Już abstrahując od krwawego kapitalizmu, jaki u nas panuje (czytanie na akord, he he), to skala pracy jak w dużym zakładzie produkcyjnym może przyprawiać o zawrót głowy. Bowiem redaktorek jest takim małym menedżerkiem produktu, gdyż oprócz standardowej pracy musi ugadywać się ze składaczem, zawsze najmądrzejszym autorem (jedni są jeszcze mądrzejsi od tych mądrych), zleceniodawcą, który płaci za produkt, a nawet z drukarnią, żeby tylko wydrukowała na czas.piątek, 26 lutego 2010
skowronek
Już abstrahując od krwawego kapitalizmu, jaki u nas panuje (czytanie na akord, he he), to skala pracy jak w dużym zakładzie produkcyjnym może przyprawiać o zawrót głowy. Bowiem redaktorek jest takim małym menedżerkiem produktu, gdyż oprócz standardowej pracy musi ugadywać się ze składaczem, zawsze najmądrzejszym autorem (jedni są jeszcze mądrzejsi od tych mądrych), zleceniodawcą, który płaci za produkt, a nawet z drukarnią, żeby tylko wydrukowała na czas.wtorek, 23 lutego 2010
live music
Właśnie, kilka koncertów oglądałem ostatnimi czasy. Na żywo (więc legendarna wymówka, że widziałem tylko 4 w życiu jest nieaktualna). Jeszcze przed wyjazdem 59degrees (czyli ponad połówka Cold Fish — Paweł, Michał) — wypadli poprawnie, nawet było słychać polski wokal, ale niestety występowali przed Line-in 01 (aktualnie gram tam Przemas z Who Cares) i przy całej powtarzalności muzyki, koncert był niesamowity wizualnie i dźwiękowo. Prawie jak na koncercie Linkin Park. Naprawdę byłem pod wrażeniem.Następnie w Walencji widziałem jeden zespół pop-rockowo-cold-wave'owy troszkę w stylu Interpolu w wersji brytyjskiej (Hiszpanie mają ten sam problem co my, albo flamenco albo kopiowanie obcych wzorów) oraz jeden knajpiany, jazzujący, nieco bardziej jazz-swing niż Leszcze, ale głównie chodziło o zabawę, nawet do tańca (wiele osób w klubie między 30-60 rż.).
Zaś w piątek przy okazji występu widziałem Spoiwo, czyli kolejną wariację nt. Mogwai, ale przynajmniej chłopaki robią to co robią z zacięciem i zaangażowanie.
***
Jeżeli zaś chodzi o "Brainstorm" to pacjent przeżył i pomysł chyba jest wystrzałowy, jak zmontowałem początek, to teraz bawię się w układanie klocków "zwrotka/refren". Nie jest to może łatwizna, bowiem tempo waha się w granicach 152-154 (prawie perfekcyjnie, jak na zagrane od tak), ale brzmi obiecująco. Mniam.
poniedziałek, 22 lutego 2010
chomiki
A wieczorem oglądaliśmy? "Black Dahlia" (2006) chyba. Słabe popłuczyny po czarnych kryminałach. Nawet "Tajemnice Los Angeles " były lepsze, choć mi się nie podobały. Ani Brian De Palma ani tym bardziej Josh Hartnett mnie nie przekonują. Jeden jest zawsze nadymany (i ceniony, nie wiem czemu), a drugi nie wyskoczy ze swej roli pięknisia. Scarlett tylko wyglądała. Pyszczku zasnęła pod koniec, więc doobejrzeliśmy następnego dnia. Ja zaś oglądałem następnie Cavs-Lakers — mecz drugi.
W sobotę było tak, że zaliczyłem masarnię, zaś po kawie zajęliśmy się robotą, Pyszczku prawdziwą, ja — nie. I to było śmieszne, bo ja działałem nad numerem "Brainstrom" przez dwa dni. (pierwej oczywiście się orientowałem, gdzie zakończyłem pracę na poprzednim numerem = na razie jest na ujdzie). I teraz wyprzedzając fakty: wszystko ładnie poukładałem, brzmienia nawet pasują, w tym chaosie cokolwiek słychać (choć gitar wciąż za dużo) (może jednak bardziej stoner pojechać), na samo zakończenie zabawiłem się z pogłosem do finałowej solówki. I nagle z solówki owej wyszła mi taka linia melodyczna. Ponieważ Pyszczku zaczęła odkurzać, wybrałem się na zakupy, gdzie po drodze uznałem, że na bazie tek solówki należy zrobić heavy-rockowego killera ze zwrotkami i refrenami, a te popierduchy wcisnąć jako dodatek. Więc praca odrobiona, można znowu zabierać się do pracy.
Niedzielę również przesiedziałem w kuchni, poprzedniego dnia sformatowaliśmy udka z kurczaka, a teraz zupę na pół tygodnia — wypasiony gar. Będzie zatem trochę wolnego. Pyszczku przyszalała z odkurzaczem — pożyczyliśmy, w zamian pilnujemy chomiki. Dziwne są jakieś, ale na razie nie zdychają.piątek, 19 lutego 2010
Network
Z dzieciństwa pamiętam tylko jeden komiks Captain America, chyba nawet zacząłem go przekalkowywać (ale wtedy nie widać było tych czadowych czerwieni, granatów, a i biel nie taka biała). Więc kiedy na wystawie kiosku w Alicante zauważyłem wyblakłą okładkę, od razu powrócił mi sentyment. Kiosk był zaknięty. Na szczęście mamy internet.
Ostatnio co siądziemy, to trafia nam się perełka filmowa. Po "Exorcist III", który moim zdaniem swoimi pomysłami "kryminalnymi" w jakiś sposób antycypował "Seven" przyszła kolej na "Network" (1976), bardzo dobry film o rzeczywistości telewizyjnej w Stanach lat 70., która po dzisiejsze czasy pewnie niewiele się różni.
Ze znanych Faye Dunaway oraz "młody" Robert Duvall, do tego elementy dramatu, aktorstwo oczywiście fantastyczne i wiarygodne, troszkę (ze względu na charakter postaci dramatu) przypomina mi "Good night and good luck", równie wysoki poziom, do tego wciąż powala mnie fakt, że są filmy, które trzymają w napięciu, choć nie ma w nich dosłownej akcji. W dodatku nie ma tutaj jakiegoś nachalnego artyzmu, nadęcia, wręcz niektóre sceny są wybitnie satyryczne, wręcz kpiarskie ("tradycyjne problemy z dogadaniem szczegółów kontraktowych" — czy jakoś tak).
Jakiś czas temu omawialiśmy z Pyszczku kwestię filmu, w którym wystąpią gwiazdy sensacji naszej młodości. Więc prawie, prawie będzie taki film. Expendables (2010). Wystąpią: Jet Li, Jason Statham, Sylvester Stallone, Dolph Lundgren, Eric Roberts, Mickey Rourke. W zapowiedzi był jeszcze Bruce Willis, ale chyba się nie zmieścił. Nio nio.
czwartek, 18 lutego 2010
spoza donic woń
czwartek, 18 lutego
Kuriozalność tych połączeń wyrazowych momentami mnie zachwyca. Ponadto po 3 tygodniach piosenka mnie się podoba, a nawet wzrusza, więc wrzucam obecny szkic z obrazkami z zeszłego roku (metody na umieszczanie mp3 jeszcze nie odkryłem) (film do 40 mega, więc nie za duży, pewnie dźwięk się skapcani po wrzuceniu do neta) (ale chyba tym nie będziemy się przejmować). Oczywiście, czekają przeróbki, miksy i masteringi, ale kto wie, kiedy do tego dojdzie. Wyjątkowo lepiej słucha się na głośnikach niż na słuchawkach — nowy sposób miksowania!
Pierwowzór: "ketus death II" można posłuchać u Endriusa — on jest twórcą (tworzywem?):
http://www.myspace.com/andrzejkedzierski
zaś ta pieśń jest udaną modyfikacją w stylu Rojka, Makowieckiego, Sigur Ros, a najbardziej chyba Rozynka z wokalem Vreena. Kiedy lista przebojów?
środa, 17 lutego 2010
Valencia
!Valencia es estupenda! Pierwsza samodzielna wyprawa okazała się sukcesem, prawie całą zwiedziliśmy na piechotę, jedzenie jest genialne (i tanie), pogoda nawet do 24 stopni C, wiele do oglądania (nawet nie obejrzeliśmy wszystkich muzeów, z tych za darmo). Obejrzałem pierwszy w życiu mecz (i to był mecz!), trafiliśmy na ostatnią sobotę karnawału, po prostu cuda!
Daję kilka obrazków z różnych okazji, bo pewnie pół roku minie, zanim obcykam i wybiorę de best.
wtorek, 16 lutego 2010
jesteś orzechem?
Uff, jeszcze kilkadziesiąt minut i wychodzę stąd. A jeszcze klasyczny motyw, zostało ci parę rzeczy do wyszlifowania, przychodzisz rano, otwierasz skrzynkę i bam! Wszystko idzie się ..., totalny misz-masz, publikacje trzeba przemeblowywać i układać się politycznie z różnymi zleceniodawcami — koszmar doprowadzający do zatwardzenia albo przeciwnego stanu, jak kto tam ma.
Wróciliśmy wczoraj rano (Walencja to temat na inne opowiadanie — ogólnie: niesamowicie!). Zimno tu u Was. Zaliczyłem Gdynię — bez efektów, coś te mikrofony nie chcą się do mnie uśmiechnąć. Obiadek — pyzy z mięsem zasypane smażoną cebulką — mniam.
A wieczorem, po małym revivalu zaczęliśmy oglądać "Exorcist III: The Legion" i pierwsza połowa filmu jest bardzo dobrym dreszczowcem kryminalnym, ze świetnymi dialogami (ci od "Tomorrow never days" — dla mnie najlepszy 007 z Brosnanem — mogliby się wiele nauczyć), znakomita kreacja George C. Scotta (którego pamiętamy z filmów "Hardcore" oraz ostatnio "Anatomy of murder"). Nie wiem, czy to kwestia aktorstwa, czy kilmatu/muzyki — ale film, choć z roku 1990, jest zrobiony w stylu kryminałów z lat 70. Lubimy.






