątek byłem po sportach zdechły. W drugiej części graliśmy 2 na 3, to nie było dla mnie po 3 tygodniach przerwy — już nie wspominając o moich zdolnościach koszykarskich, hie hie.
Oglądaliśmy remake "Omena". Jego słabością było to, że był niemal identyczny. Cóż. Pora ponownie obejrzeć klasyczne części.

W sobotę mieliśmy długo oczekiwane spotkanie w kwestii nagrywania wokali do ITNON. Udało się! Nie dość, że w ciągu 5 godzin zrobiliśmy 3 numery i kawałek, to jeszcze Dżerdżej przyniósł wiolonczelę, która okazała się być brakującym ogniwem (kontrabasem) mojej solowej płyty. Ale to kwestia niedługiej przyszłości.
Powoli przyzwyczajam się do myśli, że nawet mając własne kompozycje, ich wykonawstwo należy przekazać w lepsze ręce/głosy. Na chwilę obecną obecność na nagraniach Pawła (dr) i Dżerdżeja podnosi projekt na wyższy poziom. Być może zamiast w stronę QOTSA przesunęliśmy się w kierunku Alice in Chains jeżeli chodzi o wokal, ale dzięki temu stylistyka nie będzie identyczna z oryginałem. Co nienjest chyba złe, bo Alice jest bardzo popularna u nas, a i nowa płyta cieszy się uznaniem, hie hie. Ale ogólnie jest naprawdę nieźle — i te polityczne teksty! (dzięki Tomek za tłumkę :)
Zaczęliśmy klasycznie, "Brainstorm" (Hawkwind) na rozgrzewkę. Później klasyk ITNON — Dżerdżej miał nawet pomysł, więc wystarczyło go zrealizować. Na przykład, jak robimy duble wokali, to on nie powtarza tego samego, tylko tworzy harmonie wokalne, co daje szeroki efekt - nie wiem, jak sobie z poradzę w miksie z tak wieloma ścieżkami, heh.
I tak rześmy lecieli aż do "fu fajters", kiedy czas i brak wyraźnej koncepcji zakończył naszą pracę. Dżerdżej jest niesamowity pod względem nakręcania się bez konieczności stosowania używek. W odpowiednich momentach rozdzierał się w domu na całą japę, ogólnie skakał, tańczył, machał mikrofonem - jedynym niekorzystnym elementem jego ekspresji był fakt, że miał siepiące się skarpetki koloru szarego, więc ślady jego aktywnej obecności wciąż są widoczne na wyładzinie.
***
Wieczorem właśnie "Broken flowers". A okazało się nawet, że mam w zasobach płytę Mulatu Astatke i kołyyyysze jak trzeba!
***
Niedziela minęła nam bardzo tradycyjnie. Nawet nie wychodziliśmy z domciu.
Many PacMan wygrał z Miguelem Angelem Cotto, ale walka tylko do połowy była emocjonująca, bowiem potem Cotto nie walczył, ale uciekał po ringu. A i tak ślady walki na jego twarzy wyglądały podobnie jak po walce z Marquezem, kiedy ten stosował niedozwolony środek, który utwardzał plastry na jego rękawicach. Znaczy się = Manny Pacquiao tego nie potrzebuje. "Teraz na jego drodze został już tylko jeden pięściarz — niepokonany Amerykanin Floyd Mayweather junior" (Janusz Pindera).

Ach, nie udał się Smudzie debiut na piachu.
***
Potem miałem ciśnienie, żeby obrobić choć część plików ITNON, stąd dorywczo zasiadałem do komputera-laptopa. Z rana nagrałem również akustyk do "ketus death II" — ładny popik.
Będą dwie przestawki w ITNON, w jednym numerze zamiast zwrotki na 2 wersy trzeba zrobić na 4 i na 6, w innym w ogóle dokopiować pre-horus po II zwrotce — czeka mnie poważne zadanie w cięciu i przesuwaniu tych wszystkich plików, tak aby płynnie przechodziły.
***
Dzień zakończyliśmy próbą obejrzenia "Annie Hall" po angielsku/hiszpańsku — nieudaną, więc zostaliśmy na dwóch odcinkach Allenowego "seksu" — dało radę. "Gry wojenne" okazały się prostą historią dla dzieci o małoletnim McGyverze — przesłanie z serii tych ważnych jakoś mnie nie przekonuje, nawet w dzisiejszych czasach.
***
Z aktywności muzycznych jeszcze ćwiczenie wokali do vreena 3 oraz próba odszyfrowania gitary do coveru. Jakoś, jakoś.

Brak komentarzy: